~ 2 lata od wstąpienia do wojska ~
Od mojego wstąpienia do wojska minęły dwa lata. Do tej pory nie mam kontaktu z rodziną i chłopakami. Wiem tylko, że moi przyjaciele przeprowadzili się do Chicago. Nathan został przeniesiony to Korei Południowej a ja zostałam razem z grupą "Storm" w Afganistanie. Od półtora roku nie było mnie w Stanach i ostatnio zrozumiałam, że to dobrze. Wolę walczyć niż biernie przyglądać się sytuacji na świecie.
- Wilku, słuchasz mnie? - zaśmiał się Eryk. Przez czas mojego pobytu tutaj dużo się zmieniało. Żołnierze przychodzili i odchodzili ale tylko on i David nie zmienili się. Ciężko by było gdyby kapitan miał odejść. To właśnie tych dwóch nadało mi pseudonim wilk, bo według nich na akcjach jestem gotowa poświęcić wszystko aby ratować moich towarzyszy. - O czym myślałaś?
- Wybacz - zawstydziłam się. - Zastanawiałam się co u mojej rodziny, co u przyjaciół.
Eryk nie odezwał się, podszedł do mnie i przytulił mnie. Jako jedyny zna moją historię i zawsze pociesza mnie powtarzając, że wszystko się jeszcze ułoży.
- Będziesz miała okazję się przekonać - powiedział kapitan Stone. - Za godzinę lecimy do USA. Spakujcie swoje rzeczy i widzimy się na placu głównym. Tam dowiecie się wszystkiego.
Nic nie mówiąc zaczęliśmy pakować swoje manatki zastanawiając się jednocześnie czemu mamy wracać. Co prawda sytuacja tu, w Afganistanie się polepszyła ale żeby od razu ściągać nas do domu. Minął kwadrans a my staliśmy ustawieni w szeregu na miejscu zbiórki.
- Tak jak wam mówiłem, wracamy do kraju lecz nie będzie to powrót taki jak wam się może wydawać - powiedział kapitan stając przed nami. - Dostaliśmy rozkaz od generała aby zabezpieczyć piknik w East Village. Jest to najważniejsze spotkanie śmietanki towarzyskiej z całego Nowego Jorku. Dodatkowo będzie to połączone z piknikiem charytatywnym, więc policja zwróciła się do wojska z prośbą o pomoc. Oni będą pilnować terenu wokół miejsca spotkania a my będziemy patrolować teren wewnątrz, będziemy wśród ludzi.
Wracam do domu, może nie bezpośrednio ale całą dzielnicę traktuje jak dom. Znowu znajdę się wśród ludzi, których znam od dzieciństwa. Wsiedliśmy do aut i ruszyliśmy na lotnisko. Przez całą drogę nic nie mówiłam, analizowałam sytuację. Godzinna droga przez pustynie dłużyła mi się. Bałam się, po prostu się bałam powrotu do domu.
- Emily co się dzieje? - zapytał Eryk gdy szliśmy przez płytę lotniska.
- Wszystko w porządku - powiedziałam cicho patrząc pod nogi. - Nie martw się.
- Skoro tak mówisz - westchnął chłopak. - Tylko pamiętaj, że ja nie jestem ślepy i jeżeli będziesz chciała pogadać to jestem obok.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się delikatnie wsiadając do samolotu. Byłam mu wdzięczna, że nie naciska.
- Kapitanie mam pytanie - odezwałam się gdy latająca maszyna wzbiła się w powietrze. - Dlaczego akurat my?
- Jesteśmy najlepsi z najlepszych - wyjaśnił David. - Poza tym pochodzisz z East Village, znasz ludzi i wiesz co tam się dzieje. Będziesz miała dodatkowo możliwość spotkania się z rodziną i przyjaciółmi.
- Tu jest problem kapitanie - westchnęłam niepewnie a widząc zaciekawione spojrzenie moich towarzyszy. - Moja rodzina nie chce mnie znać od momentu, gdy powiedziałam im o wojsku. Z przyjaciółmi pokłóciłam się po zakończeniu roku szkolnego. Uważali, że nie nadaje się do wojska.
W samolocie zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem.
- Będziesz mogła pokazać im, że się mylili - zaśmiał się Eryk.
Reszta podróży minęła nam w dość luźnej atmosferze. Gdy zmęczeni wylądowaliśmy w bazie wojskowej od razu udaliśmy się do wyznaczonych pokoi aby odpocząć. Czekał nas dzień pełen wrażeń.
Następnego dnia wstaliśmy o 7 rano, co było dość dziwne. Zwykle wstawaliśmy o wschodzie słońca. Zjedliśmy śniadanie i śmiejąc się skierowaliśmy się do magazynu, gdzie czekał na nas kapitan. Odebraliśmy wyposażenie, które będzie nam potrzebne i wyszliśmy przed jednostkę gdzie czekały na nas samochody. Każdy miał swoją broń, indywidualnie dobraną. Kiedy moje dłonie dotknęły ponownie AK-74M poczułam się pewniej. Zabezpieczoną broń przewiesiłam przez ramię. Czekała nas godzinna droga a ja z każdą minutą coraz bardziej obawiałam się tego pikniku.
Na miejscu czekali na nas już policjanci. Na ich czele stała komendant Light. Wspaniała kobieta, która facetami rządzi jak jej się podoba. Gdy podjechaliśmy dawała akurat kazanie stojącym na baczność policjantom. Cicho wysiedliśmy z aut i stanęliśmy za kobietą.
- Macie zachowywać się godnie - mówiła spokojnie pani komendant. - To będą najlepsi z najlepszych, macie być czujni. To są niesamowici ludzie, którzy każdego dnia ryzykują wiele abyśmy mogli żyć w wolnym kraju.
Popatrzyłam na mojego kapitana, wszyscy rozumieliśmy się bez słów więc zrozumiał, że chcę się odezwać. Wyraził zgodę kiwnięciem głowy.
- Z całym szacunkiem pani komendant ale czy ja wiem czy tacy najlepsi - zaśmiałam się patrząc na zaskoczoną kobietę.
- Kogo moje oczy widzą - podeszła do mnie i przytuliła mnie. - Emily Moon, wieczna wojowniczka. Dobrze cię widzieć.
- Panią też - uśmiechnęłam się, po czym zwróciłam się do mojego dowódcy. - Przedstawiam komendant policji panią Alice Light. Pani komendant to mój dowódca, kapitan David Stone.
Po ustaleniu wszystkich szczegółów zabraliśmy się do roboty. Równo z godziną 10 ludzie zaczęli się schodzić. Widziałam moich rodziców i mojego brata. Patrzyli na mnie lecz nie podeszli. Nagle zobaczyłam człowieka, którego nigdy bym się tu nie spodziewała. Przydługie, blond włosy i granatowe oczy wyróżniały się z tłumu. Nie pomagało także to, że chłopak miał 195cm wzrostu. Patrzyłam na niego a gdy on spojrzał w moją stronę nasz wzrok się spotkał. To był Ethan. Zapowiada się ciekawy dzień.

CZYTASZ
Wojskowa
RandomUbrana w mundur patrzę na otaczające mnie tereny. Wokół mnie rozciąga się krajobraz afgańskiej pustyni. Wsiadłam w samochód i razem z resztą grupy ruszyłam w kierunku bazy. Nie wiedziałam, że mogę do niej nie dotrzeć...