Rozdział 13. Nie ufaj nikomu.

1.2K 116 11
                                    

Rozejrzałam się dookoła szukając kogoś, kto mógłby zobaczyć to wydarzenie i gdy byłam niemal pewna, że nikt tego nie widział napotkałam ciemne oczy, które wpatrywały się we mnie z powaga. Przełknęłam ślinę, patrząc na czarnowłosego chłopaka trzymającego długi ciężki łuk. To on zabił potwora. To Aidan.........
Wiecie jak to jest gdy zamiera ci serce, tylko na ułamek sekundy, ale zamiera. Zawsze śmiałam się z ludzi, którzy mówili, że przeżyli coś takiego, ale dziś mogę stwierdzić z całą powagą, że to istnieje. Gdy te zimne oczy wpatrywały się we mnie, coś sprawiło, że mój najważniejszy organ stanął by potem ze zdwojoną siłą zabić.
Nie wiem ile wpatrywałam się w chłopaka, ale przestałam dopiero wtedy, gdy ktoś chwycił mnie podnosząc. Z zdumieniem spojrzałam na Less i poczułam jak przytula mnie płacząc. Niezgrabnie poklepałam ją po plecach.
- Co ty sobie myślałaś, kazałam ci czekać- krzyknęła na mnie.- Mogłaś zginąć, mówiłam ci, że nie jest to zadanie dla osoby, która dopiero zaczęła treningi.- spuściłam głowę patrząc na buty. Byłam niemal pewna, że moje policzki są czerwone- Ale....- spojrzałam na jej zapłakane oczy- dziękuje, myślę, że jeśli nie wkroczyłabyś do akcji, to teraz wąchała bym kwiatki od spodu.- delikatnie się uśmiechnęła.
- Less, Tyche- odwróciłam wzrok oszołomiona i ujrzałam biegnącego w naszą stronę Dannego- Pomóżcie z rannym- klęknął obok dziewczyny, której ciało niedawno leżało na ziemi bez śladu życia- Nic ci nie jest?- zapytał ze szczerą troską, która obdarzał każdą potrzebująca osobę.
Dziewczyna z miną, która wyrażała totalne zdziwienie wpatrywała się w swoją idealną skórę na brzuchu. O ranie, która się tam kiedyś znajdowała świadczyła podarta koszulka.
- Byłam pewna, że......ale.....rana...bolało- mruczała, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego sensownego zdania.- Tu... była....rana- wyjąkała, wskazując na tułów poranioną dłonią.
- To tylko halucynacje wywołane pojawieniem się bestii, to wszystko z szoku- powiedział Dannyz wyrazem znawcy. Objął dziewczynę w pasie delikatnie podnosząc. Powoli ruszył w kierunku Wielkiego Domu, gdzie mieściły się puste sale przeznaczone dla rannych.
-Chodź- pociągnęła mnie za Dannym- ta rana na ramieniu wygląda okropnie- otworzyłam szerzej oczy słysząc te słowa. Szybko spojrzałam we wskazanym kierunku , a mój umysł ogarnęło wielkie zdziwienie. Na ramieniu, od barku po sam łokieć, rozciągała się wielka krwawiąca rana. Wiedziałam, że w świecie śmiertelników lekarz zapewne założyłby kilka szwów. Co dziwne widok krwi innych znosiłam dzielnie, lecz własna sprawiała, że przed oczami pojawiały się ciemne plamki. Momentalnie stanęłam czując duszność. Zaczęłam tracić grunt pod nogami.
- Less, ja- próbowałam powiedzieć jednak zapadła ciemność
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Otworzyłam oczy próbując zrozumieć gdzie się znajduję. Spojrzałam z przejęciem na salę lekarską, czując narastającą irytacje. No pięknie ledwo stąd wyszłam i już wróciłam, tylko ja tak potrafię. Od ostatniego pobytu niewiele się tu zmieniło, przybyło tylko potrzebujących. Z westchnieniem opadłam na poduszkę. Za mną rozległ się cichy śmiech. Szybko rozejrzałam się po Sali, jednak niewiele zobaczyłam, czemu się nie dziwiłam. Przecież jest noc. To stwierdzenie, wywołało u mnie dreszcze ponieważ zaczynały przypominać mi się wszystkie horrory, które obejrzałam przed pojawieniem się w obozie.
- Kto tu jest?- zapytałam odważnie, jednak wcale się tak nie czułam.- Wyłaź kimkolwiek jesteś.
- Może trochę ciszej, ludzie chcą spać, kochanieńka- rozległ się rozbawiony głos. Już po chwili mogłam zobaczyć zmęczoną jednak rozbawioną twarz Aidana. Na jego widok jak zawsze poczułam zamierające serce. Zdziwiona jego widokiem zupełnie nie zwróciłam uwagi na ostatnie słowo.
- Czego chcesz- wykrztusiłam.
- Milej, maleńka. Nie powinnaś się stresować, przy twoim stanie to niebezpieczne.
- Jakim stanie?- spanikowana spojrzałam na swoje ramię jednak zobaczyłam tylko biały bandaż.
- Żartowałem- zacisnęłam mocno szczękę, próbując opanować złość. Myślałam, że straciłam ramię.- A teraz na serio, wybacz, że powiem to prosto z mostu, jednak nie mamy ani chwili do stracenia. Mam wiadomości od twojego ojca- otworzyłam szeroko usta
- Mojego ojca?- zapytałam próbując upewnić się czy dobrze zrozumiałam
- Tak- odparł poważnie- Zanim ruszysz w drogę....
- Jaką drogę?- wykrztusiłam nic nierozumiejąca . Za dużo nowych informacji.
- Mała Tyche-złapał mnie za ramiona potrząsając i zmuszając żebym na niego spojrzała- mam mało czasu. Nocni łowcy opuszczają obóz za kilka minut, a ja musze iść z nimi.- Widząc, że chce przerwać zatkał mi usta swą zimną dłonią- Twój ojciec, kazał ci przekazać, żebyś znalazła trzy siostry. Trzy czarownice, Sinister, Alkoi i Relik. Mieszkają gdzieś w lasach północnych, koło źródła Okeanid. Zapytaj je o pradawną Mortes. Nikomu nie możesz mówić o tym, nawet Chejronowi, nikomu nie ufaj.
- Skąd mam wiedzieć, że tobie mogę?- wreszcie wyrwałam się z jego uścisku.-nie mam ku temu żadnych powodów.
- Może dlatego, że nie powiedziałam nikomu o twoich nekromanycznych zdolnościach?- zapytał sarkastycznie. -W sumie, nigdy nie widziałem kogoś tak potężnego. Możesz mi ufać, tak jakby przyjaźnie się z twoim ojcem.
- Powiedz mi coś o nim, proszę
- Kiedyś jeszcze nie teraz, czasem niewiedza jest lepsza- odparł cicho wzdychając- Powiem jedynie, że jest wspaniałym bogiem. Musze iść- wstał- Pamiętaj trzy siostry, pradawny Mortes.- ruszył jednak przystanął oglądając się- Byłbym zapomniał Miranda zostaje, pomoże ci. Powodzenia. Jeśli przeżyjesz, spotkamy się na balu z okazji rocznicy ślubu Zeusa i Hery. Nie ufaj nikomu.
Odszedł zostawiając mnie kompletnym osłupieniu.


Od autorki: Cześć kochani. Przepraszam za tak długa przerwę. Po prostu choroba.
Rozdział nudny za co po raz kolejny przepraszam, obiecuje, że się poprawie.
Jeśli się podoba: gwiazdka lub komentarz.

Bogini wygnaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz