Okazało się, że chłopaki nie tylko nie dali się zabić, spektakularnie uciekając ludziom Nadine, których jedna dziesiąta skończyła martwa, ale też nie zamierzali wcale odpuścić. Znali następną lokację, czyli King's Bay na Madagaskarze. Co więcej, pewnie niedługo się tu pojawią.
Ucieszyło mnie, że nie musiałam wkładać kurtki, zamiast tego ubierając się dość wygodnie i przy tym z klasą. No co, do biura nie zakładam skórzanych butów i stanika zamiast koszuli.
Okej, dobra prezencja była ogromnym plusem, tak jak możliwość prowadzenia terenówki. Jednak pozostawał fakt, że to jebany Madagaskar – kilkuletnie mieszkanie w Seattle nie przyzwyczaja do afrykańskich upałów.
— Przyznam, zaskoczyło mnie, że Bane umie jeździć lepiej od ciebie — powiedziała z lekko drwiącym uśmiechem Nadine do mojego narzeczonego, gdy ja uważałam, by nie wjechać w jakąś dziurę w drodze.
Siedziała z tyłu, Rafe obok mnie. Były momenty, kiedy znajdowali wspólny język i się nie zaczepiali, ale tylko momenty. Przez większość czasu dokuczali sobie moim kosztem.
— No widzisz — sapnął zirytowany. Próbował nie dać się sprowokować. — Cassandra jest pełna niespodzianek.
Wjechałam pod stromą ulicę, trzymając kierownicę z całych sił. Rafe robił coś na telefonie i od czasu do czasu zaznaczał coś na rozłożonej na jego kolanach mapie. Szczerze wkurwiało mnie to, że założył czarną koszulkę i wcale się w niej nie pocił. Moje meksykańskie pochodzenie też trochę pomagało, jednak on urodził się w Stanach. Powinien tu, kurwa, umierać.
— King’s Bay też zamierzasz przekopywać piętnaście wiosen? — zapytała dziewczyna z tyłu, na co westchnął z większą irytacją.
— Policz sobie drzewa, które mijamy, i odwal się ode mnie.
Parsknęłam głośno. Bywało, że tak szybko pękał i reagował niczym niemowlę. Rzadko. Ale wciąż. A mnie, jako osobę, która śmiała się z niego do woli bez zagrożenia strzeleniem mi w łeb, bawiło to bardziej od przemówień niektórych polityków.
— Estás cabreado tan lindo como un niño.
— Jak zwykle nie wiem o czym ty kurwa mówisz, więc przestań — powiedział na to, biorąc oddech na uspokojenie, obrzucając mnie długim spojrzeniem i ostatecznie wracając wzrokiem do swojej mapy.
To tylko jeszcze bardziej mnie rozbawiło, jednak ograniczyłam się do uśmieszku.
Jechaliśmy wąską ulicą. Rafe dotknął słuchawki w uchu, rzucając „przyjąłem”. Fakty były takie; Nate i jego mała klika samobójców nie mogliby beztrosko przemieszczać się po zatoce, czy okolicy, nie wpadając Shoreline w oko. Mieliśmy żołnierzy dosłownie wszędzie. Jeśli mieli resztki rozumu, działali ostrożnie.
Znajdą się niedługo w problematycznej sytuacji, gdyż jako mężczyzna z wypchanym portfelem i kontem bankowym, Rafe się nie cackał. Już w tym momencie jakiś człowiek zajmował się hakowaniem telefonu Sullivana i braci Drake. Sporo kosztowało nas zdobycie numerów, ale stawką było złoto i sława — nikt pokuszony taką nagrodą nie powstrzymałby się przed tego typu wysiłkiem.
CZYTASZ
GOLDEN DESIRES ➵ Thief's End ✓
Fanfiction❝Złoto i diamenty były dla niego ważniejsze❞ Henry Avery miał łeb na karku, ukrywając skradziony skarb na tamtym statku, ale jak każdy kapitan w końcu poszedł z nim na dno. Samuel Drake był na tyle głupi, by nie widzieć niczego poza wizją siebie ze...