Płynąc przez płytsze wody, nasza trójka rozpracowywała prawdopodobieństwo tego, na której z wysp został ukryty skarb. Było ich do wyboru parę. Obstawiałam jedną z nich, największą. Moje przeczucie sprawdziło się, kiedy, dawno w tyle za naszymi patrolami, które popłynęły szybciej, naszym oczom ukazał się wielki, kamienny posąg pirata z lunetą wskazującą na tamtą właśnie wyspę.
Z Rafe’em wypiliśmy toast za nasz dotychczasowy sukces, a potem rozpętała się burza. Nagle i niespokojnie, przynosząc dzikie fale, ciemne niebo. Nadine oddała mi ster.
— Potrzebujesz czegokolwiek? — wyrzucił z siebie Rafe, zachodząc mnie od tyłu. Był zdenerwowany zmianą pogody.
— Poradzę sobie — mruknęłam, a zaraz po tym usłyszeliśmy grzmot. Niebo rozcięła jasna wstęga.
Zaczął lać intensywny deszcz, wraz z wysokimi falami ograniczający mi widoczność, jednak radziłam sobie. Byłam pewna, że uda mi się bezpiecznie dopłynąć do brzegu, a bez krztyny niepewności nasze szanse były pewniejsze przynajmniej o połowę. Byłam skupiona, skoncentrowana, podeszłam do tego na spokojnie. Tak należało.
Usłyszałam szereg głośnych huków. Nie były to pioruny, tylko odgłosy strzelaniny rozgrywającej się na wodach, co nieco mnie zaniepokoiło.
— Szlag by to, nie jesteśmy pierwsi — warknął Adler głośno, bo sztorm przybrał postać tak donośną i intensywną, że inaczej byśmy go nie zrozumiały. Musieliśmy wszyscy do siebie krzyczeć, ja dodatkowo odstawić nas bezpiecznie na brzeg.
Włączyłam wyższe obroty silnika, jednak z umiarem, bo wysokie fale skutecznie utrudniały szybkie i proste dopłynięcie do wyspy, a dodatkowo przed nami pojawiły się wysokie, ostre skały. Byliśmy niedaleko, musieliśmy tylko się trzymać. Ster parę razy nieomal uciekł mi z mokrych rąk, ale utrzymałam kurs, łapiąc się na przerabianiu w myślach swoich grzechów. Sumienie podpowiadało, że jeśli mieliśmy zginąć, powinnam powiedzieć o tym, czego się dopuściłam. Co zatem zrobiła Cassandra? Zupełnie nic, nie pisnęłam słówkiem, woląc już zabrać ten sekret ze sobą do grobu. Znaczy, nie grobu, bo nie będzie komu mnie zakopać, porwie mnie chciwa woda.
Nie mogłam mu powiedzieć. Nie teraz ani nigdy. Nie miało to znaczenia, tylko by go rozgniewało. Możliwe, że to bracia Drake utoną i nikomu nigdy już o tym nie powiedzą. Myślałam o swojej dupie, nie grając honorowo. Nie byliśmy jeszcze małżeństwem, nie liczyło się.
— Moi ludzie! — wydarła się Nadine, aż odwróciłam na moment wzrok, by zobaczyć łodzie rozbijające się o skały lub ulegające eksplozjom.
Co ja sobie myślałam? To są Drake’owie, do kurwy, ich nie pokona horda przeklętych dzikusów, a co dopiero wietrzyk, mżawka i afrykańskie fale. Nawet, jeśli mieli na ogonie armię najemników.
— Masz ich dużo, przymknij się i mnie nie stresuj — odparł mój facet, machając na nią ręką.
— Coraz mniej przez to, że z własnej winy masz na karku Drake’a! To moja część układu, moje dziedzictwo, moi ludzie!
CZYTASZ
GOLDEN DESIRES ➵ Thief's End ✓
Fanfiction❝Złoto i diamenty były dla niego ważniejsze❞ Henry Avery miał łeb na karku, ukrywając skradziony skarb na tamtym statku, ale jak każdy kapitan w końcu poszedł z nim na dno. Samuel Drake był na tyle głupi, by nie widzieć niczego poza wizją siebie ze...