Czytam wszystko od początku do końca siedem razy, a dopiero podczas ósmego podejścia słyszę jak woda cichnie, więc najszybciej jak potrafię, odstawiam wszystko tak jak było i biegnę do salonu, gdzie rzucam się na kanapę, oczywiście o mało co nie zabijając Roscoe, który grzecznie na niej spał.
Lewis wychodzi z łazienki w momencie, gdy otwieram w telefonie Instagrama, chcąc wyglądać w miarę wiarygodnie, bo przecież cały czas tutaj leżałam. Wcale nie dopuściłam się próby zabójstwa psa kilka sekund temu.
— Czuję się o niebo lepiej. — opada na kanapę obok mnie, a mi udaje się zauważyć krople wody na jego ciele.
— Nie wytarłeś się. — mówię.
Mężczyzna spogląda na mnie, a zaraz potem na swoją klatkę piersiową. Jednak zanim zdążę jakkolwiek zareagować, on rzuca się na mnie i wtula się w moje ciało, a wszystko co mam na sobie służy mu jako ręcznik.
Przysięgam, że mam ochotę go zabić gołymi rękoma, ale jak na razie to nie mam siły, żeby go nawet z siebie zrzucić, bo jego półtony naciska na moje ciało, wbijając je w kanapę. Wydaje mi się, że nawet na plecach czuję sprężyny.
— Już się wytarłem.
Po chwili po prostu ze mnie wstaje i wzruszając ramionami udaje się do kuchni, prawdopodobnie chcąc zrobić nam kolację.
— U mnie w pokoju, w szafie są ubrania. Wybierz sobie coś. — krzyczy jeszcze zanim cokolwiek powiem.
Pewnie domyślił się, że jestem wściekła i postanowił oszczędzić sobie mojego zabójczego spojrzenia, co w sumie jest dobrym pomysłem z jego strony, bo nasza dwójka i noże w kuchni to nie do końca słuszne połączenie.
Postanawiam wybrać się na przeszukiwanie jego garderoby, która okazuje się zdecydowanie większa niż przypuszczałam. Dziwny wydaje mi się fakt, że przecież kilka minut temu byłam w tym pokoju, ale jakoś nie zauważyłam jego ogromnej, naprawdę ogromnej szafy.
Gdy tylko ją otwieram, uderzają we mnie wszystkie kolory tęczy i automatycznie w mojej głowie pojawia się wierszyk, którego nauczyłam się w szkole, żeby zapamiętać ten układ barw. Od razu go sobie po cichu mówię, ale uwagę skupiam jednak na ubraniach w kolorze czerni.
Udaje mi się znaleźć jakieś spodnie, w których mam nadzieję, że nie będę aż tak źle wyglądać, ale nie potrafię odnaleźć przypadającej do mojego gustu koszulki w tym kolorze, więc decyduję się na jego przeciwieństwo i już po chwili idę do łazienki, by się przebrać. Zabawny wydaje mi się fakt, że jeszcze nie zdążyłam ubrać jego ciuchów, a z dala czuję już zapach Lewisa.
— Dlaczego musiałaś wybrać akurat tak drogie ciuchy? — jęczy, gdy tylko wchodzę do kuchni.
Koszulka okazuje się dużo większa niż się spodziewałam, więc chowam jej skrawek do spodni, na co Lewis znowu marudzi, że gniotę mu rzeczy. On chyba naprawdę jest jakiś pedantyczny.
— Daj mi jeść albo inaczej umrę z głodu. — teraz to ja jęczę, siadając przy wyspie kuchennej.
Jak na zawołanie, na białym talerzu przede mną pojawia się coś, co lekko przypomina omleta, ale nim nie jest. Lewisowi nie uchodzi moje zdziwione spojrzenie, które chyba nawet go bawi, bo unosi kąciki ust do góry.
— To tortilla smażona w jajku z warzywami i serem w środku. — tłumaczy.
— Dobre to? — pytam, sięgając dłonią po widelec.
— Zdechniesz jak zjesz. — warczy.
Postanawiam nie ciągnąć dalej tematu, tylko zabieram się za jedzenie, bo jestem szaleńczo głodna. Nim się orientuję, mój talerz zaczyna świecić pustkami, tak samo jak ten Lewisa.
Razem sprzątamy po kolacji, a potem idziemy na kanapę do salonu, gdzie on przynosi dla nas kieliszki oraz butelkę białego wina. Z daleka już widzę, że będzie ono dobre, ponieważ jest jednym z droższych jakie znam, a moja wiedza na ten temat jest akurat ogromna.
— Stało ci się dzisiaj coś złego? — pyta nagle, mordując się z otwarciem butelki.
Przez moment myślę, że pytanie pada do kogoś innego, ale gdy tylko nasze spojrzenia się krzyżują, ja wracam na właściwe tory i odchrząkuję, bo czuję delikatną gulę w gardle.
— Mi? Dlaczego?
— Jak rozmawiałaś z Charlesem to wyglądałaś, jakbyś zobaczyła ducha. — tłumaczy. — Coś się stało? On coś ci zrobił?
Na samo wspomnienie tamtej sytuacji czuję jak robi mi się słabo, wiem, że nie mogę dać po sobie tego poznać, więc od razu kręcę głową.
— Nic się nie stało. — śmieję się nerwowo. — Po prostu kogoś mi przypomniał i byłam w lekkim szoku.
— Kogo? — dopytuje.
Mam wrażenie, że z każdym kolejnym jego pytaniem zanika pewna cząstka mnie. Myślami zaczynam odpływać gdzieś zupełnie indziej. Słyszę jak do mnie mówi, ale jego słowa nie trafiają do mojego umysłu, po prostu przelatują przez głowę nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
— Kiedyś ci powiem. — szepczę.
Nie chcę, żeby ciągnął dalej tę rozmowę, więc zagaduję go na temat filmu, który mamy obejrzeć. On stawia na horror, co nie do końca mi odpowiada, ale ostatecznie się na niego godzę. Niech pozna moje dobre serce.
Jednak po pierwszych dwudziestu minutach wiem, że popełniłam błąd, bo albo wtulam się w klatkę piersiową Lewisa, albo zasłaniam oczy dłońmi, aby nie patrzeć na ekran. Nawet paluszki oliwkowe, które swoją drogą kocham nad życie, nie pomagają mi przetrwać w tych trudnych dla mnie chwilach.
Nigdy nie lubiłam horrorów, za to Arthur je po prostu kochał. Pochłaniał je po kilka dziennie, czasami nawet siedział cały weekend w domu przed laptopem i oglądał je, wcinając przy tym popcorn albo paluszki.
Tak bardzo brakuje mi tego, jak zawsze straszył mnie w ciemności. Mimo, że się tego spodziewałam to za każdym razem krzyczałam ze strachu, gdy wyłaniał się zza rogu. Nadal w głowie mam jego dźwięczny śmiech, który wtedy pieścił moje uszy.
— Hej, płaczesz?
Dopiero po pytaniu Lewisa orientuję się, że z moich oczu płyną łzy. Do tej pory ich nie czułam, a to pewnie dlatego, że ponownie odpłynęłam daleko stąd. Zostało tutaj tylko moje ciało.
— Możemy przestać to oglądać? — pytam błagalnym głosem, a Lewis od razu sięga po pilota.
Potem nie mówi już nic, tylko przyciąga mnie mocno do siebie, a ja czując jego ciepło, oplatam rękoma jego szyję i wtulam się w niego. Jest to chyba druga osoba, przy której czuję wewnętrzny spokój, nie zważając na sytuację, w której się znajduję. Jego oddech przy moim uchu sprawia, że wracam powoli na ziemię.
— Chcesz się położyć? — pyta, na co od razu kiwam mu głową.
On nie waha się ani chwili, od razu ze mną wstaje, przez co zmuszona jestem opleść swoimi nogami jego biodra. W tej dosyć śmiesznej pozycji udajemy się do pokoju, a zaraz potem lądujemy na łóżku.
— Mogę cię o coś zapytać? — zaczynam, gdy widzę jak udaje się do wyjścia.
Mężczyzna zatrzymuje się, po czym od razu kiwa głową i plecami opiera się o ścianę. Mimo że jest dosyć ciemno, mi udaje się zauważyć lekki uśmiech na jego twarzy.
— Dlaczego miałeś konto na portalu randkowym? — pytam.
Mija dokładnie czternaście sekund zanim zauważam jakąkolwiek reakcję z jego strony, jednak ta ani trochę mnie nie satysfakcjonuje.
— Kiedyś ci powiem. — powtarza moje słowa, po czym wychodzi.
W taki właśnie sposób powstają tajemnice, które nigdy nie prowadzą do niczego dobrego. Ciekawe dokąd popchną naszą dwójkę?
________________________
jakos luzno dzis

CZYTASZ
lights | l.hamilton
Fanfictionbyłeś moim światełkiem w tunelu, które oślepiło mnie, gdy podeszłam za blisko