Rozdział 4

301 32 39
                                    

Jeden krok... Drugi krok... Trzeci...

Odliczałam w głowie, byle tylko skupić się na czymś innym, niż ból i coraz dotkliwsze zmęczenie, które odczuwałam z każdym kolejnym postawionym przeze mnie krokiem.

Uciekałam. Uciekałam, bo musiałam.

Nie mogłam się poddać. Nie, bo nie chciałam wracać do piekła z którego udało mi się wyrwać.
Łzy zdążyły już zaschnąć na mojej skórze, a kolejne przestały płynąć, zupełnie tak...

Tak, jakbym wylała ich już cały zapas.

Trzymałam się bocznych uliczek, z dala od głównych dróg, byle tylko pozostać niezauważoną.

Uparcie odwracałam się za siebie, upewniając się, że nikt za mną nie podążał i nie byłam w stanie powstrzymać w sobie tego odruchu, choćbym nie wiem jak próbowała.

Strach paraliżował moje ciało, a mdłości boleśnie szarpały moim żołądkiem, bo podświadomie czekałam... Czekałam na to, aż ten potwór nagle wyskoczy zza rogu, by na powrót mnie niszczyć... Albo...

Potrząsnęłam głową i pociągnęłam nosem, rozglądając się na boki.

Nie wiedziałam, gdzie powinnam pójść... Nie wiedziałam, bo tak naprawdę nie miałam gdzie pójść.

Zacisnęłam mocno powieki, i powoli wypuściłam powietrze nosem, starając się uspokoić rozszalałe serce, które groziło mi odmówieniem posłuszeństwa.

Cud, że jeszcze nie dostałam zawału.

Nie miałam pojęcia, jak udało mi się uciec z domu tego faceta... Nie orientowałam się, ile już tak szłam przed siebie... Ja...Nawet nie wiedziałam, gdzie obecnie się znajdowałam.

Noga rwała mnie już tak mocno, że z ledwością utrzymywałam się w pionie, a osłabienie sprawiało, że z każdą chwilą robiło mi się coraz zimniej, a ja zaczynałam drżeć jak osika.

Musiałam odpocząć... Chociaż chwilę... Musiałam.

Skręciłam w lewo, i... mimowolnie zatrzymałam się na widok placu zabaw.

Miałam wrażenie, że na mojej klatce piersiowej nagle osiadło coś ciężkiego. Coś, co utrudniało mi złapanie pożądnego haustu powietrza.

Obraz momentalnie mi się zamazał, a na policzkach poczułam coś wilgotnego.

Odruchowo uniosłam dłoń, i przetarłam nią twarz, szybko zdając sobie sprawę z tego, że ścierałam z niej własne łzy.

Łzy, które sądziłam, że dzisiejszej nocy więcej nie popłyną.

Ruszyłam przed siebie, przyciągana przez siłę, której nie byłam w stanie się oprzeć.

Dotknęłam dłonią huśtawki i zacisnęłam mocno powieki, starając się odepchnąć wspomnienie czające się w odmętach mojego umysłu, ale... poległam na starcie.

- Cukiereczku, przestań zeskakiwać z tej huśtawki, bo w końcu zrobisz sobie krzywdę!

Machnęłam dłonią na moją mamę, która siedziała na ławce i kręciła na mnie głową, po raz kolejny dając mi reprymendę.

Żebym jeszcze ją posłuchała...

Uśmiechnęłam się do niej szeroko, po czym odchyliłam się do tyłu i śmiejąc się w głos, patrzyłam wprost w niebo, pomimo tego, że słońce uparcie mnie oślepiało.

- Nic mi nie będzie, mamusiu! - odkrzyknęłam, i zebrałam w sobie wszystkie siły, by rozhuśtać się jeszcze mocniej. - Trzy, cztery i... Skok!

Przywróć mi uśmiech (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz