Leżałam zwinięta w kulkę na sofie i bezmyślnie wpatrywałam się w szklane drzwi tarasowe, oglądając poruszające się za nimi na dworze korony drzew.
Nie miałam pojęcia, ile czasu pozostawałam w tej pozycji, bo wszystko stało się dla mnie nijakie.
Próbowałam pozbierać się po wcześniejszym załamaniu, ale... sklejenie ze sobą każdej cząstki, która we mnie pękła, niejednokrotnie odbierało mi całą energię, a ja straciłam cały jej zapas, i teraz byłam bezsilna.
Uwięziona we własnym ciele, jak jakiś obcy. Niekontrolująca swoich odruchów. Niekontrolująca... niczego.
Straciłam wiarę w jakąkolwiek walkę. Nie próbowałam nawet wstać, by przejść przez drzwi, które mogłyby okazać się drogą do mojej wolności.
Nie zrobiłam nic, mimo, że czułam obecność mężczyzny, który z jednej strony wydawał się chcieć mi pomóc, ale z drugiej... jaką miałam pewność, że to nie była jakaś zagrywka z jego strony? Zwyczajna podpucha, która miała mnie dobić?
Skąd mogłam wiedzieć, czy nagle nie postanowi zrobić tak, jak radził mu tamten mężczyzna?Odstaw ją... Odstaw...
Nie potrafisz wypowiedzieć najprostszego słowa?
Sprowadziłeś sobie do domu wariatkę...
Te słowa wciąż dźwięczały w mojej głowie, jak jakiś dokuczliwy komar, którego nie dało się wytępić, choćby nie wiadomo jak się starano.
Połknęła swój język...
Wariatka... Odstaw ją...
Przymknęłam oczy, i mocniej objęłam swoje ciało ramionami, pragnąc choć na chwilę się wyłączyć.
Zniknąć... Przestać być tym, czym się stałam.Momentalnie się spięłam, bo do moich nozdrzy nagle dotarł zapach męskich perfum, które zdążyłam już zapamiętać i odruchowo rozchyliłam powieki, kiedy usłyszałam chrząknięcie.
Skupiłam wzrok na mężczyźnie, który postawił na stoliku tacę, na której dostrzegłam talerz z kanapkami i kubek z czymś parującym i ładnie pachnącym.
- Powinnaś coś zjeść. - odezwał się, oddalając się odrobinę, kiedy dostrzegł, że mocniej wcisnęłam się ciałem w oparcie sofy. - Obiecałem, że zapewnię ci bezpieczeństwo, więc nie rób ze mnie osoby, która łamie dane słowo, a którą się stanę, jeżeli zagłodzisz się na śmierć. Martwej nie będę mógł cię chronić.
Wbiłam spojrzenie w podłogę, nie potrafiąc dłużej utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego.
Chciałam zostać sama... A może nie?
Nie rozumiałam tego, co się ze mną działo. Próbowałam płakać, ale ani jedna łza nie spłynęła po moim policzku.
Wycofywałam się, nawet jeśli tego nie chciałam.
To... było ponad mnie.- Nie jestem kulinarnym mistrzem, ale mówiono mi, że robię całkiem przyzwoite kanapki, więc zdaje się, nie musisz się obawiać, że mógłbym ci nimi wyrządzić jakąkolwiek krzywdę. Co najwyżej, mogłem przesadzić z ilością soli, kiedy je doprawiałem, więc jeśli zaczniesz nimi we mnie rzucać po spróbowaniu, to postaram się znieść to z godnością.
Kiedyś... uśmiechnęłabym się, słysząc wyraźną próbę poprawienia mi nastroju. Kiedyś... odpowiedziałabym żartem, nie pozostając w tyle.
No właśnie... Słowo klucz - kiedyś.
Jednakże, coś zmusiło mnie do tego, żeby na powrót skupić uwagę na zielonookim brunecie, który patrzył na mnie w całkowicie niezrozumiały dla mnie sposób.
Nie umiałam go rozszyfrować... Zrozumieć... Ale... jedna rzecz sprawiła, że postanowiłam powoli usiąść na sofie, mimowolnie zerkając na stojącą przede mną tacę.
CZYTASZ
Przywróć mi uśmiech (zawieszone)
RomanceUśmiech nie jest czymś dobrym. Nie... On jest czymś, co sprawia, że moje ciało oblewają lodowate deszcze, a panika uderza we mnie z taką siłą, iż momentalnie odbiera mi dech w piesi. On boli... Boli tak bardzo, że mam wrażenie, jakbym umierała w k...