Rozdział 1.

6.8K 328 803
                                    

  Jego długi srebrny miecz odbijał delikatne światło księżyca. Tej nocy miał tylko jeden cel, prowokację. Nigdy nie miał wyrzutów sumienia, nie okazywał litości, nigdy się nie poddawał. Nie czuł się komfortowo w świecie, który uznawał za okropny, wręcz obrzydliwy. Niestety czasem musiał tutaj przychodzić, by eliminować tych co zagrażali jego planowi. Jedno jest pewne, dzięki temu co zrobi osiągnie to co zamierzał. Zwabi, wykorzysta i ostatecznie zabije tych którzy mu przeszkadzają. Największą nienawiść budził do pewnej trójki, którzy trzy lata temu doprowadzili do śmierci jego wspólnika, jak i jedynego przyjaciela. Są dobrzy, nawet bardzo. Pozbyli się jego wszystkich najlepszych ludzi jak i potworów. Jak inni nie dadzą rady się ich pozbyć, to on sam to zrobi.

Dream posiadał coś czego w szczególności potrzebował, wiedzę o lokalizacji portalu. Gdyby tylko ją poznał w końcu mógłby sprowadzać tutaj silniejsze istoty oraz w większych ilościach. Teraz jest to możliwe jedynie co kilka godzin i nie opłaca się. Raz się spotkali, stoczyli walkę, którą przegrał, lecz przeżył, o czym nikt nie wiedział. W ostatniej chwili udało mu się uciec, dzięki Philzie który po części miał geny phantoma i przeniósł obu z nich. Niestety nawet on musiał umrzeć od strzału z łuku. GeorgeNotFound, drugi na jego liście największych wrogów. Zabił mu przyjaciela, a tego nikomu się nie wybacza. Sapnap, pokonał dwa withery posiadając jedynie miecz w dłoni. Najlepsi strażnicy jakich miał padli.

Wszyscy razem stanowili trójkę nie do pokonania.

Wchodził na najwyższe piętro budynku. Nigdy nie robił tego po schodach, zawsze preferował wspinaczkę od zewnątrz. Dotarł do balkonu i po chwili rozbił szybę, by wejść. Poszedł do sypialni dokonać czynu, za który groziłoby mu dożywocie. Wyważył drzwi kopniakiem, lecz nikogo za nimi nie zobaczył, musiał się ukryć. BadBoyHalo, bliski znajomy Dream Teamu, na pewno to ich ruszy. Nie mógł się rozpłynąć w powietrzu. Tak czy siak go znajdzie.

Miał rację, chłopak spróbował go zaatakować od tyłu. Od razu zablokował cios mieczem, nawet nie patrząc za siebie, to był instynkt. Odwrócił się i spojrzał na przeciwnika z twarzą przysłoniętą kapturem. Zaczęła się walka, bez problemu wygrywał, dopychając go powoli do ściany. Kiedy BadBoyHalo skończyło się pole do ucieczki wypuścił miecz, wiedząc, że nie ma szans. Techno kopnął przedmiot w bok i bez słowa wbił swoje ostrze w brzuch chłopaka. Chciał to załatwić szybko. Bad wydał z siebie głośny jęk, spowodowany bólem. Jego oczy się zaszkliły i po chwili popłynęły z nich łzy. Odszedł kilka metrów dalej, zostawiając broń nadal w jego ciele.

– Przepraszam – powiedział obojętnie, wycierając ręce z krwi, zwykłą szmatką kuchenną.

Popatrzył się na umierającego człowieka, który powoli odpływał. Z jego ust leciała krew. Leżał na podłodze, z wyciągniętymi nogami i głową przechyloną na bok.

– Pamiętaj, to nie przez ciebie. Gdyby nie Dream Team żyłbyś – zaśmiał się. – Poczekaj, czy ty płaczesz? Myślałem, że jesteś przygotowany na swoją śmierć, przecież taka praca.

Podszedł kilka kroków i z satysfakcją obserwował swoją ofiarę. Zdecydował się przykucnąć naprzeciwko BadBoyHalo. Chłopak opuścił głowę, by nie patrzeć w przerażające oczy króla. Technoblade jednak złapał go za podbródek i zmusił do nawiązania z nim kontaktu wzrokowego.

– Współczuję ci, że przez tyle lat zadawałeś się z tak wielkim kłamcą. Gdybyś poznał Dreama bliżej...

– Przynajmniej nie jest bezdusznym mordercą – odparł kaszląc krwią.

– Jesteś tego taki pewien? Wiem o nim więcej niż ci się wydaje. Nawet tobie nie powiedział prawdy o sobie, w zasadzie to nikomu. Udaje mu się bardzo skutecznie prowadzić podwójne życie.

Technoblade Never DiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz