rozdział 7 - when you gave the game away

320 26 46
                                    

Jeongguk podtrzymywał właśnie przydługawe włosy Taehyunga, zamartwiając się o jego stan zdrowia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jeongguk podtrzymywał właśnie przydługawe włosy Taehyunga, zamartwiając się o jego stan zdrowia. Od wielu godzin dosłownie nie mógł opuścić łazienki. Obudził się o czwartej rano z silnym bólem głowy i po jakimś czasie zaczął wymiotować.

Teraz zegar wskazywał na godzinę szóstą dwadzieścia trzy, a niebieskowłosy nadal nie mógł poradzić sobie z wymiotami.

Był wycieńczony, ledwo był w stanie klęczeć i opierać się o muszlę klozetową. Nie miał praktycznie żadnej siły w rękach, przez co co chwilę opadał. Jeongguk nie miał pojęcia, jak mógłby mu pomóc, więc tylko gładził go delikatnie po plecach i poprawiał mu włosy, by nie spadały mu na twarz.

W ostatnich dniach Taehyung faktycznie zaczął wyglądać nieco mizernie. 

Jego zawsze śliczna, oliwkowa cera teraz stała się przydymiona i okropnie blada, a ciemne fioletowe cienie pod oczami również wskazywały na to, że w jego organizmie toczyła się właśnie bitwa o jego zdrowie.

To, co widział Jeon było niestety tylko namiastką tego, jak naprawdę czuł się Kim. Ledwo kontaktował z rzeczywistym światem, sam był cholernie przerażony. Miał wrażenie, jakby śmierć chciała go zabrać w swoje objęcia. Szczerze miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ale jak na razie się na to nie zapowiadało.

— Taeś, co ci się dzieje? Jak mam ci pomóc? — mówił dziewiętnastolatek, choć robił to ze świadomością, że drugi nawet nie był w stanie mu odpowiedzieć — Mam nadzieję, że szybko wydobrzejesz. Będzie dobrze... Przepraszam. Przepraszam, że nie mogę ci pomóc.

Jego głos łamał się. Chłopak również był tym zmęczony. Nie wyspał się, ale ani mu przez myśl nie przeszło, aby zostawić jego c h ł o p a k a w takim okropnym stanie samego. Co jeśli pod jego nieobecność coś by się stało? Co jeśli by zemdlał? Mógłby uderzyć głową o ziemię lub muszlę. 

Jeongguk czuł się całkowicie bezsilny, kiedy tylko patrzył, jaki ból przeżywa osoba, którą tak kochał. To raniło każdą jego część, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Współodczuwał Taehyungowi w każdy możliwy sposób i naprawdę chciało mu się płakać. Naprawdę chciał p o m ó c. 

Ale czy w ogóle była jeszcze taka możliwość? 

Może przesadzał. Może Taehyung był jedynie przeziębiony. Cholernie mocno przeziębiony. Mimo wszystko myślenie o tym i powtarzanie sobie tego w kółko, jak mantrę, niestety nie pomagało mu odrzucić gorszych możliwości, jakie czyhały z tyłu w jego głowie.

"Jeongguk, przestań panikować. To nie tak, że ty nigdy nie wymiotowałeś" przekonywał się, ale widok wykończonego do granic możliwości, nie będącego w stanie utrzymać się w pionie chłopca tylko dodatkowo go dobijał i obalał każdą z jego myśli.

Organizm wypompowanego z energii Taehyunga poddał się. Opadł na ziemię, zamykając oczy.

Chłopak zemdlał, a Jeongguk nie miał pojęcia, co powinien zrobić w tamtej sytuacji. 

— T-Taehyung? Taehyung? Obudź się! — potrząsał jego zwiotczałym ciałem. Wyglądał, jak trup. Dosłownie.

Jedyne, co utrzymywało Jeona w świadomości, że jego ukochany żyje był fakt, że jeszcze oddychał. Jego klatka piersiowa unosiła się bardzo delikatnie, w wolnym tempie. Było to prawie niezauważalne, ale jednak. Najważniejsze, że żył.

— H-halo? Mój chłopak zemdlał, proszę przyjedźcie. Jest w naprawdę strasznym stanie — mówił wręcz płacząco do telefonu. 

Zadzwonił po pogotowie, po chwili mówiąc im wszystkie najważniejsze informacje, takie jak między innymi adres chatki należącej niegdyś do dziadków Kima, a także objawy, jakie wystąpiły przed zemdleniem. Kobieta po drugiej stronie poinstruowała go też, jak ma ułożyć chłopaka do przyjazdu karetki.

Szczerze mówiąc Jeongguk nigdy wcześniej nie doświadczył tego typu sytuacji. Nie wiedział więc za  bardzo, jak powinien się zachować.

Okej, może i miał lekcje w szkole, które powinny go do takich momentów przygotować, ale teoria i praktyka mają niewiele wspólnego. W rzeczywistości do tego wszystkiego dochodzi ogromny stres, przerażenie i pustka w głowie. Zwłaszcza, kiedy to ukochana osoba staje się tą poszkodowaną, trudno wtedy zachować zimną krew.

Czerwonowłosy rozłączył się z kobietą dopiero po przyjeździe odpowiednich służb ratowniczych. Dwaj muskularni mężczyźni w charakterystycznych, pomarańczowo-czarnych strojach zabrali wykończonego chłopca, kładąc jego bezwładne ciało na nosze.

Jeongguk podążył za nimi i wsiadł do pojazdu, w drodze do najbliższego szpitala cały czas trzymając Kima za rękę.

— Dzień dobry. Przyszłam pobrać pańską krew, a ty chłopcze przesuń się odrobinę — do sali weszła ubrana na biało, starsza pielęgniarka. Wyglądała na nieszczególnie przyjemną osobę.

Jeon zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, ale wreszcie puścił chłodną dłoń swojego chłopaka i odsunął się. 

— Dzień dobry — odparł ledwo Kim, naprawdę słabym głosem.

Ledwo wrócił miesiąc temu ze szpitala, a już ponownie w nim wylądował. I obawiał się, że nie była to jedyna wizyta w nim, jakiej dane mu będzie doświadczyć.

— Jak się pan czuje? W porządku? — spytała jakby machinalnie, kiedy wkładała mu igłę w żyłę.

Zapewne między innymi chciała odciągnąć go od tej myśli, mimo wszystko miała doświadczenie w swoim fachu, nawet jeśli nie wydawała się szczególnie miłą osobą.

— Jest odrobinę lepiej. Przynajmniej mam otwarte oczy, to już coś — uśmiechnął się pogodnie. Nawet twarz pielęgniarki nieco się rozjaśniła po jego słowach.

— Dawno nie mieliśmy w szpitalu takiej młodej duszyczki, jak ty. Przykro mi — spojrzała na niego.

A Taehyung od razu zrozumiał jej słowa.

Sprawdzili jego akta.

Po skończeniu pobierania krwi i kilku kolejnych, już bardziej rutynowych pytaniach, staruszka opuściła salę, w której znajdowali się teraz już tylko dwaj dziewiętnastolatkowie. Kim był pewny jednego. Nie ma na co czekać.

Musiał zdradzić Jeonggukowi swój s e k r e t.

Coś, co chciał odwlec jak najbardziej się dało.

— Jeongguk — zaczął spokojnie. Musiał się przełamać. Bał się tego, jak zareaguje jego kochany chłopiec, ale musiał. To nie mogło już dłużej czekać — Muszę zdradzić ci... pewną tajemnicę.

— Hm? Co to takiego? — czerwonowłosy z powrotem zajął miejsce na niebieskim krzesełku obok łóżka drugiego.

— Jestem chory — zamknął oczy, obawiając się reakcji, jaką ujrzałby na twarzy Jeona.

— Wiem. Widzę. Ale przecież to nic takiego, prawda? — nie dopuszczał do siebie myśli, że Kim może mówić o czymś innym.

Wyraz jego twarzy był tak poważny jak jeszcze nigdy. I to najbardziej go przerażało.

— Nie, skarbie. Niestety nie — otworzył oczy, spoglądając prosto w te należące do jego ukochanego — Mam raka — dodał — Ja umieram, Jeongguk.

A świat Jeongguka dosłownie runął mu przed oczami.

~°~
miejsce by mnie zabić
tak, taki był ogółem plan od początku

the story of my life ❦ taekook ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz