- Długo zamierzasz się o to spinać? - usłyszałam nad sobą głos Davida, kiedy ubierałam bransoletkę na rączkę pięciolatki. - Hymm... Pomyślmy...Może odpowiedź na to pytanie znajduje się gdzieś bardzo blisko... Ale podpowiem ci, że na pewno NIE MA JEJ w gardle Gwendolyn! - warknęłam wstając, a chłopak ponownie się roześmiał. Wkurzało mnie, że niczego nie traktował poważnie. - Jesteś zazdrosna, czy jak? - Niby o co?! Przecież ja cię nawet nie lubię! - oburzyłam się. - Więc w takim razie w czym problem? - W tym, że zostawiłeś mnie zupełnie samą w miejscu, gdzie nikogo nie znam i nie mam jak wrócić kurwa do domu! - wrzasnęłam zdenerwowana, po czym zakryłam ręką usta, przypominając sobie, że prowadzę za rękę dziecko. Riley patrzyła na mnie spod łba. - Brzydko powiedziałaś - mruknęła nadąsana. - Przepraszam - powiedziałam, mając ochotę walnąć się w głowę za niepanowanie nad emocjami. - Wracając do tematu, to po części twoja wina. Gdybym tyle nie wypił, pewnie bym cię nie zostawił, a nie wypiłbym tyle, gdybyś nie namawiała mnie na kolejne rundy w bear pongu - wtrącił David, a ja tylko wywróciłam oczami i zaczęłam go przedrzeźniać.