5

73 8 2
                                    

*EMERSON*

Nasze spojrzenia spotkały się. Nie myślałem zbyt wiele, po prostu poczułem impuls i złączyłem nasze usta w pocałunku. Jej wargi były chłodne i słodkie. Hope odchyliła na chwilę głowę.
- Jeszcze bardziej to wszystko skomplikujemy... - stwierdziła cicho.
- Hope...
- Uwierz mi, związek z ćpunką to bagno, a ja nie chcę cię w to wciągać - powiedziała, spuszczając wzrok. - Znajdź sobie kogoś, kto na ciebie zasługuje, Emerson.
- Chcę ciebie, Hope. Nikogo innego.
Patrzyła na mnie w milczeniu, jakby zastanawiała się, czy przypadkiem nie oszalałem.
- Wiem, że znamy się zaledwie kilka dni, ale chcę cię codziennie poznawać. Dowiedzieć się co lubisz, co cię denerwuje, oglądać z tobą twoje ulubione filmy... A jeżeli nie wiesz, co sprawia ci radość, to chcę to odkryć razem z tobą.
- Naprawdę? - spytała.
- Tak. Wystarczy, że dasz nam szansę i nie przekreślisz wszystkiego z góry.

- Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że ktoś naprawdę się mną interesuje... Od śmierci ojca wszyscy mieli mnie gdzieś, a jednego dnia pojawiłeś się ty i troszczysz się o mnie bardziej niż moja prawdziwa rodzina.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że będąc wyrzutkami mamy najlepiej, bo możemy wybierać swoją rodzinę - odparłem, dotykając kosmyka jej jasnych włosów.
- Coś w tym jest - uśmiechnęła się i przyciągnęła mnie do siebie. - W takim razie zostań moją rodziną, Emerson...
- Będę zaszczycony - zaśmiałem się, a ona razem ze mną.
Po chwili złożyłem pocałunek na jej szyi.
- Przy mnie nigdy nie będziesz samotna, Hope.

*HOPE*

Przez kilka ostatnich dni czułam się całkiem nieźle. Emerson wziął wolne na dwa tygodnie, żeby się mną zająć do czasu odwyku.
- Nie sądzisz, że powinieneś pogodzić się z braćmi? - zapytałam, a mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Nie wiem - westchnął, nalewając sobie kawy do kubka. - To nie jest pierwszy raz, kiedy się kłócimy. Zawsze kończy się tak samo. Z Sebastianem nie jest tak źle, bo on zawsze stara się zachować jakiś balans, ale Remington jest cholernie uparty i zwykle to ja muszę przepraszać.
- W takim razie zrobisz, co uważasz.

- A co z twoją matką? Zamierzasz to tak zostawić?
- Myślisz, że poradziłabym sobie jako kelnerka? - zmieniłam szybko temat.
- Tak, ale nie szukaj pracy na dwa tygodnie. Możesz znaleźć coś po odwyku, ale na razie ja za wszystko zapłacę. To co z twoją matką? - powtórzył pytanie.
- Ostatnio wysłała mi wiadomość. Zaprosiła mnie na przyszłą sobotę do domu.
- Powinnaś pójść.
- Nie ma mowy - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- To twoje urodziny, Hope.
- Tak, ale... Chwila, skąd ty o tym wiesz? - zdziwiłam się.
- Bo jestem twoim stalkerem i obserwuję cię od lat - zaczął mnie łaskotać, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Twój dowód leżał na blacie - wyjaśnił z uśmiechem.

Zastanowiłam się i po chwili powiedziałam:
- Ok, pójdę. Ale ty pogodzisz się z braćmi.
- Załatwione - oznajmił, a ja się uśmiechnęłam.
- No i oczywiście pójdziesz ze mną.
- Jasne - pocałował czubek mojej głowy.

*EMERSON*

- Kogo my tu mamy? - mruknął Rem, wpuszczając mnie do środka. - Nasz niezależny braciszek...
- Daruj sobie. Przyszedłem przeprosić.
Sebastian stanął obok niego.
- Przepraszam, że kazałem wam się nie wpychać do mojego życia i nie chciałem was słuchać... Wybaczycie mi?
Spojrzeli na siebie.
- Oczywiście, że tak - powiedział Rem, mierzwiąc moje włosy. - Po prostu się o ciebie martwimy.
- Chcesz zostać na obiad? - spytał Seb.
- Nie mogę. Hope na mnie czeka.
- To przyjdźcie razem.
Uniosłem brwi do góry.
- No na co czekasz? - zapytał brunet, a ja zaśmiałem się cicho i poszedłem po swoją dziewczynę.



___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Dying In A Hot Tub / Emerson Barrett ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz