6

60 7 2
                                    

*EMERSON*

- Pójdziemy jutro na zakupy? - spytała Hope, przysuwając się bliżej mnie na łóżku.
- Tak, a co? Potrzebujesz czegoś?
- Muszę kupić coś do ubrania na "spotkanie rodzinne" - przewróciła oczami, mówiąc dwa ostatnie wyrazy. - Jakby to była nie wiadomo jaka okazja...
- To twoje urodziny, Hope. Są ważne, przynajmniej dla mnie.
Pocałowałem ją w czoło i odkryłem szczelnie białą kołdrą.
- Pożyczysz mi pieniądze na zakupy? Oddam ci później.
- Nie bądź śmieszna, nie musisz mi nic oddawać. Pójdę z tobą i kupię ci, co tylko będziesz chciała.
Nie chciałem, żeby Hope szła sama. W końcu jej uzależnienie zaczęło się trochę stabilizować, a luźne pieniądze mogłyby ją poprowadzić prosto do dilera...
- Jesteś dla mnie za dobry - zaśmiała się, całując mnie.
Zgasiłem światło, a dziewczyna wtuliła się w moje plecy.

Następnego dnia poszliśmy do galerii.
- Może ta? Jest ładna - wskazałem na czerwoną sukienkę.
Hope pokręciła głową.
- Potrzebuję czegoś z długim rękawem. Tak, żeby nie było widać śladów po wkłuciach.
- Ok. A ta? - zapytałem, podając jej wieszak z jasnoniebieską sukienką.
- Czytasz mi w myślach - zaśmiała się, a ja uniosłem kąciki ust do góry.
Kilka minut później wyszła z przymierzalni ubrana w to, co jej znalazłem.
- Jak wyglądam? - spytała, oglądając się w lustrze.
- Perfekcyjnie - odparłem, a jej twarz rozjaśnił uśmiech.
Wróciła do przymierzalni, a ja w tym czasie poszedłem do kasy zapłacić.

- Dziękuję! - Hope pocałowała mnie w policzek.
- Nie ma za co.
Nagle zatrzymała się przy witrynie sklepu muzycznego.
- Mój ojciec miał taką gitarę - powiedziała, wskazując na instrument. - Obiecał, że nauczy mnie na niej grać, ale nigdy nie zdążył... Po jego śmierci matka ją sprzedała.
Spojrzałem na nią. Przetarła szybko oczy wierzchem dłoni.
- Wejdę na chwilę, dobrze? Muszę kupić nowe pałki do perkusji.
- Pójdę w tym czasie do toalety - odparła i oddaliła się szybko.
W rzeczywistości kupiłem gitarę. Miałem wrócić po nią jutro i dać ją Hope na urodziny.

*HOPE*

- Stresuję się - przyznałam, a Emerson złapał moją rękę.
- Będę z tobą przez cały czas. A potem wrócimy do domu i będziemy świętować po swojemu...
Zaśmiałam się cicho i drżącą ręką nacisnęłam dzwonek. Po chwili otworzyła mi moja matka.
- Hope! Cieszę się, że jednak przyszłaś... - powiedziała, a ja zastanawiałam się, czy mówi to szczerze. - Wejdźcie do środka.
Emerson pomógł mi zdjąć kurtkę i przeszliśmy do salonu.
- Cześć, Robert - odezwałam się, a mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- O, jeszcze żyjesz - mruknął. - A to kto? - wskazał na bruneta.
- Emerson Barrett - przedstawił się. - Jestem chłopakiem Hope.

*EMERSON*

- Wiesz o tym, że ćpa? - zapytał mnie mężczyzna.
Nie ograniczał się nawet w obecności Hope.
- Wiem, że ma problem i staramy się go razem rozwiązać - odparłem, patrząc na niego, marszcząc brwi.
- Siadajcie do stołu - powiedziała cicho matka Hope.
- Gdzie Katy i Alex? - zapytała moja dziewczyna, kiedy kobieta nałożyła jej ciasta na talerz.
- Uh... Robert zdecydował, że... - zaczęła.
- Nie chciałem, żeby się z tobą spotkali. Dbamy o to, żeby mieli wyłącznie dobre wzorce - odparł mężczyzna, a Hope zacisnęła usta w cienką kreskę.
- Rozumiem - mruknęła.
Obserwowałem ich w milczeniu. Napięcie w powietrzu można było kroić nożem.

- Poszłaś już na odwyk, prawda? - spytała jej matka.
Chyba próbowała załagodzić konflikt, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze.
- Jeszcze nie. Za tydzień mam pierwszą wizytę u specjalisty.
- Zobaczymy, czy się na niej pojawisz - wtrącił Robert.
- Czy możemy nie poruszać tych tematów? Są moje urodziny i nie chcę, żeby mój chłopak słuchał naszych kłótni...

- Kochanie, Rob tylko...
- Zawsze go bronisz! - wybuchnęła Hope.
- Nie widzisz, jaki jest dla mnie podły?!
- Zmień ton.
- Nie, mam dosyć! - gwałtownie wstała od stołu, strącając na podłogę talerz.
- Zanim wyjdziesz, pokaż kieszenie! Pewnie znowu coś zabrałaś, żeby mieć na prochy! - krzyknął mężczyzna.
- Chyba sobie żartujesz... - próbowała złapać oddech.
- Nie. Kieszenie.
- Nienawidzę cię - załkała.
- Hope... - odezwałem się. - Chcesz stąd iść?
Dziewczyna spojrzała na mnie. Jej oczy były pełne łez. Bez słowa wybiegła z domu.

- W życiu nie poznałem nikogo gorszego niż ty - rzuciłem w stronę Roberta.
- Nikt cię nie pytał o zdanie - burknął mężczyzna.
- Ciebie też nie - syknąłem i uderzyłem go pięścią w twarz.
Zatoczył się i prawie upadł na ziemię.
- Mam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy - rzuciłem i ruszyłem za Hope.



___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję że rozdział wam się podobał. Oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Dying In A Hot Tub / Emerson Barrett ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz