7

70 8 4
                                    

*EMERSON*

Szukałem Hope już dwie godziny, ale nie mogłem jej znaleźć. W ogóle nie odbierała telefonu. Poszedłem nawet do Adama, jej dilera.
- O, kojarzę cię skądś... Chyba odbierałeś kiedyś heroinę dla Hope... Nieważne, czego chcesz?
- Widziałeś ją gdzieś?! - wypaliłem.
- Kupowała działkę jakąś godzinę temu, właściwie to nawet dałem jej na kredyt. A co?
- Nie mogę jej znaleźć...
- Kurwa, to niedobrze - mruknął, zapalając papierosa. - W sumie to wyglądała, jakby miała załamanie nerwowe, ale jak ją zapytałem, to powiedziała, że chyba ma zjazd czy coś...
- Gdzie może teraz być?! - przerwałem mu.
- Nie wiem, na twoim miejscu sprawdziłbym pod wiaduktem na Bradford Street. Dużo moich klientów tam chodzi.
- Dzięki - rzuciłem i ruszyłem szybkim krokiem w stronę wskazanego miejsca.

Niedługo później dotarłem na Bradford Street. Zbiegłem po metalowych schodach na dół. Nagle zobaczyłem Hope. Leżała na ziemi. Miała zamknięte oczy. Obok niej znajdowała się pusta strzykawka i pojemnik po heroinie.
- Hope! Hope... - potrząsnąłem nią lekko.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Karetka przyjechała po dziesięciu minutach.

- Zna ją pan? - zapytał mnie jeden z ratowników.
- Tak, to moja dziewczyna... - mój głos się łamał. - Zabierzecie ją do szpitala?
- Tak... Lekarz musi potwierdzić zgon...
- Zgon? - zapytałem zszokowany.
- Tak. Pańska dziewczyna przedawkowała heroinę. Zresztą sam pan widział strzykawkę.
- Wiedziałem, że jest pod wpływem narkotyków, ale... Przecież... - wyszeptałem.
- Ona nie oddycha. Przykro mi - poklepał mnie po plecach.
Medycy przykryli jej ciało czarną folią. Umarła w swoje urodziny...
- Pojedzie pan z nami i podpisze dokumenty?
Stałem w milczeniu i wpatrywałem się w miejsce, w którym niedawno ją znalazłem.
- Proszę pana...
Od tego momentu nie pamiętam zbyt wiele. Jakimś cudem trafiłem do szpitala, załatwiłem wszystkie formalności i ktoś odwiózł mnie do domu.

Pogrzeb był we wtorek. Remington i Sebastian przyszli mnie wspierać. Byliśmy tylko my, nawet matka Hope nie pofatygowała się, żeby przyjść. Podejrzewałem, że to zasługa Roberta.
- Hej, braciszku, chcesz, żebyśmy zabrali cię do domu? - spytał Remington z troską w głosie, kiedy stypa się skończyła.
- Dajcie mi chwilę - poprosiłem cicho, a oni skinęli głową i odeszli na bok.

- Nie mogę za bardzo nic z siebie wydusić - zaśmiałem się rozpaczliwie przez łzy. - Ale napisałem ci list.
Położyłem kartkę na grobie i przycisnąłem ją kamieniem.
- Do widzenia - wyszeptałem i odwróciłem się.

Droga Hope,
To nie miało tak wyglądać. Miałem Cię nauczyć grać na gitarze, znaleźć Twój ulubiony film i codziennie słuchać Twojego śmiechu... Teraz Cię nie ma, a ja... Nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego otrząsnę. W ciągu tych dwóch tygodni pokochałem Cię całym swoim sercem. Zaraz wrócę do mieszkania, w którym wciąż są Twoje rzeczy. Nie jestem pewny, co z nimi zrobić. Chyba zostawię je tam, gdzie są i będę udawać, że ich posiadaczka wciąż ze mną mieszka. Wybacz, że nie przyniosłem Ci kwiatów, ale kiedyś mówiłaś, że nie znosisz lilii, a tylko one były w sklepie przy cmentarzu. Do tej pory odtwarzam sobie w głowie nasze rozmowy i staram się na zawsze zapamiętać te drobne szczegóły. Chcę zapamiętać Cię całą, bo jesteś najpiękniejszym wspomnieniem, jakie mam.
Cieszę się, że to właśnie mi powiedziałaś "zostań moją rodziną".

Na zawsze Twój,
Emerson.

PS: "Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim człowiekiem".




___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
To już koniec "Dying In A Hot Tub". Dziękuję wszystkim, którzy czytali, gwiazdkowali i komentowali, szczególnie Askalona. Mam nadzieję, że moja książka   pokaże, że można starać zmienić się na lepsze i to, że zawsze znajdą się ludzie, którym na nas zależy.

Do następnej książki,
frenchtimothee

Dying In A Hot Tub / Emerson Barrett ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz