Okazało się, że dłuższa rozmowa z Robertem była ponad siły Alefa i nim młodzieniec się zorientował, czarodziej już spał. Nie chcąc go budzić, najciszej jak potrafił, opuścił szklarnię, po drodze zgarniając kilka marchewek i dwa jabłka. Postanowił sprawdzić ile prawdy jest w zapewnieniach starca, że od teraz będzie w stanie odczytać elfie pismo. W tym celu wszedł do pierwszego napotkanego pomieszczenia, które jak pamiętał, było jednym z większych biur. Podnosząc kolejne dokumenty, odkrywał ostatnie dni, a nawet godziny istnienia tej dumnej rasy. Obraz jaki zaczął się przed nim tworzyć, był z jednej strony pełen smutku i rozpaczy, ale z drugiej miał w sobie ogromny ładunek nadziei, że tak ukochany przez nich świat, przetrwa kolejne millenia. Dopiero po kilku godzinach, gdy znów zaburczało mu w brzuchu, zorientował się, że było to biuro ministra zajmującego się sprawami państwa. Był zdziwiony jego niewielkimi rozmiarami, bo w hrabstwie Trawin River siedziałby w nim pomniejszy urzędnik odpowiadający co najwyżej za dobrostan bydła. Dotarło do niego jak wielka była różnica w sposobie funkcjonowania państwa między dawnym Elfim Królestwem Zirael, a tego które uważa się za jego spadkobiercę, Ludzkim Królestwem Elf. Nawiasem mówiąc gdy w końcu znalazł dokument, w którym była zapisana nazwa państwa Elfów, to doznał szoku, bo okazało się, że czarodziej, z którym tak swobodnie rozmawiał, musi być kimś z rodziny królewskiej lub wręcz samym królem. Aż strzelił sobie mentalnego liścia za brak odpowiedniego szacunku do kogoś tak szacownego. Gdy już skończył sobie ubliżać, postanowił sprawdzić czy byłby w stanie napisać coś w języku elfów, ale gdy w końcu znalazł kałamarz, to okazał się on całkowicie wyschnięty. Nie przejął się tym, tylko zrobił to co często robił w pracy lokaja, zwilżył go wodą. Już po chwili mógł rozpocząć swoje zmagania z tym nadzwyczaj wyrafinowanym pismem. I jakkolwiek zawsze miał talent do rysunku, może nie jakiś duży, ale wystarczający by uchwycić to co widząc jego oczy, to tym razem musiał uznać swoją porażkę. Nie ważne jak bardzo się starał skopiować poszczególne litery, nie był w stanie ich przenieść na papier tak, by choć w minimalnym stopniu przypominały swoje oryginały. W trakcie tej nierównej walki, pogryzał marchewki, a gdy te się skończyły, jabłka. Ze zdziwieniem odkrył, że smakują trochę inaczej od tych, które znał z pałacowych ogrodów hrabiego i na pewno są bardziej sycące.
Obudziła go czyjaś dłoń lekko poklepująca go po plecach, aż szarpnął się, zdając sobie sprawę, że zasnął na siedząco, oparty o stół, na którym trenował elfie pismo. Obejrzał się i zobaczył stojącego za nim Alefa, z uśmiechem na ustach wpatrującego się w jego zszokowane oczy.
- Przepraszam! – Krzyknął, wstając tak gwałtownie, że aż krzesło się wywróciło.
- Nie masz za co. – Niefrasobliwie odparł starzec. – Cieszy mnie, że postanowiłeś poćwiczyć pisanie i zapoznać się ostatnimi chwilami moich poddanych.
- Błagam o wybaczenie. – Powiedział pobladły Robert, kłaniając się do samej ziemi. – Za mój brak szacunku dla króla.
- Hahaha. – Zaśmiał się czarodziej. – Podnieś się proszę i nie wyskakuj więcej z tymi głupotami. Od tak dawna nie miałem towarzystwa, że zdążyłem zapomnieć wszystko z tego całego durnego formalizmu otaczającego i krępującego mnie kiedyś. Nawiasem mówiąc, ucieszyłem się ze swobody z jaką ze mną rozmawiałeś, dzięki temu przypomniałem sobie, że wciąż żyję.
- Do-Dobrze. – Wyjąkał, zdziwiony tą odpowiedzią, bo hrabia i jego goście nigdy nie pozwolili nikomu choćby na chwilę zapomnieć o ich dużo wyższej pozycji społecznej. Ale tu może chodzić o to jak długo Alef był całkowicie sam w tym zasypanym pałacu.
- Wyspałeś się już?
- Tak, dziękuję. – Odpowiedział, rumieniąc.
- Hahaha. Przygotuję Ci jakąś sypialnię, gdzie zamieszkasz na czas treningów.
CZYTASZ
Najemnik
FantasyMłody lokaj wdaje się w romans z córką hrabiego. Przyłapany z nią w łóżku, musi uciekać. Tak zaczyna się jego podróż życia.