Invicta

28 4 3
                                    

Wszedł do pałacu w ogóle nie zatrzymywany przez właśnie wybiegającą służbę i kilku żołnierzy, którzy najpewniej pełnili służbę strażniczą wewnątrz. Co ciekawe, wśród uciekających były też ledwo co ubrane młode kobiety, dużo młodych kobiet z czego kilka wyglądało jak ledwie wyrośnięte dziewczynki.

- Jak go dorwę, to łeb mu urwę i naszczam do szyi. – Mruknął do siebie, odsuwając się, by zrobić im przejście. Gdyby nie zszedł im z drogi, to mogłyby go stratować, bo biegnąc nie widziały niczego na swojej drodze, mając wzrok zamglony od przepełniającego je bólu jaki ten arystokratyczny śmieć im zadał.

W końcu dotarł do pokoi Hrabiego, co zajęło mu więcej czasu niż myślał, ale nie dlatego, że ten pałac, właściwie dworek był tak duży, ale dlatego, że był wariacko rozplanowany. By wejść na piętro, trzeba było dostać się aż do tylnej ściany, a i półpiętro wyglądało bardziej jak długi ciemny tunel gdzieś pod ziemią niż korytarz. Drzwi do sypialni były uchylone i mógł przez nie dostrzec bałagan jaki panował wewnątrz. Wszędzie leżały porozrywane kobiece ubrania, jak przypuszczał, należące do tamtych uciekających kobiet i dziewcząt. Wszedł do środka i zamarł, porażony tym co tam zobaczył.

Krew.

Wszędzie była krew.

No może nie wszędzie, ale całe rozwalone łóżko i jego najbliższa okolica była nią pokryta. Wyglądało to tak jakby kilka osób tu zarżnięto, a nie jednego nawet największego mężczyznę. Gdy wszedł głębiej, na ścianie przeciwnej do łóżka, zobaczył portret Hrabiego. Drobny osobnik o wrednym spojrzeniu i gębie bardziej pasującej do szczura niż człowieka.

- Aż niemożliwe byś tylko ty tu zginął – Mruknął Robert, odwracając się do łóżka, a raczej tego co z niego zostało, przy okazji dostrzegając kilka fragmentów tego co kiedyś było człowiekiem. Nagle zadrżał, czując dojmujące wrażenie zagrożenia. Jeszcze nigdy nie doświadczył czegoś takiego, nawet wtedy gdy pochylał się nad nim Koci Demon. Próbował uciekać, ale nogi nie chciały go słuchać, a oczy same skierowały się w punkt na ścianie, który teoretycznie niczym się nie wyróżniał. Przez chwilę wydawało mu się, że dziwne odczucie już minęło, ale znów się pojawiło i to ze zdwojoną siłą. Towarzyszyło temu pojawianie się kręgu na ścianie powstającego z zalegającej naokoło krwi. Gdy krąg już w pełni się uformował, wyszedł z niego demon. Inaczej nie dało się określić tej istoty. Ciemno czerwone ciało, nogi jak u konia, ogon zakończony głową węża, ale tors, głowa i ramiona już całkowicie ludzkie. Nawet rogów nie było i gdyby nie kolor skóry to po ukryciu reszty ciała, mógłby spokojnie spacerować po dowolnym mieście. – Ki-Kim je-jest-jesteś? – Wyjąkał Olofson, próbując sięgnąć po miecze.

- Czy to ty rozpocząłeś rytuał? – Zapytał demon.

- Nie-e. – Gdy przybyły przemówił, pewność siebie Roberta zaczęła powoli wracać, ale wciąż było tego za mało, by normalnie odpowiadać.

- Więc kto?

- Nie wie-wiem.

- Ech. – Westchnął czerwonoskóry. – Znowu jakiś debil przesadził z rytuałem. – Dodał, spoglądając na resztki krwi i rozwalone łóżko. – Tak to się kończy, gdy za przywołanie biorą się idioci. – I odwrócił się do kręgu.

- Cze-Czekaj. – Wyjąkał Robert, sam siebie zaskakując.

- O co chodzi? – Zainteresował się demon, przyglądając się Olofsonowi jakby ten był okazem ciekawego robaka.

- Czy – Zaczął Robert, ale przerwał by przełknąć ślinę. – Czy ten rytuał miał za zadanie przywołać Pana.

- Tak.

NajemnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz