Perspektywa Lily:
Ze snu wybudziło mnie pukanie do drzwi. Nie chciałam w ogóle nikogo widzieć, ale wiedziałam że nie będę miała spokoju dopóki nie przeprowadzimy poważnej rozmowy, więc nie zważając na to jak wyglądam zdecydowałam się wpuścić mojego gościa do pokoju. Otwierając drzwi po drugiej strony zobaczyłam Stefana, który jak tylko zobaczył moją osobę od razu mnie przytulił, co było miłym gestem i choć w małym stopniu poprawiającym humor.
- Pewnie zabrzmi to głupio i niestosownie, ale muszę zapytać jak się czujesz? - spytał alfa z wyczuwalną troską w głosie.
- Źle - tylko tyle powiedziałam i usiadłam na łóżku spuszczając głowę w dół, między nami zapanowała chwila ciszy, którą przerwał Stefan.
- Wiem jak się czyjesz. - wypalił nagle siadając obok mnie
- Co, ale jak to? - zapytałam cicho, bo nie wiedziałam czego może mu brakować. W końcu ma żonę, syna i watachę która go szanuje i podziwia.
- Powiem ci moją tajemnicę, ale obiecaj, że nikomu nie opowiesz tego co tutaj usłyszysz. - rzekł alfa patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Obiecuje - wypaliłam szybko, na co on westchnął i zaczął opowiadać.
- Kiedy miałem siedemnaśnie lat ojciec postanowił pojechać do Rosji, do tamtejszej watachy, by wzmocnić sojusz między naszymi sforami, a jako że ja byłem następcą swojego ojca, więc musiałem pojechać razem z nim, by się uczyć jak załatwiać interesy z innymi alfami. Oczywiście rodzice mieli też w tym swój cel. Chcieli bym znalazł odpowiednią dziewczynę, która dumnie stałaby u mojego boku, kiedy już przejąbym watachę. Nie miałem im tego złe, ponieważ wiedziałem, że chcieli dla mnie jak najlepiej, ale wracając do tej historii to pojechałem wraz z ojcem do Rosji i byłem bardzo podekscytowany tym wyjazdem, bo to był pierwszy na jaki mnie zabrał. Nim się obejrzałem znaleźliśmy się już na teryrorium zaprzyjaźnionej watachy. Nie byliśmy tam długo, bo tylko trzy dni i właśnie tego ostatniego dnia zdarzyło się coś, co było dla mnie równie szczęśliwe co koszmarne.- zrobił przerwę i spojrzał na mnie, ale ja się nie odezwałam tylko w napięciu czekałam na dalszą część historii, więc kontynuował dalej. - Ostatniego dnia wizyty wybrałem się na spacer po terenie i nawet nie wiem kiedy moje nogi zaniosły mnie, aż na skraj terytorium, gdzie stał mały, ale zadbany domek. Nie chciałem przeszkadzać mieszkańcom posiadłości, więc zamierzałem zawrócić z powrotem do domu alfy, ale nagle z chatki wyszła piękna blondynka o zielonych oczach w które mógłbym się wpatrywać godzinami i wtedy to do mnie dotarło, że przede mną stoi moja mate. Byłem bardzo szczęśliwy i już miałem do niej podejść i się ujawnić, kiedy zauważyłem coś co złamało mi serce. Moja przeznaczona była już w widocznej ciąży i miała partnera z którym była szczęśliwa, więc wycofałem się i wróciłem z powrotem do domu głównego - westchnął - Przez kilka kolejnych dni po powrocie ja i mój wilk byliśmy w swojego rodzaju żałobie, chociaż przed watachą i rodzicami udawałem, że wszystko jest jak w najlepszym porządku, ale w środku czułem rozpacz. Dopiero po paru dniach zrozumiałem, że życie na mojej mate się nie kończy, a na świecie jest mnóstwo innych dziewczyn z którymi mógłbym się związać i pokochać ją nie miłością mate a zwyczajną ludzką. Oczywiście nie było to takie łatwe jak zakładałem, bo większość kobiet była już z kimś związana a druga część czekała na tego jedynego, więc musiałem szukać takiej która albo nie chciała swojego mate, albo straciła go i tak między innymi poznałem Amandę, której mate zginął wcześniej w wojnie w sąsiedniej watasze. Była jedyną wolną samicą w okolicy, więc postanowiłem, że to właśnie z nią się zwiążę. - kolejny raz westchnął - Chodziliśmy ze sobą przez dwa lata zanim się sparowaliśmy, a później urodził się Marco, który nie jest nawet moim synem. - przerwał, a ja siedziałam i gapiłam się na niego w szoku.
- Ale dlaczego tak sądzisz? - zapytałam zanim zdąrzyłam pomyśleć. Stefan popatrzył na mnie smutnym wzrokiem, przetarł rękami twarz i kontynuował dalej, chociaż wiedziałam, że to dla niego trudny temat.
- W moje dziewiętnaste urodziny, tydzień po sparowaniu się z Amandą przejąłem watachę po ojcu i z tego właśnie powodu został zorganizowany bal na który zostało zaproszonych mnóstwo gości z różnych watach i nie zawsze z tych zaprzyjaźnionych. Amanda prezentowała się nienagannie, była miła i witała się z gośćmi jak na Lunę przystało, można było powiedzić, że była w swoim żywiole. Impreza się rozkręcała, a wilkołaki ze wszystkich stron świata bawiły się w najlepsze. W tym całym chaosie na chwilę zgubiłem moją partnerkę, ale się tym nie przejąłem, ponieważ było tyle ludzi, że mogła poznać jakąś inną wilczycę i z nią się zagadać. Dopiero pod koniec balu jak mieliśmy już żegnać gości Amanda stanęła u mojego boku, ale jej wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Była rozczochrana, jej sukienka była pomięta, makijaż wyglądał jakby go robiła na szybko, a kiedy zapytałem ją co się jej stało to mi odpowiedziała, że była w ogrodzie i wpadła w krzaki, a ja jej uwieżyłem i w tamtej właśnie chwili popełniłem największy błąd w swoim życiu. - przerwał opowieść, wstał by podejść do okna i zaczął wpatrywać się w dal - Dziewięć miesięcy później urodził się Marco, a ja byłem wtedy najszczęśliwszym wilkiem na świecie, ale wszystko się zmieniło kiedy młody zaczął rosnąć. Im był starszy tym widziałem coraz to mniej podobieństw do mnie. Nie był do mnie podobny ani z wyglądu, ani z charakteru i wtedy zacząłem się cofać wspomnieniami do balu na którym moja partnerka w połowie zniknęła nie informując mnie dokąd idzie, a wróciła wyglądając jakby stoczyła walkę z dzikiem. No cóż miałem tylko domysły, a chciałem mieć niezbyty dowód, więc przeprowadziłem test DNA i wskazał on, że Marco nie jest moim synem. - skończył mówić i usiadł na fotelu przy onie, a ja zastanawiałam się jaką trzeba być złą kobietą, żeby zrobić coś takiego tak wspaniałemu mężczyźnie jakim jest Stefan.
- Skoro wiedziałeś, że Marco nie jest twoim synem, to nie mogłeś czegoś zrobić? - spytałam
- Niestety nie mogłem niczego zrobić, bo gdybym ujawnił, że Amanda po naszym sparowaniu zdradziła mnie z jakimś innym wilkiem, to musiałbym ich oboje zabić lub wygnać, a gdybym to zrobił, to nie miałbym komu przekazać watachy, więc wolę udawać, że Marco to mój syn - oświadczył starszy Pirce
- Wiesz dlaczego ci to opowiedziałem? - zapytał alfa patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
- Nie - odpowiedziałam cicho, bo na prawdę nie wiedziałam co mam na ten temat sądzić.
- Bo chcę ci pokazać, że mimo nieoczekiwanych zwrotów akcji, czy przeciwności losu jakie nas spotykają,
trzeba iść naprzód i się nie poddawać. Wiem, że teraz bardzo cierpisz i raczej nie minie to tak szybko, ale postaraj się znaleźć w tym pozytywy, bo skoro nie chciał ciebie mój głupi syn, to znaczy, że gdzieś tam jest ktoś kto pokocha cię może nie miłością mate, ale zwyczajnie ludzkim uczuciem. - oświadczył z troską w głosie. Byłam jak w transie, bo nawet nie wiem kiedy podeszłam do Stefana i go przytuliłam, a później rozpłakałam się plamiąc białą koszulę alfy, ale nie przejełam się tym, bo wreście poczułam, że komuś na mnie zależy.
CZYTASZ
Ta gorsza beta
FantasyLily Peterson jest młodą betą, której życie z pewnością nie jest bajką. Niechciana przez rodzinę, niezauważana przez watachę stawia czoło przeciwnościom losu. Jak potoczą się losy dziewczyny? Czy w końcu odnajdzie upragnione szczęście? A może znowu...