Rozdział 4.

1.6K 62 40
                                    

Leon Demirow

Zaciągam się głęboko papierosem i spoglądam przez okno. Przyjemne uczucie wypełnia moje płuca i przy okazji goi moje nerwy. Cały pokój jest wypełniony dymem, niczym w wędzarni, jednak nie przeszkadza mi to. Nie przeszkadza mi również cisza, która tu panuje. Zdałem sobie sprawę, że tylko na nią mogę liczyć, bo nigdy mnie nie zawiodła. Ostatnim czasem polubiłem się z nią, bo jest ona po prostu tylko ciszą. Pozwala pomyśleć, odciąć się od wszystkiego i wszystkich, ale czasami staje się dobijająca, jednak na dłuższą metę nie jest to dla mnie problem. Wciąż analizuję to, co się właśnie wydarzyło. Z jednej strony czekam na jakieś informacje od moich informatyków, a z drugiej po prostu potrzebowałem odejść, żeby nie patrzeć na to jak kasyno wygląda.

Lata pracy, wieki męczenia się moich przodków, aby dać jak najwięcej swym potomkom, poszły się jebać. Kasyno jest zdemolowane doszczętnie. Wiem, że to nie jest problem, aby go doprowadzić do porządku, ale sam fakt, że ktoś naruszył moją własność w taki sposób jest nie do pojęcia. Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że w końcu trzeba coś zmienić. Nie mogę pozwolić na takie sytuacje i nawet obiecałem sobie, że one się nie wydarzą.

Już nigdy więcej.

Wzdycham ciężko i rzucam papierosa do popielniczki. Poprawiam nerwowo włosy, a po chwili słyszę jak ktoś po cichu wchodzi do mojego gabinetu. Nie odwracam się, tylko wciąż beznamiętnie patrzę przez okno. Ciężkie kroki uświadamiają mnie w przeświadczeniu, że Tyler sprawdza jak się trzymam. Nawet nie muszę się oglądać, aby upewnić się, że to on. Ja to po prostu wiem. Kątem oka widzę jak staje obok mnie i spogląda na mój profil. Wciąż uparcie patrzę przez te cholerne okno, bo wiem, że jak on zacznie jakąkolwiek rozmowę, to po prostu wszystkie moje nerwy puszczą.

- Już wszystko ogarnięte. – mówi trochę niepewnie, a ja przytakuję od niechcenia.

- Świetnie, a co z nimi? – pytam bez żadnych emocji i wskazuję na kupę dziennikarzy pod kasynem. Tyler głośno wzdycha i również spogląda w ich stronę.

- Zaraz odejdą. – odpowiada. – Leon musisz wiedzieć...

- Coś wartościowego zniknęło? – pytam przerywając mu.

- Na szczęście nie.

- Skurwiele zabili moich dwóch ludzi. – mówię sam do siebie, a Tyler łapie mnie za ramiona i odwraca w swoją stronę. 

Zmusza mnie abym w końcu na niego spojrzał, dlatego robię to. Tyler patrzy na mnie uważnie, a ja wręcz ze znudzeniem. Widzę, że szuka czegoś w moich oczach, ale nie wiem czego. Patrzy na mnie jakby upewniał się, czy wszystko ze mną w porządku.

- Marnie wyglądasz.

- Przyglądasz mi się, żeby mnie jeszcze bardziej wkurwić, czy się we mnie zakochałeś? – pytam niemal warcząc. – Myślałem, że jesteś hetero. – dopowiadam z kpiną.

- O czym ty kurwa pieprzysz? Martwię się o ciebie, a ty stroisz sobie ze mnie wolne żarty. Wiem, że próbujesz mnie wkurzyć, ale na marne. Nie uda ci się to. – odpowiada. 

Nienawidzę kiedy ma rację. Przez chwilę patrzę na niego, a potem rozśmieszony kręcę głową i zaczynam się cicho śmiać.

- Gówno wiesz. – mówię ostrzej, co lekko go dziwi.

- Wiem wiele, tylko szkoda, że nie od ciebie, a od osób kompletnie obcych. – dogryza mi, a ja zaciskam mocniej szczękę. – Dlaczego zabiłeś Vinn'a?

- Mówiłem ci już, nie interesuj się. – odpowiadam i omijam go, podchodząc do barku. 

Wyjmuję butelkę whisky, a kiedy chcę ją otworzyć Tyler powstrzymuje mnie. Spoglądam na niego rozwścieczony, zauważając jego zdezorientowaną twarz.

Ponad Życie Mafioza |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz