Dzień 8 - Rano

19 1 0
                                    

Kolejnego dnia Natasha czuła się znacznie lepiej. Choć wszystkie rany zniknęły w ciągu kilku dni, które spędziła śpiąc, z początku wciąż nie odzyskała pełni sił. Teraz czuła się jakby miała ich więcej niż kiedykolwiek. 

Dlatego postanowiła rozpocząć dzień od krótkiego biegu. W końcu mogła poruszać się bez przeszkód i nie zamierzała tego marnować.

Gdy wróciła, kilka minut po godzinie szóstej, większość domowników wciąż spała. Weszła na drugie piętro (schodami. Chodzenie zaczęło sprawiać jej większą przyjemność niż kiedykolwiek wcześniej) i skierowała się do części treningowej. Przez przeszklone drzwi sali, w której znajdowały się worki treningowe oraz ring, zauważyła Steve'a, który właśnie wymierzał jednemu z worków serię zabójczych ciosów.

"Ciebie tak nie potraktował, bo wiedział, że walkę być przeżyła."

Wycofała się i weszła do sali przeznaczonej dla nie, sali, w której mogła tańczyć. Tam nie było przeszklonych drzwi. Tony wiedział, że lubiła prywatność i zrezygnował ze szkła, które było wszędzie indziej. Gdy weszła do środka, okazało się, że nie jest jedyną, która postanowiła tam poćwiczyć. Dick stał przy jednym drążku, z zarzuconą na niego prawą nogą i się rozciągał.

- Tak wcześnie na nogach? - zapytała.

Grayson prychnął pod nosem. 

- Jeśli szósta rano to dla ciebie wcześnie to naprawdę wypadłaś z formy!

Stanęła obok niego i na próbę spróbowała dotknąć podłogi. Poczuła jak tylne mięśnie nóg się rozciągają, ale bez problemu osiągnęła cel. Przerzuciła nogę przez drążek i spróbował dotknąć uniesionej stopy. Tu już poczuła delikatny ból.

Wiedziała, że jej rozciągliwość, jak wszystko inne ucierpi. 

- Widziałem tu gdzieś szarfy. Masz ochotę polatać? - spytał Grayson, obserwując jej walkę z własnym ciałem.

Natasha przeszła i skinęła głową.

- Nie robiłam tego od wieków.

- Idealnie! Ja też! Wydurnimy się oboje. W takim razie idę po szarfy.

Gdy wrócił Natasha usiłowała wykonać szpagat. 

- Nie tak prędko! - zawołał Dick. - Daj sobie czas.

- Nie mam czasu.

Mężczyzna natychmiast spoważniał, a na jego twarzy pojawił się posępny grymas.

- Co się dzieje?

- Gdy Strange mnie uratował powiedział, że mój wypadek musiał się stać, żebym znalazła się we właściwym miejscu we właściwym czasie.

- I to właściwe miejsce i czas są gdzie i kiedy?

- Nie mam pojęcia. Jakbyś nie zauważył ten facet nie gada za dużo - wstała z podłogi. - Ale muszę być na coś gotowa. 

Przez chwilę milczeli.

- To co? - spytała w końcu Natasha, unosząc jeden kącik ust w półuśmiechu. - Latamy?

- Jasne - Dick prychnął śmiechem.

Przerzucili szarfę przez hak na suficie, rozpędzili się i skoczyli w tym samym momencie.


Clint Barton siedział na ławce przed siedzibą Avengers i wpatrywał się w grupkę dzieci bawiących się na trawniku.

"Kiedy to się stało?" - zastanawiał się. - "Kiedy życie tak się zmieniło?"

Nagle poczuł ciężką dłoń na ramieniu.

Betrayal || RomanogersWhere stories live. Discover now