Kolejnego dnia Natasha czuła się znacznie lepiej. Choć wszystkie rany zniknęły w ciągu kilku dni, które spędziła śpiąc, z początku wciąż nie odzyskała pełni sił. Teraz czuła się jakby miała ich więcej niż kiedykolwiek.
Dlatego postanowiła rozpocząć dzień od krótkiego biegu. W końcu mogła poruszać się bez przeszkód i nie zamierzała tego marnować.
Gdy wróciła, kilka minut po godzinie szóstej, większość domowników wciąż spała. Weszła na drugie piętro (schodami. Chodzenie zaczęło sprawiać jej większą przyjemność niż kiedykolwiek wcześniej) i skierowała się do części treningowej. Przez przeszklone drzwi sali, w której znajdowały się worki treningowe oraz ring, zauważyła Steve'a, który właśnie wymierzał jednemu z worków serię zabójczych ciosów.
"Ciebie tak nie potraktował, bo wiedział, że walkę być przeżyła."
Wycofała się i weszła do sali przeznaczonej dla nie, sali, w której mogła tańczyć. Tam nie było przeszklonych drzwi. Tony wiedział, że lubiła prywatność i zrezygnował ze szkła, które było wszędzie indziej. Gdy weszła do środka, okazało się, że nie jest jedyną, która postanowiła tam poćwiczyć. Dick stał przy jednym drążku, z zarzuconą na niego prawą nogą i się rozciągał.
- Tak wcześnie na nogach? - zapytała.
Grayson prychnął pod nosem.
- Jeśli szósta rano to dla ciebie wcześnie to naprawdę wypadłaś z formy!
Stanęła obok niego i na próbę spróbowała dotknąć podłogi. Poczuła jak tylne mięśnie nóg się rozciągają, ale bez problemu osiągnęła cel. Przerzuciła nogę przez drążek i spróbował dotknąć uniesionej stopy. Tu już poczuła delikatny ból.
Wiedziała, że jej rozciągliwość, jak wszystko inne ucierpi.
- Widziałem tu gdzieś szarfy. Masz ochotę polatać? - spytał Grayson, obserwując jej walkę z własnym ciałem.
Natasha przeszła i skinęła głową.
- Nie robiłam tego od wieków.
- Idealnie! Ja też! Wydurnimy się oboje. W takim razie idę po szarfy.
Gdy wrócił Natasha usiłowała wykonać szpagat.
- Nie tak prędko! - zawołał Dick. - Daj sobie czas.
- Nie mam czasu.
Mężczyzna natychmiast spoważniał, a na jego twarzy pojawił się posępny grymas.
- Co się dzieje?
- Gdy Strange mnie uratował powiedział, że mój wypadek musiał się stać, żebym znalazła się we właściwym miejscu we właściwym czasie.
- I to właściwe miejsce i czas są gdzie i kiedy?
- Nie mam pojęcia. Jakbyś nie zauważył ten facet nie gada za dużo - wstała z podłogi. - Ale muszę być na coś gotowa.
Przez chwilę milczeli.
- To co? - spytała w końcu Natasha, unosząc jeden kącik ust w półuśmiechu. - Latamy?
- Jasne - Dick prychnął śmiechem.
Przerzucili szarfę przez hak na suficie, rozpędzili się i skoczyli w tym samym momencie.
Clint Barton siedział na ławce przed siedzibą Avengers i wpatrywał się w grupkę dzieci bawiących się na trawniku.
"Kiedy to się stało?" - zastanawiał się. - "Kiedy życie tak się zmieniło?"
Nagle poczuł ciężką dłoń na ramieniu.
YOU ARE READING
Betrayal || Romanogers
FanfictionNatasha Romanoff była przekonana, że Avengersi są jej rodziną. Jednak w chwili największego zagrożenia ten, który był jej z nich najbliższy - Steve Rogers, zostawia ją na pewną śmierć. Po trzech latach Natasha wraca - i nie ma ochoty na przeprosin...