Dzień 2

26 2 0
                                    

Wanda stała przy oknie i wpatrywała się w dzieci Clinta biegające po trawniku. Przyjechali wcześnie rano powodując raban, który nie dał jej spać.

W końcu usłyszała ciche pukanie i otwierające się drzwi. Po kilku krokach poczuła znajome, twarde ramiona.

- Dzień dobry - usłyszała tuż przy swoim uchu.

- Dzień dobry - uśmiechnęła się.

Lubiła takie poranki - spokojne, ciche.

Mogłaby się przyzwyczaić do takiego życia.

- Coś cię gnębi? - spytał Vision.

To też lubiła. Fakt, że nie musiała niczego mówić na głos. Vision po prostu wiedział. Może bardziej niż wiedział - czuł. Chociaż pewnie wielu by się z nią nie zgodziło.

- Wanda - delikatnie ją odwrócił, by stali naprzeciwko siebie. - Czy coś się stało?

Ujął jej twarz w dłonie i uważnie patrzył jej w oczy - szukał jakichkolwiek oznak - niepokoju, smutku - sam nie wiedział czego. Oznak, że coś jest nie tak.

- Nie, Vis.

Nie poczuł się spokojniejszy.

- Zrobiłem coś nie tak? - spytał z niepokojem.

Choć rzadko, to jednak  zdarzało mu się wprawiać ludzi w zakłopotanie, zachowaniami odstającymi od normy. Teraz znacznie bardziej się tym przejmował.

- Nie, Vis - powtórzyła. - Chodzi o Natashę.

- Co z nią? Pomijając oczywiście fakt, że wróciła.

- Nie możemy powiedzieć reszcie skąd wiemy co utrzymuje Natashę przy życiu - odpowiedziała, opuszczając jego dłonie. - Zapytają skąd o tym wiemy. I będę musiała im powiedzieć co wtedy zrobiłam.

- Zapewniłaś jej przetrwanie, Wanda - przytulił ją. - Gdyby nie ty, Natasha by nie przeżyła.

- Ale mogłam im powiedzieć. Wiedzieli by, że żyje - schowała głowę w jego ramieniu. - Nie doszło by do tej całej sytuacji.

- Zrobiłaś co mogłaś - zapewnił ją. - Po za tym, to co powiedziałem wczoraj, nie naprowadzi ich na ślad doktora.

- Natasha na pewno wie. I może Carol Danvers. Ale jeśli one nikomu nie powiedzą, to my też już się nie odzywamy, w porządku? - spojrzała na niego.

- Obiecuję - pocałował ją. - Wszystko będzie w porządku.

Wanda odetchnęła. Przecież Vis tak rzadko się myli. Musi mieć rację.

Bo nie wie co zrobi jeśli się mylił.

Stali przy oknie, wtuleni w siebie, dopóki ktoś nie zapukał do drzwi. Natychmiast się od siebie odsunęli, a w pokoju pokazała się głowa Sama:

- Nie przeszkadzam, gołąbeczki? - zaśmiał się, a Wanda się stropiła. Przecież wszyscy już o nich wiedzą. Nie muszą się od siebie odsuwać, tylko dlatego, że ktoś wszedł do pokoju.

- W żadnym razie - zapewnił Vision.

- Laura, Pepper i dzieciaki już są więc Tony zarządził wielkie, rodzinne śniadanie - wyjaśnił Sam. - Woła wszystkich na dół.

- Natashę i Carol też? - spytała ostrożnie Wanda.

- Wszystkich - powtórzył Sam, przewracając oczami. - Carol wydaje się być blisko z Natashą, więc ją też to obejmuje - w jego głosie słychać było sarkazm. Bliskość to w tym przypadku ogromne niedopowiedzenie. - Nie wiem czy bez niej Natasha w ogóle by przyszła. W każdym razie zapraszam na dół za pięć minut.

Betrayal || RomanogersWhere stories live. Discover now