Rozdział ósmy

29 6 1
                                    


Było mu strasznie dziwnie, widząc, jak Audrey wesoło krząta się po kuchni. Czuł w środku nieznany mu ucisk, który nie powodował, że czuł się niekomfortowo, wręcz przeciwnie, było mu lekko i radośnie. Z radia leciały te beznadziejne świąteczne piosenki, które nie denerwowały go jak zwykle. Nie, kiedy miał przed sobą widok kobiety lekko kołyszącej się i podśpiewującej. Mieszała kolejną potrawę w garnku przygotowując kolejne danie na święta. On zajadał się pysznymi konfiturami, które przywiozła ostatnio Audrey od pana Fredricksena. Były genialne i z czasem nie mógł się powstrzymać, żeby ich nie jeść. Podrapał się w brodę, która była już za długa i wywoływała to nieprzyjemne drapiące uczucie.

— Masz może coś do strzyżenia? — Oderwał się od jedzenia i wypowiedział na głos swoje przemyślenia, tym samym wyrywając Audrey od gotowania. Obdarowała go tym specyficznym dla niej uśmiechem, który zawsze wlewał ciepła do jego serca.

— Też miałam poruszyć ten temat —powiedziała lekko i zaśmiała się na głos. Dała mu znak, żeby poszedł za nią, więc tak zrobił. Odwróciła się przez ramię, kontynuując: — Mam maszynkę. Jeszcze... Freddiego.

Widział jej zawahanie. Nawet w tak krótkim czasie, zdążył ją poznać na tyle, że zrozumiał, że to była kolejna pamiątka po jej tacie. Wymruczał podziękowania, kiedy mu wręczała urządzenie. Widział, jak wraca do kuchni, tym razem bez wcześniejszego entuzjazmu. Przeklął cicho pod nosem, bo przez niego znowu wróciły do niej bolesne wspomnienia. Nie chciał, by cierpiała, wszyscy mogli, tylko nie ona.

Wrócił do niej w znacznie odświeżonej wersji. Zarost na twarzy pozostał w minimalnej długości, tak by odrobinę zakrywała mu twarz. Skrócił też włosy, a przynajmniej miał taką nadzieję. Audrey widząc go, znowu się zaśmiała i podeszła, stając bardzo blisko niego. Obserwował, jak wyciąga rękę i sięga do jego głowy. Miała delikatnie przymrużone oczy, skupione całkowicie na nim.

— Krzywo się obciąłeś — mruknęła nostalgicznie. Pociągnęła go za rękę, co wyglądało komicznie: jej drobna dłoń trzymająca potężną rękę. — Pomogę ci, mam wprawę.

— Człowiek orkiestra — westchnął żartobliwie i choć mógł, nie zerwał z nią kontaktu fizycznego. Znowu czuł to przyjemne rozchodzące się po całym ciele ciepło, mające swoje źródło w miejscu, gdzie stykały się ich skóry. Usadziła go w łazience na małym krzesełku, a on posłusznie poddawał się jej.

— Zdejmuj koszulkę — na jej lekki ton głosu, zdębiał. Odwrócił się do niej, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi. Kiedy ich spojrzenie się spotkało, chyba do niej dotarło, jak to musiało zabrzmieć, bo po raz pierwszy zobaczył ją zawstydzoną. Ściągnęła brwi i zacisnęła usta w wąską linię, a na jej oczy uciekły w bok. Za chwilę potrząsnęła głową, żeby włosy zakryły jej twarz. — To nie tak. — Zająkała się, próbując wytłumaczyć niezręczną sytuację. — Lepiej, żebyś ją zdjął, bo jak będę cię strzyc, to żeby włosy nie drażniły cię później, jak zostaną na koszulce.

Mówiła szybko, wszystko na jednym wdechu, a jej głos był lekko podwyższony. Zazwyczaj spokojna, teraz próbowała wybrnąć z tej sytuacji, wiercąc się i co chwila, zagryzając usta. Nie mógł poradzić, że jego spojrzenie lądowało właśnie na jej wargach.

— Rozumiem — przerwał jej gorączkowe tłumaczenia. Nadal, siedząc do niej plecami, po prostu ściągnął koszulkę, dokładnie ją złożył i odłożył na kosz na pranie. Pomieszczenie łazienki było małe i zatłoczone różnym sprzętem; mimo panującego ciepła poczuł orzeźwiający chłód przez brak górnej części ubrania. Mimo to, ciepło, które było spowodowane bliskością Audrey, nie zniknęło.

Kobieta nie odzywała się, a on czuł, że przygląda się jego plecom.

— Zostały ci blizny — powiedziała w końcu. Miała rację, jedna z zagojonych ran była wynikiem postrzału. Inna, powyżej biodra, nosiła po sobie ślad noża, kiedy wdał się w bezpośrednią bójkę z jednym z mafii. Nieliczne z blizn pochodziły z różnych akcji w czasie pełnienia służby policyjnej. Jednak większość z nich, niektóre przykryte tatuażami, miały swoją genezę w jego dzieciństwie, kiedy ojciec wracał zbyt pijany, by pamiętać, kim dla niego jest ten mały, chuderlawy chłopiec.

erasedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz