Rozdział piąty

52 10 3
                                    

Patrzyła, jak Kenneth powoli odśnieża, już wyrobioną, ścieżkę na podwórku. Chciał się zabrać za rąbanie drzewa, ale stanowczo mu na to nie pozwoliła. Był już początek grudnia, i zapewniał, że jego rany się zagoiły. Ona widziała, jak krzywi się podnosząc ręce o kilka cali za wysoko i podrażniając nadal uszkodzone żebra, jak nadal delikatnie utyka na jedną nogę i próbuje to zamarkować. Jednak nic nie mogła zrobić, kiedy dzisiejszego ranka czekał już na nią z kawą w kuchni i stanowczo oznajmił, że idzie jej pomóc. Na nic zdały się jej tłumaczenia, że jest przyzwyczajona do takiej pracy, a on i tak nie powinien się przemęczać. Twardo trwał przy swoim postanowieniu i nic nie mogło go przekonać, żeby został w domu.

Szła powoli za nim, kierując się do kurnika. Bezpardonowo wgapiała się w jego szerokie plecy. Obserwowała pracę szerokich ramion, których dotyk pamiętała przez alkoholową mgłę. Wiedziała, że tamtego wieczora otrzymała wsparcie od tego mężczyzny. Na wspomnienie o jej wybryku, przypomniała sobie jego dłonie, kiedy najpierw trzymały jej włosy i głowę, później pocieszająco głaskały ją po plecach. Czuła jego zapach i oddech wymieszany z whiskey. Zadrżała na wspomnienie jego bliskości i głupoty swojego wybryku.

Jednak musiała przyznać, że był jeden plus tego alkoholowego wieczoru — atmosfera między nimi powróciła do tej przy pierwszych rozmowach, a nawet lepiej, bo nie zachowywali wobec siebie aż takiej ostrożności. Pamiętała swoje przeprosiny, jednak niekoniecznie kojarzyła szczegóły, jakie mogła mu zdradzić. Zaraz po przebudzeniu się następnego ranka (zbyt późnego, jak na nią) próbowała sobie przypomnieć, co mu dokładnie powiedziała. Jednak nic oprócz ogólnego zarysu jej monologu (nie pamiętała, żeby Kenneth się dużo odzywał) nie przychodziło jej do głowy. Czuła się zawstydzona, ale jemu chyba to nie przeszkadzało.

— Nie powiedziałam ci nic dziwnego, prawda? — Spytała ze szczerą obawą, kiedy zastała mężczyznę w kuchni. Zobaczywszy jego twarz, jej wątpliwości miały coraz pewniejsze podstawy. Blada twarz, przekrwione oczy, potargane coraz dłuższe włosy i zamglony oraz zamyślony wzrok nie mogły świadczyć o czymś dobrym. Kiedy ją zobaczył, tylko się uśmiechnął, choć i ten gest zaraz zakrył ręką i szybko przeprosił. — Za co? To chyba moja wina, że przesadziłam z alkoholem.

— Nie — chciał zacząć tłumaczyć. Wydawał się zakłopotany. Spojrzał się najpierw w bok na ścianę, po czym skierował wzrok na nią i krzywo się uśmiechnął, a później znowu przeprosił. Coś było nie tak i czuła coraz większe zdenerwowanie.

— Wolę wiedzieć — stwierdziła twardo. Muszę poznać przyczynę jego zachowania, pomyślała. Tak będzie mi łatwiej się wytłumaczyć — Nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa, prawda?

— Wczoraj przeprosiłaś mnie — kiwnęła głową, żeby dać mu do zrozumienia, że pamięta. — Jak dla mnie to już nieźle bredziłaś.

Spiorunowała go wzrokiem, ale musiała przyznać, że miał rację. Było jej naprawdę wstyd. Najpierw odstawiła szopkę, później się upiła.

— Wspominałaś coś o Helen? I Iowa. Nie wiedziałem, co to wszystko znaczy — podrapał się po karku i łypnął na nią wzrokiem, kiedy opadła na krzesło. To też pamiętała i kolejną szklankę whiskey, choć tu wspomnienia zaczynały się mieszać, zanikać. Pamiętała tylko urywki, jak to, że wymieniła imię siostry. — A później to już zgłupiałem. Powiedziałaś, że to przeze mnie i mój uśmiech wpadłaś w ten stan. Ja... Jakoś... Przepraszam?

Wiedziała, że przesadziła. Nie powinna mieszać go do swoich rodzinnych spraw. Zastanawiała się, jak głupim można być i upić się przed nieznajomym, a później wspominać o czymś takim. Powinna odpuścić topienie smutków w rocznicę śmierci rodziców. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Mimo że Kenneth sam stwierdził, że "bredziła", nie potrafiła przekonać samą siebie, że on w to wierzył. Rozmasowała skronie i sięgnęła po szklankę wody. Jak miała to teraz wytłumaczyć?

erasedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz