Rozdział szósty

46 6 3
                                    


 ̷B̷r̷a̷c̷i̷s̷z̷k̷u̷!̷ ̷(̷O̷ ̷c̷h̷o̷l̷e̷r̷a̷,̷ ̷j̷a̷k̷ ̷p̷a̷s̷k̷u̷d̷n̷i̷e̷ ̷t̷o̷ ̷w̷y̷g̷l̷ą̷d̷a̷ ̷n̷a̷ ̷p̷i̷ś̷m̷i̷e̷.̷ ̷Z̷a̷p̷o̷m̷n̷i̷j̷.̷)̷

̷K̷e̷n̷n̷e̷t̷h̷!̷

̷K̷e̷n̷n̷y̷!̷

̷K̷!̷ ̷ ̷ ̷  Kenneth!

Sory, że tak oficjalnie. Miałem ci o wszystkim powiedzieć jutro, kiedy będziemy w drodze po moje fajki (Szkoda, że ich nie znosisz i palisz inne. Pożyczałbyś mi, kiedy bym z nich wyszedł.).

W listach powinno się chyba pisać jakoś ładniej, co? Chrzanić to, nie wychowaliśmy się w rajskiej dzielnicy, żeby zwracać uwagi na takie  gówna bzdury.

Ta cała sprawa z mafią to jakaś pierdolona pomyłka. I dlaczego do diabła prowadzisz to śledztwo!? Oni cię nienawidzą. Wsadziłeś do ciupy zbyt wielu ich ludzi. Chcą się zemścić. Planowali cię zabić do kurwy nędzy. Wiesz, co by się stało, gdybym im nie przeszkodził? Tak, przeszedłem do nich, żeby cię chronić. Możesz mi nie wierzyć, ale proszę o zaufanie ten ostatni raz. Kenny, oni mają w garści cały posterunek. Wiedzą wszystko, więc też dałem się skorumpować. Ty debilugłupku pojebańcu jeden nigdy nie dasz im za wygraną. Ty i to twoje poczucie sprawiedliwości! Będę się streszczał. Podsłuchałem ich rozmowy, twój informator jest podstawiany i to ciebie chcą złapać. Postaram się im przeszkodzić, tylko wiesz...? Im bardziej odciągam ich od zabicia cię, tym mniej mi ufają. 

Ale nic mi nie będzie.

Chyba mnie zabiją. Będzie dobrze. Czuję to.  W końcu, po co mieliby mnie zapraszać naspotkanie szefów, jak jestem tylko ich marionetką? 

Piszę ten list, gdybyś mnie znalazł nad ranem, martwego na tym parkingu nieprzytomnego (bądźmy dobrej myśli!). Mam nadzieję, że mnie nie przeszukają. (Jeżeli czyta to któryś z was, widzimy się w piekle, sukinsyny. I pierdol się Ron!)

Przepraszam. Nigdy nie chciałem Cię okłamywać (właśnie sobie przypomniałem, jak trzeba pisać listy. Wychodzi na to, że powinienem pisać dużymi literami, jak się do ciebie zwracam. Nie będę poprawiał. Nie mam czasu.). Ciebie jednego nie chciałem okłamywać. Wkońcu jesteś moim bratem. Nie wiem, czy teraz zasługuję na to miano, więc skreśliłem. 

Kenny, ja robiłem straszne rzeczy. Ale to wszystko, żeby cię chronić. Robiłem to dla siebie (jak mówiłem sobie to zbyt wiele razy, to już prawda, nie?). Oni wyciągnęli gówno z mojego życiorysu. Pamiętasz mojego starego? Niby taki ułożony, ale był tak samo zły, jak twój pierdziel (bez obrazy). Wybacz.  Chciałbym nie-żałować. Byłoby łatwiej. To wszystko jest tak kurewsko pokręcone. Czuję, że wszystko, co robiliśmy, nad czym pracowaliśmy i straciliśmy tak dużo czasu... że to wszystko było po prostu skazane na porażkę. Bycie twoim przyjacielem, bratem sprawiało, że czułem się lepiej, ale moje gówno ciągle było tuż za mną.

Jestem już potwornie zmęczony Kenneth...

Gdybym Cię nie poznał, pewnie odziedziczyłbym po ojcu stanowisko razem z jego gównem, ale... pewnie bym przywykł. Nie siedziałbym w TYM bagnie. Nie musiałbym troszczyć się o Twoje zasrane dupsko! Tylko... Jesteś najlepszym, co mnie spotkało. Nigdy nie żałowałem, że mnie wtedy ocaliłeś. Wyciągnąłeś do mnie rękę, kiedy tego potrzebowałem, a nawet o tym nie wiedziałem. Zabrałeś mnie z tego piekła, którego jeszcze nie byłem świadomy. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Boję się. Kocham cię, bracie. Przepraszam. Nie mogę ci się odpłacić. Mogę jedynie zrobić to, co zawsze. Spróbuję uratować twój nieszczęsny tyłek. Chciałbym być szczęśliwy. Chciałbym, żebyś ty był szczęśliwy (najlepiej z żoną i kilkoma dziećmi). Przepraszam, możesz zapomnieć o nas mnie.

erasedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz