3. Łzy w niczym ci nie pomogą, Stormi.

26 2 2
                                    

Miałam dodać dopiero we wtorek, ale stwierdziłam - czemu nie dziś? xx

▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫

Siedziałam przywiązana do krzesła i potwornie bolała mnie noga, która sztywno ustawiona była na cienkiej desce.
Ciurkiem spływała po niej moja wciąż niezaschnięta krew i nim się spostrzegłam na cegiełkach pode mną, pojawiła się wielka krwisto czerwona plama.
Bardzo żałowałam, że postanowiłam uciec ze zranioną łydką. Minęło kilka dobrych minut zanim dwie starsze kobiety zatamowały i opatrzyły mi krwawiącą ranę, spowodowaną moim głupim wybrykiem.
Jednak chyba niezbyt to im się udało, gdyż ciecz dalej nie ustępowała.
- Jest osłabiona. Proszę, nie rób jej większej krzywdy. - nagle usłyszałam cichy szept, dobiegający zza drzwi i ciężkie kroki.
- Muszę ją przesłuchać. Nie wtrącaj się, Betty! - nagły podniesiony, ale w miarę opanowany ton głosu dotarł do moich uszu, ziejąc grozę. - Odejdź i zawołaj Blake'a. Niech weźmie nóż.
- Ale...po co? - zapytała, zszokowana. - Mówiłam, że masz jej więcej nie ranić! Wykrwawi się!
- Im szybciej, tym lepiej. - prychnął. - A teraz, wynocha!
Odwróciłam się w kierunku wejścia, a już po chwili stanął w nich wysoki, przystojny mężczyzna z szerokimi barkami, umięśnionymi ramionami, gęstą czarną czupryną i wzrokiem, który wyrażał czystą nienawiść oraz wściekłość.
Małymi kroczkami wmaszerował do ciemnego pokoju, a nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. Wystraszyłam się, jak uniósł krzesło, stojące w rogu i z hukiem postawił je przede mną. Usiadł na nim okrakiem, odwracając w taki sposób, żeby podpora na plecy była przed nim. Oparł swoje dłonie o zagłówek i zerknął na moją nogę.
- I na, co ci była ta ucieczka? - jego obojętny ton głosu, aż zmroził mnie w środku. - Może zacznijmy, od tego...jak się nazywasz?
- S...Stormi. - szepnęłam, ze łzami w oczach.
- Nie rycz! Łzy w niczym ci nie pomogą, Stormi. - westchnął, wywracając oczami. - Kto cię tu wysłał i dlaczego?
- Nie...ja nie wiem. - pokręciłam głową. - Nie wiem, kto i dlaczego mnie tutaj...po prostu obudziłam się w lesie...i niczego nie pamiętam.
- Nie kłam. - wstał zdenerwowany i chwycił mnie za gardło, po czym szarpnięciem przybliżył nasze twarze do siebie - Dwa miesiące temu byłaś w ich helikopterze. Na własne oczy widziałem, jak wyrzucasz z pokładu zwłoki i kolejnych ludzi, których tutaj zamykacie!
- Ja naprawdę nic nie pamiętam! - odparłam ze szlochem, patrząc na niego rozmazanym wzrokiem - Proszę, uwierz mi...
Niespodziewanie do pomieszczenia wbiegł jakiś chłopak, więc szybko przenieśliśmy swój wzrok na nowoprzybyłego. Od razu go rozpoznałam. To ten, któremu zwiałam. Brunet oddalił się, zdejmując swoje łapy z mojej szyi i posłał swojemu koledze, pytający wyraz twarzy.
- Co jest?
- Mamy problem! - wrzasnął. - Ludzie chcą ją zobaczyć i przeprowadzić egzekucję. Teraz.
- Nie ma nawet takiej mowy! - warknął chłopak, który prawdopodobnie był ich przywódcą - Daj ten nóż i powiedz wszystkim, że jutro odbędzie się zebranie. Ona też będzie.
- Dobra. - kiwnął lekko głową i wybiegł na zewnątrz, zostawiając nas samych.
- A teraz, powiesz mi wszystko albo poczujesz mój gniew i od razu mówię, że będzie okropnie bolało. - uśmiechnął się sadystycznie i przyłożył małych rozmiarów nożyk do mojego ciała. - Wykrwawisz się i tym razem, nikt ci nie pomoże... - mruknął, unosząc materiał mojej bluzy wysoko do góry i powoli, wędrując ostrzem w okolicy mojego pępka.
Kiedy usilnie milczałam, jego tęczówki zmieniły kolor, niemalże na czarny. Rysy twarzy wyostrzyły się, a postawa wyprostowała. Czułam, jak napinają się jego wszystkie mięśnie i zaczyna szybciej oddychać. W pewnym momencie mocniej ścisnął trzymany w dłoni przedmiot i gwałtownie nim poruszył do przodu. Ostrze wbiło się w mój brzuch, robiąc mi głębokie nacięcie.
Krzyknęłam.

▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫▫

Podoba się?

Walcz, Zabijaj, PrzetrwajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz