6. A, co jeśli przysłali ją tutaj jako szpiega?

9 1 0
                                    

Mężczyzna, po chwili bezwzględnego wpatrywania się w tłum, opuścił pistolet i schował go do tylnej kieszeni swoich zielonych spodni.
Przez krótki moment przyglądał się mojej osobie, aby następnie przenieść surowy i kpiący wzrok na swoją grupę.
- Ona jest jedną z nich. Nie chce się przyznać, ale my doskonale, o tym wiemy. - przemówił spokojnie, jednak jego wypawiedź została przerwana przez krzyki zdenerwowanych facetów.
Kobiety milczały, ale po ich skrzywionych minach ewidentnie było widać, że niezbyt cieszyły się moją obecnością w obozowisku, który tworzyli zapewne od dobrych kilku lat.
- Zabijmy ją, jak ona kazała nam! - to było pierwsze co usłyszałam od chłopaka, stojącego niecały metr ode mnie.
Później nawet nie zwracałam uwagi na to, kto zabiera głos. Było duże zamieszanie, a wyzwiska skierowane pod moim adresem nie miały końca.
- Dobrze gada, polać mu! - wrzasnął kolejny facet, unosząc wysoko do góry butelkę piwa - Niech suka poczuje to, co my czuliśmy przez cały ten czas!
I nagle wszystko ucichło...jakby za dotknięciem magicznej różdżki, każdy wpatrywał się zdezorientowany w swojego przywódcę.
- Na razie nikogo, nie zabijemy... - przekrzyknął tłum - dziewczyna może nam się przydać.
- Niby jak? - zapytała jedna z koleżanek nastolatki, która mnie napadła.
- A, co jeśli przysłali ją tutaj jako szpiega? - krzyknęła niska brunetka, siedząca przy drzewie i spoglądała na mnie z czystą nienawiścią - Pewnie musi wychwycić ilu nas jest, żeby powia...
- Nie zabijemy jej! - warknął zirytowany Watson, przerywając wypowiedź małolaty i uśmiechając się do mnie w ten swój arogancki sposób - Przetrzymamy smarkule jakiś czas w lochach i później na pewno wszystko nam wyśpiewa! A teraz, rozejść się i zająć się swoimi sprawami!
Gdy tłum po kilku dość długich chwilach ciszy rozszedł się na wszystkie możliwe strony, Watson stanął obok mnie i pochylając się lekko do przodu, postawił na nogi moje obolałe ciało. Powoli odwrócił nas w taki sposób, że nasze spojrzenia się spotkały i tkwiliśmy tak do momentu, aż nie zostałam przez niego gwałtownie szarpnięta.
Ruszyliśmy wąską, porośniętą krzakami oraz kwastami ścieżką, w sam środek lasu.
Rozglądałam się w panice, że nagle ktoś może nas zaatakować, czy też zabić. A kiedy usłyszałam cichy trzask gałązki, krzyknęłam przerażona. Zupełnie nie myśląc, chwyciłam chłopaka za dłoń i przysunęłam się bliżej, aby chociaż trochę się uspokoić.
Ten spojrzał na mnie spod przymróżonych ciemnych powiek i po chwili wybuchnął głośnym, zupełnie odmiennym od jego wcześniejszych zachowań, śmiechem.
Pierwszy raz widzę go, uśmiechającego się...
- Zdajesz sobie sprawę, że to co słyszałaś to twoja sprawka, tak? - zapytał rozbawiony - spójrz na dół.
Zrobiłam, jak kazał i od razu zrozumiałam jego reakcję. Pod moją stopą znajdowała się złamana gałązka.
Czyli przestraszyłam się samej siebie?
- Przepraszam... - mruknęłam zażenowana i szybko się od niego odsunęłam.
Odwróciłam wzrok od jego osoby i ponownie rozejrzałam się, po otaczającym mnie terenie nazywanym 'niebezpiecznym', chociaż tak naprawdę nic tutaj niebezpiecznego nie było.
- Chodź. Musisz zapoznać się z nowym kątem. - westchnął powracając do swojej podłej i bezuczuciowej maski brutala, po czym pociągnął mnie za sobą.
Po kilkunastu minutach, wreszcie stanęliśmy przy ogromnych drewnianych wrotach, które nie wyglądały zbyt przyjemnie. Jednym mocnym ruchem pchnął drzwi do przodu i spojrzał w moim kierunku.
Podszedł do mnie i uśmiechając się złośliwie, szepnął:
- Witaj w piekle, Stormi.
Bez jakiegokolwiek uprzedzenia, wepchnął mnie do lochów i znowu zostałam sama...

Walcz, Zabijaj, PrzetrwajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz