~twenty-eight~

7.1K 215 94
                                    

𝑈𝑐𝑖𝑒𝑐𝑧𝑘𝑎

- Wypuść mnie stąd, siedzę tu już dwa dni. Jesteś aż taki głupi, żeby nie wiedzieć, że oni mnie w końcu znajdą? - powiedziałam cicho, kiedy chłopak siedział na drewnianym krześle, będąc odwróconym do mnie plecami. Podczas nocy, które tu spędziłam, przeklinałam dzień w którym się urodził. 

- Racja, dlatego muszę przejść do rzeczy - zaśmiał się pod nosem i wstał, poprawiając rękawy swojej czarnej koszuli. Szybko znalazł się przede mną, klękając na kolana. Przełknęłam głośno ślinę, nie wiedząc o co mu chodzi i co zamierza zrobić. Po chwili zaczął przybliżać się do mnie, aż finalnie jego usta znalazły moją szyję, którą zaczął ssać i lizać. 

- Odejdź ode mnie - wyszeptałam, będąc przerażona. Nie mogłam nic zrobić, ponieważ dalej miałam związane ręce krawatem, a w nogach nie miałam wystarczająco dużo siły. Nie dawał mi jedzenia, jedynie wodę, którą bałam się pić. Myślałam, że ją czymś skaził, abym zemdlała. 

- A co jeśli tatuś się nie posłucha? - sapnął, a jego dłonie znalazły się na moich biodrach, zdejmując ze mnie spodnie. W tamtej chwili poczułam rosnącą w moim gardle gule. 

- Puść mnie... - warknęłam, zaczynając się wiercić. Chłopak uśmiechnął się i zacisnął swoje dłonie na wewnętrznych stronach moich ud, rozkładając moje nogi. Odsunął moje majtki na bok, a kiedy poczułam jego oddech na mojej kobiecości, wiedziałam, że to jest ostatni moment na zrobienie czegokolwiek. Nie chciałam, żeby mnie skrzywdził.

Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam mocno oczy, zaciskając swoje uda na jego szyi. Szybko przewróciłam go na plecy, sama znajdując się na górze. 

- Wolisz siedzieć mi na twarzy? Nie widzę w tym problemu... - uśmiechnął się przebiegle, a ja zebrałam w sobie całą swoją energię, która jeszcze we mnie pozostała i z całej siły pociągnęłam do siebie rurę, do której byłam przywiązana, wyrywając ją. Po sekundzie zaczęła tryskać z niej woda, a ja szybko wyswobodziłam swoje nadgarstki z uścisku krawatu i zwinnie zabrałam swoją różdżkę, wstając i biegnąc do wyjścia, naciągając przy tym swoje spodnie.

- Crucio! - usłyszałam za sobą krzyk. Szybko padłam na ziemię, mówiąc pod nosem wszystkie przekleństwa świata. Zagryzłam mocno wargę i wyciągnęłam swoją różdżkę w stronę Blaise'a, który na ustach miał dalej swój kpiący uśmiech. 

- Drętwota! - wrzasnęłam, a on upadł na podłogę. Wtedy odetchnęłam z ulgą, że nie dostałam jednym z zaklęć niewybaczalnych. Mogę być pewna, że nie ominą go konsekwencje, bo tego dopilnuje. 

Gdy już znalazłam jakieś wyjście, wybiegłam przez rozpadające się, drewniane drzwi... Wrzeszczącej Chaty. Na zewnątrz panował mrok, a mnie otulił nieprzyjemny powiew chłodnego wiatru. Będąc przerażona, zaczęłam szybko bieg w stronę Hogwart'u. 

Gdy byłam już przed dużymi, masywnymi drzwiami, pchnęłam je, wbiegając na puste i ciemne korytarze szkoły, udając się do Pokoju Wspólnego Slytherin'u. Musiałam jak najszybciej zobaczyć się z Draco. Chciałam powiedzieć i pokazać mu, że wszystko okej, że żyję. Chciałam usłyszeć od niego, że już wszystko będzie dobrze.

Szybko wypowiedziałam hasło do kamiennej ściany i z mokrymi policzkami od łez, wbiegłam do salonu, widząc w nim wszystkich swoich przyjaciół. Wtedy moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy zobaczyłam Draco, Astorie, Tom'a, Harry'ego, Hermionę, a nawet... Pansy.

- Matko, kochanie! - Astoria pisnęła i szybko poderwała się do góry, podbiegając do mnie i zamykając w szczelnym uścisku. Kiedy jej dłoń zaczęła gładzić moje plecy, rozpłakałam się, mocząc przy tym jej koszulę. 

𝑩𝑬𝑳𝑳𝑨 𝑷𝑶𝑻𝑻𝑬𝑹 | 𝒅.𝒎. (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz