Chłopak szedł sprężystym krokiem dobrze znaną sobie ulicą. W jednej ręce trzymał siatkę z zakupami ze sklepu spożywczego, drugą co jakiś czas sięgał po palonego papierosa. Pomimo bólu w niektórych partiach ciała, nie zwalniał tempa. Chciał jak najszybciej zobaczyć się ze swoim szefem.
Gdy znajdował się kilka metrów przed posiadłością Sawady. Zatrzymał się na moment. Tuż przed bramą stała dobrze znana mu dziewczyna. Czerwone włosy miała związane w zgrabny warkocz, który opadał jej na plecy, gdyby nie ich kolor pewnie by jej nie poznał. Widywał ją już w spódnicy, jednak nie spodziewał się po niej, że i po szkole nosi się typowo dziewczęco. Prosta, jasnoróżowa, sukienka nad kolano z krótkim rękawkiem wykończona białą falbanką sprawiała, że wyglądała bardzo delikatnie, nawet jeżeli mógł tylko obserwować jej nerwowy profil.
Cmoknął z niezadowoleniem, uicekajac spojrzeniem w bok. Niespodziewał się, że przyjdzie im wpaść na siebie nawzajem.
- Co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać o to samo - odpowiedziała po krótkiej chwili. - Bianchi Nee-san, mówiła, że leżysz w szpitalu jak długi.
Zmierzyła chłopaka chłodnym wzrokiem. Pomimo luźnych, ale zakrywających ciało ubrań widziała jak zza kołnierza czy mankietów wystają mu bandaże. Była pewna, że srebrnowłosy nie powinien chodzić w takim stanie samopas po mieście. Po chwili jednak spuściła lekko z tonu, pod naporem spojrzenia jego zielonych tęczówek przygryzła dolną wargę i uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Miała wielką ochotę dodać jeszcze to i owo, ale postanowiła nie pogarszać sytuacji. W końcu gdyby nie ona...
- To nic takiego - odparł z przekąsem - przesuń się, nie mam całego dnia - dodał wymijając dziewczynę.
Nastolatka zamrugała kilkukrotnie, a następnie ruszyła w ślad za srebrnowłosym, który przechodził przez furtkę. Dalej lekko osłupiała obserwowała, jak ze zgorzkniałego nastolatka Hayato zamienia się w pogodnego człowieka. Słyszała jak z uśmiechem wita Nanę, matkę Tsunayoshiego, która była najmilszą osobą jaką Włoszka poznała. Kobieta przywitała ich ze szczerą radością na twarzy, która uspokoiła jej nerwy i była zaraźliwa.
- Przyniosłam to dla Fuuty i Tsuny - powiedziała dając ozdobną torebkę ze słodyczami kobiecie. - Mam nadzieję, że czują się już lepiej?
- Ara, Yui-chan, nie trzeba było. Och Tsu-kun już wczoraj był na spacerze z Rebornem, chociaż to nie był chyba dobry pomysł, bo wrócił znowu cały posiniaczony - dodała z lekkim westchnieniem. - Za to Fuuta-kun nie chce wyjść z pokoju. Mam nadzieję, że nie bierze złego przykładu z Tsuny.
Jej szczere zmartwienie złym wpływem Sawady na Małego Księcia odrobinę zbiło z tropu oboje nastolatków. Wyczuwając, że gdy już się otrząśnie to Gokudera postanowi wysadzić pół domu, Pantalea postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Porozmawiam z nim i spróbuję się dowiedzieć o co chodzi, proszę się nie martwić - uśmiechnęła się łagodnie.
- Che, na jego miejscu to bym... - chłopak urwał czując łokieć niższej wbijający się w jedną z jego ran.
- Och, bardzo Ci dziękuje, Yui-chan.
- Nie ma za co, Nana-san. Idziemy - zwróciła się do Gokudery.
- Nie będziesz mi rozkazywać.
Odpowiedź chłopaka wywołała kolejną złośliwą wymianę między nimi. Nana z lekkim uśmiechem obserwowała jak ta dwójka wchodzi na górę, ani na chwilę nie ustępując rozmówcy.
- Dziesiąty! Przepraszam, że cię zawiodłem! Zawiodłem jako twoja Prawa Ręka!
Tsunayoshi jak zwykle spłoszył się widząc kłaniającego się przed nim Gokuderę. Nie przywykł do takiego traktowania i szczerze wątpił, aby kiedykolwiek udało mu się przyzwyczaić do uwielbienia jego osoby przez Hayato. Wolałby, żeby przestał, ale nie miał odwagi i umiejętności go od tego odwieść.
CZYTASZ
Blask Ziemi (KHR ff)
FanfictionFuoco - tajemnicza postać wysłana z misją uratowania Vongoli przed upadkiem w przyszłości. Yui Pantalea - dziewczyna, półwłoszka, półjaponka wychowywana wśród mafii. Zbliża się pora dla Vongoli Nono, aby oficjalnie naznaczyć następce tronu vongolski...