I. Początek

183 12 4
                                    

Ciepłe promienie słoneczne wpadały do małego pokoju przez duże okno, wiatr delikatnie poruszał cienką firanką. Z zewnątrz dochodził dźwięk ptaków żyjących w pobliżu. Sześcioletnia dziewczynka siedziała w plamie słońca na zielonym dywanie i bawiła się lalkami. Ubrana była w krótkie, zielone spodenki i jasnozieloną bluzkę. Miała długie, czerwone włosy i duże, ciemnobrązowe oczy. W pewnym momencie do pokoju weszła wysoka kobieta o krótkich, czarnych włosach i czerwonych oczach. Ciągnęła za sobą małą, czarną walizkę, którą postawiła tuż przy dziewczynce.

- Pakuj się, wyjeżdżamy za kilka minut.

- Miałam dzisiaj spotkać się z kuzynką - zamarudziła czerwonowłosa myśląc, że przynajmniej tym opóźni wyjazd zaplanowany przez kobietę.

- Innym razem, teraz musisz się spakować.

- Si mamma (Tak, mamo)- odpowiedziała smutno dziewczynka pakując swoje rzeczy.

Jechały autostradą, w ciszy. Południowe słońce wręcz parzyło. Brązowooka wpatrywała się w postać matki za kierownicą ze smutnym wyrazem twarzy, już jakiś czas temu wyjechały z miasteczka, gdzie mieszkały przez ostatnie dwa lata i mała wiedziała, że szybko tam nie wrócą. Nie wyglądała przez okna, nie marudziła, nic nie mówiła. Kobieta również się nie odzywała skupiona na drodze, nerwowo sprawdzając co jakiś czas lusterka. Dojechały na lotnisko porzucając auto na poboczu. Czarnowłosa mocno trzymała córkę za lewą rękę idąc chodnikiem do tylnego wejścia. Sto metrów pustej drogi, dziesięć w cieniu, mniej niż jeden do drzwi. Sto, pięćdziesiąt, dziesięć, pięć kroków, klamka praktycznie na wyciągnięcie ręki. Strzał. Dziewczynka ze strachu się wywraca, gdy cichnie stukot kobiecych obcasów. Czerwonooka przyciska rękę do siebie, ale nie może zrobić nic więcej, bo następny pocisk przebija jej ciało. Pada bez tchu na chodnik z dziurą przechodzącą przez jej skroń, z ust wylewa się krew. Kilkulatka jest sparaliżowana ze strachu, kątem oka widziała upadek matki, jej wzrok był utkwiony w postaci blondwłosego mężczyzny stojącego naprzeciwko niej, za krzakami. Kolejny strzał, instynktownie się schyliła, kula ją ominęła, kolejne odgłosy świszczących kul w powietrzu, zacisnęła mocno oczy błagając w duchu, aby jej nie dosięgły. Ból, poczuła, jak coś z wielką mocą uderza i rozrywa jej bok. Zakrwawiona pada na bruk obok matki, zaczyna tracić przytomność, a zabójca diametralnie zmienia swój wygląd. Dłuższe niż wcześniej i niebieskie włosy. Słyszy dziwny dźwięk, jakby śmiech, krzyki jakiś mężczyzn, kolejne strzały, chwilę później nie widzi już nic. Ciemność zapełnia cały jej świat.

^^^

Cztery lata później

- Wróciłam - rozległ się dziewczęcy głos. Długie, czerwone włosy miała rozpuszczone, ubrana w czarną kamizelkę, spódniczkę w tym samym kolorze i białą bluzkę z krótkim rękawem, swoje brązowe oczy miała skierowane na postać wysokiej, eleganckiej, czarnowłosej kobiety przed nią.

- Późno wróciłaś - zganiła ją, a jej szare oczy oskarżycielsko spoglądały na nowo przybyłą.

- Przepraszam - odpowiedziała z ciężkim westchnieniem - trening się przedłużył...

- A potem szlajałaś się po mieście. Dopóki nic Ci nie jest, nie mam zastrzeżeń - powiedziała zakładając niesforny kosmyk czarnych włosów za ucho. Zanim zdążyła cokolwiek dodać zza jej pleców wybiegło trzyletnie dziecko z wielkim, czarnym afro na głowie i w śpioszkach upodabniających go do krowy.

- Buahahaha! Wiejki Lambo źdobył gjanat! A ofelma Filippe, nie! Buahaha! Yui, ma się bawić z wiejkim Lambo! - Krzyknął naskakując na uczennicę i przylepiając swoją kozę z nosa do jej policzka.

- Fuj! Ty obrzydliwy bachorze! - Wrzasnęła zrzucając go z siebie.

- Lambo, ile razy mam Ci powtarzać, że tak nie wolno się zachowywać! - Wrzasnęła dorosła kobieta podnosząc dziecko za kark.

- Aja! Źła ciajownicia Ottavia, źłapała Wiejkiego Lambo! - Zaczął wrzeszczeć wierzgając nogami. W tym momencie do pokoju wpadł inny chłopak. Starszy od poprzedniego z ciemniejszymi, zielonymi oczami, delikatnie kręconymi, czarnymi włosami oraz piegami pod lewym okiem ułożonymi w kształt błyskawicy. - Filippe, jak się bratem zajmujesz?

- P-przepraszam ciociu, ale wiesz jaki on jest... - powiedział próbując uniknąć złowrogiego spojrzenia czarnowłosej.

- To Cię nie usprawiedliwia - powiedziała ostro puszczając na ziemię dziecko. Lambo zaczął płakać na cały głos - ugh, masz i siedź cicho - wcisnęła dziecku olbrzymiego, winogronowego lizaka. Jak się można było spodziewać maluch od razu się uciszył. - Yui, idź do siebie i ogarnij, zaraz zrobię Ci coś do jedzenia, a z Tobą mój drogi mam do pogadania - wskazała palcem na piegowatego z miną nie uznającą sprzeciwu, po czym wyszła z przedpokoju do kuchni.

- Dobrze, że już jesteś - powiedział Filippe w kierunku brązowookiej.

- To był długi dzień - odpowiedziała wymijając zielonookie rodzeństwo.

Yui weszła do swojego pokoju upewniając się, że dobrze zamknęła za sobą drzwi, dopiero uzyskując stu procentową pewność, ściągnęła torbę z ramienia rzucając ją w kąt pomieszczenia. Podeszła do średniej wielkości szafy i wyciągnęła z niej luźniejsze ubrania. Zanim założyła koszulkę i spodenki, przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Była średniego wzrostu, a czerwone włosy sięgały łopatek, jednak nie to ją interesowało. Większą uwagę zwróciła na liczne siniaki i zadrapania, których nabawiła się w tym tygodniu, pomijając ranę na lewym ramieniu, którą leczyła od dwóch tygodni. Nie wygląda to gorzej niż zwykle - pomyślała upewniając się, że świeży ślad po ostrzu noża, którym dostała dzisiaj wracając do domu, nie wychodzi poza długość nogawek od spodenek oraz, że Ottavia nie zauważy bandaża, który założyła w tamtym miejscu. Ze złośliwym uśmiechem przypięła do drugiego uda pokrowiec na pistolet. Pani domu bardzo kiepsko znosiła obecność broni podczas posiłku, ale nic nie mogła poradzić na upór dzieci. Yui z lekkim zawahaniem założyła sobie na szyję mały wisiorek z wygrawerowaną różą kierunków. Była to pamiątka po matce i choć nie lubiła się z nim rozstawać, kierowana intuicją wolała go ukrywać przed spojrzeniami innych.

Oceniając swój stan jako znośny, skierowała się do kuchni, gdzie już czekał na nią ciepły posiłek.

Od czterech lat mieszkała razem z Ottavią Bovino i jej dwójką bratanków - Lambo i Filippe Bovino - w jednym domu. Dokładniej to kobieta przygarnęła ją pod swój dach, gdy kilkoro mężczyzn znalazło sześcioletnią Pantaleę postrzeloną feralnego dnia, gdy zginęła jej matka na lotnisku. Dwa lata później, po śmierci matki rodzeństwa Bovino, chłopcy również dostali się pod opiekę kobiety, która była srogą trenerką i rządziła twardą ręką w domu, jednocześnie dbając o dobre samopoczucie wychowanków. Dzięki temu Yui została zaakceptowana jako członek rodu Bovino, a co za tym poszło, dach nad głową, wyżywienie, względnie spokojne życie oraz trening dla członków mafii, gdy tylko się okazało, że dziewczyna posiada odpowiednie predyspozycje. Brązowooka, jak i reszta rodu, posiada zdolności odpowiednie dla płomienia błyskawicy, który owa rodzina stawiała na pierwszym miejscu.

^^^

W innym miejscu o innym czasie

- Nie uciekniesz.

- Skąd ta pewność?

- Nie ważne, gdzie i kiedy będziesz, ja zawsze będę za Tobą podążać - oczy rozmówcy zalśniły niebezpiecznie - jeden strażnik nie da sobie rady.

- Nie działam w pojedynkę.

- Nikt nie przyjdzie Ci z pomocą, gdy coś się złego stanie, nie zapominaj, że ty też tu jesteś.

- Co masz na myśli?

- Hihi - zaśmiał się, co najmniej nieserdecznie - czy ty naprawdę myślisz... że pozwolimy robić Ci, co zechcesz? Nie doceniasz nas i srogo za to zapłacisz. Uważaj na swoją przeszłość, Fuoco - powiedział, zanim zniknął z pola widzenia postaci w bordowym płaszczu.

^^^

Choć Lambo w mandze mówi o cioci Otavio, stwierdziłam, że lepiej brzmi Ottavia, więc zmieniłam imię :p mam nadzieję, że się nie gniewacie. c:

Blask Ziemi (KHR ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz