XVI. Obserwator

26 4 8
                                    

Wchodząc do budynku Fuoco potrzebowała chwili, aby jej oczy przystosowały się do panujących tam ciemności. Powoli stawiała każdy krok omijając co większe kawałki gruzu, który zajmował większość jej drogi. Nie mogła przecież spodziewać się czystego parkietu w miejscu, gdzie nastąpiło spore osuwisko kilka lat wcześniej. W powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów wiśni, tu i ówdzie widziała też drobne, różowe płatki na ziemi. Wodziła wzrokiem od jednego do drugiego śledząc nie ich ułożenie, a czerwone plamy wśród nich na ziemi. Zbliżała się do jednej ze ścian, gdy go w końcu zauważyła. Czarna czupryna wystawała zza gruzu, który zapewne odpadł z dachu i uniemożliwił proste dotarcie do chłopaka. Nastolatek leżał nieprzytomny na ziemi cały we krwi i pocie. Jego biała koszula od mundurka była wymięta oraz przecięta w kilku miejscach. Postronnie można było uznać, że ciężki kawałek betonu przygniótł młodego prefekta, w efekcie go unieruchamiając. Jednak jej wprawione oko pomogło podjąć odmienne zdanie. Nie widziała jego ciała od pasa w dół, ale po rozmiarze kałuży wokół niego wątpiła, że poza widocznymi ranami posiada więcej groźniejszych obrażeń. Przyłożyła swoje palce do jego szyi. Puls był słaby, ale stabilny.

- Stracił przytomność - powiedziała do siebie, zabierając od niego swoje dłonie.

Rozejrzała się po okolicy. Stara szklarnia była skąpana w półmroku pomimo porannego słońca na zewnątrz. Stare mury sprawiały, że wewnątrz wciąż było chłodnawo, dlatego poprawiła swoje okrycie, które przy krańcach zaczęło przybierać coraz to ciemniejszą barwę.

Nie widząc nikogo w pobliżu, przesunęła pasek na ramieniu tak, aby jej torba znajdowała się przed nią, a nie na jej plecach. Wyciągnęła z niej butelkę z lekami. Charakterystyczny chrzęst upewnił ją, że tabletki dalej się tam znajdują. Odkręciła wieko i wysypała kilka na swoją dłoń.

- Wierzę, że sam z tego wyjdziesz, ale lepiej żeby to nastąpiło szybciej niż później - powiedziała wkładając jedną z pastylek chłopakowi do ust.

Pozostałe schowała z powrotem. Upewniła się, że wszystko ma i chłopak połknął swoją dawkę, poczym ruszyła w drogę powrotną do miasta.

W przeciwieństwie do poprzedniej lokacji, główna ulica tętniła życiem. Podekscytowana wyprostowała ręce przed siebie. Dawno nie miała w sobie tyle energii. Mając na szczególnym względzie, jak kiepsko ostatnio się czuła, aktualne samopoczucie jeszcze bardziej ją cieszyło. Jej kroki nabrały sprężystości, sportowa torba wesoło huśtała się na jej ramieniu. Dopełnić ten obraz mógłby tylko jej szeroki, szczery uśmiech, którego od kilku miesięcy nie potrafiła okazać, nie zależnie od okoliczności. Wątpiła, czy będzie jeszcze w stanie zaśmiać się w jakiejkolwiek sytuacji, nie czując na końcu posmaku goryczy. Dlatego lubiła od czasu do czasu przejść się wśród tłumu, aby zakryć swoje sprzeczne zachowanie. W grupie ludzi łatwiej zgubić kobietę średniego wzrostu w czarnym kapeluszu z szerokim rondem. Nawet jeśli jej czerwone włosy jak niebo o zachodzie słońca były dość charakterystyczne.

Szła w stronę jednej z kawiarń i nasłuchiwała. Był ranek, koło dziesiątej. Idealna pora na kawę oraz plotki ludzi z okolicy, a dzisiejszego dnia ewidentnie królował jeden temat - ataki na miejscowych gimnazjalistów.

- Słyszałam, że syn Pani Mishimury...

- Ugh, to okropne co tam się dzieje!

- Zastanawiam się czy nie zapisać mojego syna na jakąś samoobronę...

- Przyjaciółka mojej siostry mówiła mi, że podobno już ponad dziesięć osób jest w szpitalu!

- Myślicie, że to wojna gangów?

- Biedne dzieci, gdzie jest szkoła ja się pytam!

- Myślisz, że Yamamoto-kun może być następny?

Blask Ziemi (KHR ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz