Chapter 11: Naczelnik

143 11 6
                                    

Ed Pov.

- Ed! Wróciłeś! - wykrzyknął Al na mój widok.

- Co do cholery?!

Moja mina zapewne wyglądała podobnie do miny Winry gdy za każdym razem wracam z zniszczonym automatem. Alphonse był w stanie tragicznym. Nie miał ramienia a jego twarz była zakryta chustą a więc zapewne tez doświadczyła walki. Nie było mnie dosłownie chwilę a oni zdążyli już się w coś wpakować. W pośpiechu spojrzałem na stojącą obok Winry, jednak nie wyglądała na ranną a tylko na zatroskaną.

- Przepraszam. - wyszeptał Al a w jego głosie wyczułem wyraźny stres.

- Jesteś zmasakrowany! - wykrzyczałem oglądając brata z każdej strony. Zniszczenia były większe niż przypuszczałem. - A co gorsza... Co wy tutaj robicie?

Mój wzrok popędził w stronę Lina i jego towarzyszki cicho siedzących przy stole i zajadający wielki obiad na pewno nie na och koszt.

- Jemy.

Wykopałem ich z pokoju.
Dosłownie.

- Co ci się stało?

Alphonse spuścił głowę i westchnął cicho. Powoli zaczął mi opowiadać również z jakiego powodu Lin był w naszym pokoju. Opowiadał przede wszystkim o swoich zwątpieniach czy odzyska ciało i czy ono w ogóle zachowało się w jakieś formie. Naprawiłem jego zbroje. Znałem ja wręcz na pamięć, a więc Al wrócił do siebie jakby uszkodzeń nigdy nie było.

- Al może wrócić do dawnej postaci? - spytała zatroskana Winry.

- Oczywiście, że tak! Obiecałem, że to zrobię. - ich wątpliwości nie lada mnie irytowały. Oczywiście nie była to ich wina, jednak z każdym takim pytaniem sam muszę na nowo je rozważyć. Czy na pewno dam radę zrobić to co obiecuje? Czas było również powiedzieć co zrobiłem w Resembool. Nowości dotyczące ciała (a raczej nie) naszej matki mogło przynieść ulgę nam obydwu. Wziąłem głęboki oddech. - Al, odkopałem to, co...

- Ed. Na początku ja powinienem ci coś wyjaśnić.

Alphonse usiadł na kanapie. Tak jak zawsze, nie siedział w wyszukany sposób gdyż zbroja mu na to nie pozwoliła, jednak mimo braku mięśni wyczuwałem kolejne, duże spięcie w nim. Uniosłem brew do góry i uśmiechnąłem się chcąc dodać mu otuchy.

- Obiecaj mi, że nie wybiegniesz stąd jak szalony i nie zabijesz nikogo po drodze.

- Już nie jestem zły na Mustanga jeśli o to chodzi... Właśnie, nie uwierzysz co ten pies wojskowy...

- Elizabeth jest w szpitalu. - w chwilę zamilkłem jak grób.

- To co my tu robimy, gdybyś zaczął od tego...

- Ed. - wtrąciła Winry, która usiadła obok mnie i przytrzymała za ramie, trzymając mnie na kanapie. - Liz teraz nie możemy i tak odwiedzić. Doktorzy wyraźnie dali do zrozumienia, że musimy poczekać.

- Ale... Co? Jak?

Alphonse zaczął opowiadać o wszystkim co się wydarzyło, zaraz po moim wyjeździe. Jak najszybciej starał się dojść do momentu, w którym doszło do pierwszych starć z homunkulusami. Wszystkie nasze obawy zaczynały się spełniać. W końcu wydarzenia z trzeciego laboratorium zaczynały się pojawiać. Szokiem było lekkim usłyszeć, że pułkownik jest w poważnym stanie po starciu z homunkulusem. W końcu opowieści pojawiła się Elizabeth. I wcale dużo więcej się nie dowiedziałem, gdyż okazało się, że Al również nic nie wie. Najprawdopodobniej była przetrzymywana przez homunkulusy. Nie wiedzieliśmy w jakim celu, jednak Al wyraźnie zaznaczył, że dziewczyna znała tego homunkulusa i zwracała się do niego najprawdopodobniej po imieniu - Lust. Jedyne co wiedzieliśmy to że jest stan nie był krytyczny. Była na skraju wygłodzenia, dogłębnie pobita, miała wstrząs mózgu i wyraźne zapalenie płuc. Psychicznie, nic nie było wiadomo, gdyż po utracie świadomości jeszcze się nie obudziła.

TRUTH [Fullmetal Alchemist] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz