Chapter 7: Rozłąka

461 31 27
                                    

- P!!! Wiedziałam, że mi to się nie śniło! - wykrzyknęła dziewczynka, która znów znajdowała się w białym pomieszczeniu. Biegła ile sił w nogach do swojego przyjaciela, który cofnął się gdy ta zbliżyła się drastycznie blisko.

- Co ty znowu tu robisz? - zapytała istota. Minął rok od kiedy tu była.

- Nie wiem, ale czy to ważne? Tak się cieszę. Mam ci tyle do opowiedzenia!

Elizabeth usiadła na kolanach i zaczęła swoje opowieści. Zaczęła od tego, że dostała szarą kotkę, którą nazwała Annabelle, ale mówi do niej "An". Jest trochę narwana, ale jej to nie przeszkadza, bo ma się z kim bawić od kiedy mama jest zbyt zajęta pracą. Mama pracowała w cukierni, ale od pewnego czasu szuka nowej. Liz poznała też nową koleżankę, Caroline. Oczywiście jej imię też skraca do krótkiego "Car". Jest młodsza od niej i ma blond włosy. Jej rodzice zaprosili Elizabeth do siebie, ale mama Liz nie wyraziła zgody. Dziewczynka rzadko wychodzi z domu. Dlatego może się poświęcić rysowaniu.

- Cały czas rysuję to miejsce i ciebie. Mamie bardzo się podobają rysunki. A co ciebie? Opowiadaj! - dziewczynka położyła się na brzuchu i podparła brodę dłońmi. P siedział przed nią i chwilę nic nie mówił.

- Jestem wszechświatem, wszystko co się dzieje, dzieje się u mnie. - odpowiedział tajemniczo i znowu zamilkł.

- Może kup sobie zwierzaka. Moja An jest prześliczna!

- Powiedz mi, czemu chciałaś tu wrócić?

- No jak to czemu? Żeby cię zobaczyć! Przyjaciele powinni się odwiedzać! Jak kiedyś do mnie przyjdziesz, pokażę ci mój pokój. Mam piętrowe łóżko, więc będziesz mógł spać ze mną.

- Ja nie mam przyjaciół. - odpowiedział P i znów zamilknął.

- Masz mnie przecież! - odparła trochę zdenerwowana dziewczynka.

- Dlaczego jesteśmy przyjaciółmi? Kim jest przyjaciel?

- Przyjaciel to osoba, która zawsze cię wysłucha, pomoże, da dobrą radę. No i przyjaciele nie okłamują się. Powinieneś to wiedzieć, skoro nawet masz na imię Prawda.

Dziewczynka wstała. Odgarnęła włosy, które opadły jej na twarz i wyciągnęła rękę.

- Pokaż! - zawołała, a P wyciągnął własną rękę. Z początku nic na niej nie było, ale nagle znikąd pojawiła się cukierkowa branzoletka, którą dostał ostatnim razem. Wszystkie cukierki były na miejscu. - Widzisz? Nie zjadłeś żadnego. Jesteśmy przyjaciółmi!

Elizabeth odwróciła się od P i zaczęła iść do bramy. Gdy już przed nią była, zapukała jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Drzwi zaczęły się otwierać a oko, które po chwili się pojawiło już jej nie przestraszyło. Pokiwała mu z uśmiechem na twarzy i obróciła się jeszcze na chwilę zanim ręce zabrały ją.

- Jesteś dziwny P, ale cię lubię. Do zobaczenia następnym razem!

***

Elizabeth Pov.

Obudziłam się na łóżku szpitalnym, ale tym razem nie moim. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i przeciągnęłam się. Obok mnie, na samej krawędzi siedział Edward. Przed nami stał jeszcze major Armstrong, Alphonse i Hughes. Wszyscy wyglądali na załamanych.

- Niech no zgadnę. Do żadnych wniosków nie doszliście? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi. Pokiwali zgodnie głowami.

TRUTH [Fullmetal Alchemist] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz