Kilka informacji na początek.
Cała moja wiedza, na temat porno-biznesu, pochodzi z jednej z książek Jima Butchera oraz kilku znalezionych w necie strzępków informacji. Nigdy się tym nie interesowałam, dlatego, jeśli ktoś wie więcej to, z góry, przepraszam za wszystkie błędy.
Tekst jest raczej humorystyczny, pisany „na luźno", więc na pewno posunę się do kilku (kilkunastu ;)) wyolbrzymień. Postacie mogą zostać nieco przerysowane, jednak staram się, z całych sił, zachować ich charaktery (może poza Jace'em, ale jego nie lubię i nie potrafię się wczuć w jego postać).
Nie bijcie!
A przynajmniej nie za mocno.
Zapraszam.
Jace patrzył na siedzącego przed sobą mężczyznę i zastanawiał się, czy aby na pewno wszystko dobrze usłyszał. Albo czy ktoś nie robi sobie z niego jaj. No bo, jak to możliwe, żeby ten facet, wyglądający na góra piętnaście lat!, był tym, za kogo się podawał?!
- I, co pan na to, panie Herondale?
Jace odkaszlnął żeby zyskać na czasie, ale nic to nie dało. Nadal nie wiedział, co zrobić. Dlaczego, do kurwy nędzy, ten dziwak, musiał przyjść akurat w dzień, gdy Alec zjawiał się później?! On by wiedział, co zrobić. Potrafił rozmawiać z takimi freakami.
Widząc, że klient zaczyna się niecierpliwić, postanowił iść na żywioł. Może i tym razem uratuje go, jego słynny, urok osobisty.
- A więc, panie Santiago...
- Nie zaczyna się zdania od „a więc" – przerwał mu Hiszpan. – Bardzo proszę, by w rozmowie ze mną, zachował pan, choć podstawy poprawności językowej.
Jace zgrzytnął zębami.
- Zrobię, co w mojej mocy.
- Czyli nie za dużo.
Powinien teraz wstać i wypierdolić tego kolesia za drzwi. Najlepiej bez ich otwierania. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Z kilku powodów. Po pierwsze: naprawdę potrzebował tego zlecenia. Czy też raczej, pieniędzy z niego. Po drugie: chwila triumfu, nad tym bezczelnym facetem, skutkowałaby utratą narzeczonej oraz wspólnika i brata w jednej osobie. Clary, już jakiś czas temu zapowiedziała, że jeśli jeszcze raz zachowa się, jak dupek, względem klienta, ona zrywa zaręczyny. Alec zaś dodał, do słowotoku przyszłej szwagierki informację, że w takiej sytuacji, on odejdzie z firmy. Oczywiście oboje tylko się zgrywali. Prędzej czy później (raczej prędzej, Jace wciąż wierzył w swój urok osobisty, nawet jeżeli pewien Hiszpan był na niego odporny), wybaczyliby mu. Ale awantura byłaby potężna. Jak to mówią: nie zna Piekło większej furii, niż wkurzona kobieta. Czy jakoś tak. A Alec czasem zachowywał się, jak baba. Taka z wiecznym stanem napięcia przedmiesiączkowego.
Dlatego zacisnął zęby i udawał, że nie usłyszał ostatniej uwagi mężczyzny.
- Dobrze panie Santiago, wracając do meritum. – Nie zaszkodzi zaznaczyć, że zna trochę trudnych słów. – Jest pan...
- Producentem filmów dla dorosłych – wszedł mu w słowo mężczyzna. Powiedział to takim tonem, jakby był przyzwyczajony do wyjaśniania tej kwestii każdemu, po kilka razy.
- I chce pan żebyśmy ochraniali dwójkę pana... aktorów – zawahał się przy tym słowie, na co Santiago groźnie zmarszczył brwi. – Bo ktoś grozi im śmiercią, tak?
Hiszpan wzniósł oczy ku niebu, jakby licząc, że spłynie na niego łaska pańska. Albo przynajmniej cierpliwość w ilościach hurtowych.
- Dios... Ja wiem, że mięśnie – wskazał na bicepsy malujące się pod opiętą koszulką Jace'a – rzadko idą w parze z inteligencją, ale przyswojenie dwóch faktów, chyba nie jest jakimś szczególnym wysiłkiem intelektualnym. Jeśli, co pół godziny, będę musiał panu przypominać, po co pana zatrudniłem, to chyba mija się z celem. – Chciał wstać, ale Jace powstrzymał go ruchem ręki. Choć, tak naprawdę, sam chętnie pomógłby mu się wydostać z biura. Oknem. Powstrzymywało go tylko wspomnienie słodkiego uśmiechu ukochanej.
CZYTASZ
Utracona niewinność
FanfictionPewnego dnia, do biura agencji ochrony Shadowhunters, przychodzi znany producent filmów dla dorosłych - Raphael Santiago - z dość niecodziennym zleceniem. Dwójka jego aktorów: Magnus Bane i Camille Berlcourt, jest w niebezpieczeństwie. Ktoś grozi im...