Rozdział 40

605 37 236
                                    



Rose - pow 

Ze snu wybudziła mnie moja własna ręką uderzająca mnie w policzek.

Otwarłam oczy w szoku, przebudzając się. Ciemność.

Ból nadgarstka sygnalizował o leżeniu w pokracznej pozycji, generalnie odkąd uniosłam powieki czułam, że sufit wygląda jakoś inaczej niż zazwyczaj.

Leżałam na ziemi a pierzyna okrywała tylko moje nogi, w połowie zwisając z łóżka.

Nie pamiętałam snu, nie wiedziałam czy to wina koszmaru, moje ciało nagle musiało obrócić się i spaść z łóżka.

Nieważne, zachciało mi się pić.

W szklance nie było za wiele wody i nadal czułam niedosyt, suchość w gardle.

Spojrzałam na zegar, 5:00. Organizm wciąż wybudzał mnie o tak wczesnych porach.

Dziś 2 stycznia, przyjeżdża Sasha. Stwierdziłam, że przydałby mi się prysznic a przy okazji wstąpię do kuchni po świeży dzbanek z wodą. Bez zapalania świecy nałożyłam na siebie cokolwiek ciepłego i wyszłam z baraku.

Bladym świtem cały korpus był wygaszony i pogrążony w ciszy a pod stopami szeleścił zlodowaciały śnieg. W nocy znowu sypało, bo na drzewach pojawiły się nowe, grube czapy białego puchu a błoto przemieniło się w niebezpiecznie śliska nawierzchnie. Mróz zaszczypał mnie w nos i policzki, na szczęście szybko dotarłam do budynku ze stołówką i kuchnią i z miejsca nalałam wody do szklanki, aż po brzegi. W ostatnim czasie zaniedbałam swój organizm.

Przystawiłam szklankę do warg, zaczynając pić, aż kilka kropelek pociekło mi po brodzie, zupełnie jakbym nie piła od tygodnia.

Mój wzrok nagle zjechał w kąt kuchni. Tam się coś poruszyło. W ciemności błysnął nóż, skrywając ciemną czającą się sylwetkę.

Tak się przestraszyłam, że woda rozlała mi się po dekolcie i szyi a szklanka wylądowała na podłodze i tylko Mury wiedzą, jakim cudem się ona nie rozbiła, znając moje szczęście.

- To tylko ja, tchórzu - usłyszałam cichy głos Levia. - Oszczędnie z tą wodą.

Wychodził z magazynu trzymając nóż a w drugiej ręce skrzynkę z pomidorami.

Wytarłam mokrą twarz ręką, czując każdą zapodzianą kropelkę za moją koszulą nocną.

- To czemu skradasz się po ciemku jak jakiś bandyta i to w dodatku z nożem?!- zrugałam go, rozpinając guziki swetra. Jeśli wcześniej nie byłam wystarczająco obudzona, teraz podniósł mi ciśnienie.

- Robię tak od lat a ty powinnaś jeszcze spać - przystąpił do krojenia pomidorów.

W całej kuchni paliły się tylko dwie lampy, skąd mogłam przypuszczać, że kogokolwiek tutaj zastanę? A zwłaszcza jego, przyrządzającego śniadanie...

Chwilę obserwowałam w ciszy jak sprawnie operuje ostrzem i wrzuca warzywa do miski i zaczęłam zdejmować sweterek.

Za ten czas Levi postawił na piecu patelnię i wbił kilka jajek, po czym ponownie zabrał się za krojenie.

- Aha, brakło drewna. Jak chcesz się wykąpać, musisz go przynieść spod altanki - mruknął.

Chwyciłam leżącą na blacie szmatkę i zaczęłam ścierać z siebie krople wody, czując jak namoczony materiał koszulki przykleja mi się do gołej skóry.

Włożyłam rękę pod koszulę, w tym samym momencie Levi spojrzał na moje poczynania i usłyszałam tylko siarczyste przekleństwo.

Zakryłam usta ręką. Na deskę zaczęły kapać krople krwi.

Sekrety Kapitana | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz