Rozdział 50

446 34 101
                                    


Pow Rose

Pierwszy raz widziałam tę kobietę na oczy. Była mojego wzrostu, jej włosy również się kręciły, cerę miała zaróżowioną, a wręcz purpurową. Gdy spojrzała na nas, zobaczyłam w jej oczach zdziwienie ale też rozbawienie.

Dowódca zaś nie wiedział, gdzie podziać wzrok, a jego uszy zaczerwieniły się do granic możliwości.

Tylko Levi sprawiał wrażenie rozzłoszczonego.

- Nie przeszkadzajcie sobie, macie teraz cały budynek do dyspozycji - przemknął obok nich, a ja podreptałam za nim do wyjścia.

- Levi, my... Musimy porozmawiać - chciał go zatrzymać Smith, ale Levi już był jedną nogą na ganku.

- Za późno na to. Wracamy na komendę.

Szok na twarzy wysokiego zwiadowcy zmienił się w zażenowanie. 

Z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podeszwy butów przeszłam przez zacienione, rozmokłe po ulewie tereny podwórza. Nasze wierzchowce wiernie na nas czekały. Przed drogą powrotną nakarmiliśmy ich kilkoma marchewkami. Levi wskoczył zamaszyście na Leona, głaszcząc go po grzywie. Nie pierwszy raz widziałam aż taką zażyłą relację między nimi. Levi kochał zwierzęta, poświęcał dużo wolnego czasu na opiekę nad ogierem. Zrobiłam podobny ruch i klepnęłam z uczuciem Lucy a ta na mój dotyk przechyliła łeb.

- Gdyby jeszcze kiedyś Erwin miał do ciebie jakiś problem, zdziel go ode mnie w pysk - odezwał się Levi, gdy wyjechaliśmy na żwirową drogę.

 Zza drzew powoli wyłaniała się delikatna smużka mgły a na poboczu leżał nie stopiony śnieg. Normalnie przy takich warunkach namówiłabym Levia, aby doczekać wschodu słońca, jednak oboje byliśmy niewyspani i rozdrażnieni.

Popatrzyłam na jego profil z zastanowieniem.

- Nie rozumiem? Dlaczego?

Westchnął, odgarniając zdrową dłonią włosy, które od spania na kurtce naelektryzowały się.

- Nie będę ci tego tłumaczyć, Rose - pokręcił głową. - Zadowoli cię odpowiedź, że zasłużył?

Przygryzłam dolną wargę, niepewna tego co usłyszałam.

- Wiesz dobrze że i tak tego nie zrobię...

Prychnął, a Leon wydał dokładnie taki sam odgłos kilka sekund po nim. 

- Chodzi o tę babkę? - dopytywałam. 

Wzruszył ramionami, wciąż unikając kontaktu wzrokowego.

- Yazmin Aracebeli. Posiadłość należała do niej, ale ze względu na przyjaźń z Erwinem przepisała ją korpusowi. Cóż, najwidoczniej to już nie tylko przyjaźń...

Wciąż szukałam w myślach wytłumaczenia, dlaczego Levi ma do niego taki stosunek, ale przemilczałam to. Sytuacja mogła wydawać się w pewnym sensie zabawna. Żadne z nas nie spodziewało się, że postanowimy spędzić tę noc w nowym miejscu. Gorzej, co sobie o nas pomyślał pan Smith... Dałabym sobie głowę uciąć, że ten człowiek nie spędza czasu z kobietami i generalnie kontakty z kobietami uważa za coś... Zbędnego? Smith to nasz dowódca, i w dodatku naprawdę świetny żołnierz. Cóż, każdy chyba potrzebuje odetchnąć, odpocząć od pracy... Korpus nie obfituje w rozrywki, wobec tego raczej nie powinnam się dziwić z decyzji podjętych przez generała. Jak każdy człowiek i mężczyzna ma swoje potrzeby.

Od fioletowo-bladego świtu ogarnęła mnie melancholia i na chwilę opuściłam myśli o tym, co się stało, by wrócić wspomnieniami do wczorajszego spotkania z rannym Marco.

Sekrety Kapitana | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz