Rozdział 54

565 26 171
                                    



Ciepłe światło świec umiejscowionych w szklanych świecznikach odbijało pomarańcz w lustrach oprawionych złotą ramą stojących w rogu ściany sprawiając wrażenie, jakby tych płomyków było znacznie więcej. Drewniana sala z krokwiami pod sufitem zabarwiała się na intensywnie morelowy kolor a długie i cienkie snopy wosku przypominały sople lodu. Nieopodal, na zewnątrz, pod rozłożystymi lipami znajdował się zbudowany z desek parkiet. Otaczały go zewsząd mieniące się od zachodzącego słońca piękne, kolorowe kwiaty. Głownie róże. Blado-żółte, różowe, amarantowe, śniegowo białe... 

Na podeście stały duże, ręcznie malowane wazony, dodając do otoczenia intensywniejszych barw polnych kwiatów. Maki, słoneczniki - a więc był to jeden z upalnych dni sierpnia. 

Sierpień pachniał słońcem, zbożami, rumiankiem, jarzębiną i wrzosami. O zmierzchu latały motyle i świetliki. W nocy wygodnie było siąść na gęstej trawie i posłuchać świerszczy a o poranku pobiegać na bosaka rozkoszując się chłodnymi kropelkami rosy.  

Dookoła drewnianej, odnowionej stodoły biegały dzieci. Wypuszczały latawce, bawiły się w chowanego, śmiały się i tańczyły. Sielski spokój, rustykalny klimat, dosłownie jak z bajki.

A na środku tego magicznego ogrodu, pośród świec i kwiatów tańczyła dwójka zakochanych. 

On i Ona. 


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Pow - Rose 


Ciepło dotyku obejmującego mnie mężczyzny kontrastowało z wiatrem dochodzącym z otwartego okna, na którego powiewały trzepoczące firanki. Firanki niczym długi welon...

Mój welon. Przyczepiony do kwiecistego, kolorowego wianka...

A ja tańczyłam z Nim...

Wirowałam w takt znanej nam melodii granej przez pianistę. Spod jego palców muzyka ulatywały rytmiczne, spokojne a delikatne dźwięki idealnie zapewniały tę podniosłą, wyjątkową nastrojowość. Tańczyłam po dębowym parkiecie stawiając lekko stopy na palcach i starając się nie przydeptać swojej białej, ślubnej sukni.

Prawą dłoń uniosłam w górę, a drugą położyłam na marynarce czarnowłosego mężczyzny. Lekkość zwiewnej koronki plątał się między moimi nogami, a przy obrotach dół sukni falował tworząc kształt rozłożystego kielicha.

Muzyka niosła nas sama, zupełnie naturalnie.

Moja osoba odbijała się w kobaltowych tęczówkach, spoglądających na mnie z fascynacją. Gdy zamrugał, mój kącik ust niekontrolowanie się uniósł. Mogłabym z Nim przetańczyć całą noc i całe życie.

Sekrety Kapitana | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz