Rozdział 49

425 34 129
                                    

Usłyszałam za sobą trzask drewna a po sekundzie ledwo widoczny, docierający pomarańczowo złoty blask.

Odwróciłam się i zbliżyłam do ognia, z ulgą wyciągając w jego stronę dłonie. Ciepło... Przyjemnie.

Rozłożyłam się na podłodze, siadając i rozkoszując się błogim rozlewającym się po moim ciele uczuciem ciepła i zamknęłam oczy.

- Jeśli jakkolwiek ci to poprawi humor... - odezwał się nagle. - To chcę cię przeprosić.

Przełknęłam ślinę.

- Za co?

...

Pow Levi

... Za to, że wpierdoliłem ci się w życie. I że pozwoliłem ci się zbliżyć do siebie...

- Za bardzo naciskałem na ciebie w ostatnim czasie...

Jej ojciec, rodzeństwo, przyjaciele, nagła ewakuacja... Zapomniałem, jak bardzo wszystko przeżywa i bierze do siebie. Sam nie cierpiałem, gdy zmuszano mnie do tak zwanych "zwierzeń". Nie było mi od tego lepiej, a wręcz wpadałem w jeszcze większą skrajność. Wolałem zdusić w zarodku emocje, nie wywlekać ich na wierzch i zmierzyć się z nimi sam. Zawsze radziłem sobie sam...

Ale zebrało ci się na pierdolenie, Ackerman. Nazwij rzeczy po imieniu. Próbowałeś się do niej dobrać w stanie upojenia alkoholowego, przyznaj się jak mężczyzna.

- ... I jeszcze za tamto, tydzień temu...

Wróciłem najebany jak świnia. Jeszcze przez bardzo długi czas nie pozbędę się obrazu z głowy zapłakanej Rose, smutku i rozczarowania na jej twarzy.

Dobrze zareagowała, jebiąc mnie prawym prostym. Co z ciebie za debil, Ackerman.

Denerwowałem się, sam nie wiem czym. Nie mogłem ogarnąć myśli. Siedzieliśmy tu sami, wsłuchując się w akompaniament deszczu i ognia z kominka. Patrzyłem na jej włosy i sztywne, zgarbione ramiona.

- W porządku, wszyscy mieliśmy trudny okres - odparła, ale jakby od niechcenia, żebym tylko się zamknął.

Spróbowałem więc inaczej obejść ten temat:

- Zrobiłaś się agresywna by zamaskować swój ból, tak działają słabi... Gdzie ta dawna Rose, która walczyła o miejsce w korpusie?

Zacisnęła szczękę, zirytowana tym, na jakie tory skierowałem rozmowę. 

- Zawsze byłam słaba, ale wtedy jeszcze miałam dla kogo żyć, Levi. Nigdy nic nie osiągnęłam. Nawet nie nadaję się na zwiadowcę. Co ja tu właściwie robię? Jestem na waszej łasce, a dziś prawdopodobnie widziałam swojego przyjaciela ostatni raz. I to nie będzie jedyna sytuacja, gdy przyjdzie mi się z kimś żegnać. Z niektórymi nawet nie zdążę...

Załamana, skuliła się jeszcze bardziej, wplatając palce we włosy, chcąc ukryć twarz między kolanami.

Kryzys. Rose przechodziła kryzys, przez który przechodził niemal każdy z nas. Uświadomienie sobie kruchości życia, przemijania, śmierci na froncie. To normalne. Ja do tego przywykłem.
Ale ktoś pokroju Rose może tego nie udźwignąć...

- Pamiętasz te książkę która ci dałem? "Przemijamy by w ten sposób przetrwać. Trzeba żyć tym co się ma a nie tym, co się straciło. Bo utrata życia nie jest wcale najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka. Najgorsza jest utrata tego, po co się żyje." *

- Świetnie, więc po co żyjemy? Żeby dać się pożreć tytanom, którzy zajęli kolejne tereny? Klatka się kurczy. Zamierzasz do końca życia z nimi walczyć a i tak nie wygrać tej wojny?

Sekrety Kapitana | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz