14 rozdział

234 6 0
                                    

Wychodząc, na pierwszy rzut oka można było zobaczyć wielki kasztanowiec, na którym wisi huśtawka. Obrzeża ogrodu zdobią różnego rodzaju kwiaty, których nazw nawet nie znam. Zapach jest tak piękny, że gdybym mogła wzięłabym jakąś fiolkę, wpuściłabym tą woń do niej i schowała ją przed innymi, by móc go mieć tylko dla siebie. Cóż, Will może mieć go praktycznie na co dzień. Zazdroszczę mu czegoś takiego. Z moich zamyśleń wyrywa mnie radosny pisk chłopca, który jak chwilę później zaobserwowałam ucieka przed zielono - szaro okim. Słodki widok, ale uszy trochę bolą. Nie jestem w stanie słuchać głośno niczego innego jak muzyki z mojej playlisty. No cóż, zrobię wyjątek dla tego malca. Ku mojemu zdziwieniu piski nagle ucichły. Rozglądam się, by sprawdzić powód tejże ciszy. Moim oczom ukazuje się widok Will'a szepczącego coś do ucha Jonathan'a. Zaczynam się bać, więc zmierzam w stronę huśtawki, by się trochę pobujać tak, jak robiłam to przed porwaniem. Co z tego, że czuję się jak ofiara. Uczucia do mojego porywacza zmieniły się o 180 stopni. Ta relacja była planowana tylko po to, by dokonać zemsty na moim ojcu, największym gangsterze jakiego tylko znałam. A on co? On ma swoją córkę głęboko w dupie skoro do tej pory nie dał mi żadnego znaku, niczego co wskazywałoby na jego obecność, chęć pomocy. Czyli ta chwilowa zajawka przed tym zdarzeniem to nic? To... Boli. Boli i to bardzo. Czego mogłam się spodziewać... Tak, najwyraźniej jestem naiwną idiotką, którą nadzieja bawi się jak chce, po czym podaje rzekomej miłości, po to by zacząć niekończące się tortury. W taki sposób jak na razie widzę swoje życie. Nie wiem kiedy się to zmieni i czy w ogóle się tak stanie. Jak mogę go kochać, jednego i drugiego. Tego gangstera od siedmiu boleści i tyrana w miłości. Pierwszy rani jak tylko może, a drugi nie jest mu winny. Ale czemu ofiarą muszę być ja? Zauważam, że nie mam już chłopców w zasięgu wzroku. Wyruszam, więc by ich poszukać. Rozglądając się po ogrodzie nie widać i nikogo nie słychać, dlatego kieruję się w stronę budynku. Wchodząc przez drzwi balkonowe zauważam widok, który łamie moje serce na jeszcze mniejsze kawałki niż przedtem. Przysięgam, że dźwięk łamanego serca było słychać nawet w Chinach. Widok całującego się Will'a z jakąś laską odrzuca mnie tak, że nie potrafię zrobić nic więcej jak uciec na górę, zamknąć się w łazience, włożyć słuchawki i zacząć słuchać muzyki tak, by zagłuszyć wszystko wokół. Co ja mówiłam... Że go kocham? Cofam to. Nienawidzę tego tępego, zdradzieckiego chuja!!

POV Will:

- Co ty tu robisz Lila, nie widzisz, że jestem zajęty? - mówię wściekły na maksa na tą sukę. To Barbie w wersji dla brunetki. Nie mogę na nią nawet patrzeć, bo rzygać mi się chcę. 

- Ohh skarbie, pisałam, że niedługo wpadnę. Ktoś tu chyba nie odczytał moich wiadomości - uśmiecha się zdzirowato po czym rzuca i próbuje całować tymi glonowatymi warami. 

- Popierdoliło cię!? - wkurwiam się na tyle, by zacząć krzyczeć. 

- Wiem, że obydwoje tego chcemy. Nie udawaj, że jest inaczej, Will - po powiedzeniu tego łapie moją rękę i prowadzi do salonu. Wiem, że lepiej będzie zrobić to czego oczekuje, bo w ten sposób szybciej się jej pozbędę. Potem powiem ojcu, by już jej tu nie wpuszczali. Siadam na kanapie i pozwalam robić tej dziwce, co chce. Chociaż wątpię, że mi stanie. Niech sama się o tym przekona. Po chwili Lila nie ma już na sobie ani bluzki, która i tak jej za wiele nie odkrywała oraz stanika. Gdy kończy to robić usadawia się pomiędzy moimi nogami, by chwilę po tym rozpiąć rozporek od spodni, a potem wyjąć z bokserek chuja. Swoim dosyć wyrobionym doświadczeniem bierze go do mordy i zaczyna ssać. Nie wychodzi jej to nawet w połowie dobrze, bo zahacza zębami o mojego kutasa.

- Kurwa! Nie gryź tylko ssij tego chuja, dziwko - wybucham. Łapię się za głowę i przecieram skronie. 

- Śmiechu warte... - słyszę załamany głos Meli, co mam wrażenie, że nawet mi złamało serce. Kurwa, to nie tak miało być, do cholery! Odpycham Lile i zapinam spodnie, by biec za kimś, kogo nie miałem i nie mam zamiaru stracić...

POV Mela:

Po moich dłoniach cieknie krew. Mam już tego dosyć, jeśli tak ma wyglądać moje życie to ja wolę umrzeć. W słuchawkach słyszę moją ulubioną nutkę na takie momenty. Tworze kolejne cuda na moich nadgarstkach idąc w górę to na jednym ręku, to na drugim. Uwielbiam ten ból. Uwielbiam jak odciąga mnie od tego stanu upokorzenia, zawiedzenia i  bycia zdradzonym. Nagle daje mi się usłyszeć huk drzwi, spoglądając w tamtą stronę widzę zatroskanego mężczyznę, który jest ostatnią osobą jaką chciałabym teraz widzieć.

- Podoba ci się to, co teraz widzisz? - uśmiecham się w jego stronę zalana łzami. 

- Mela coś ty zrobiła... Kochanie ja - próbuje podejść do mnie.

- Stój tam gdzie stoisz, bo w końcu zrobię to co powinnam już dawno zrobić - informuję patrząc na swoje arcydzieło, z którego jestem zadowolona, jednocześnie mu przerywając - wiesz... Byłam głupia, że zakochałam się w takim idiocie jak ty. Mogłam już dawno wyprowadzić cię z równowagi i pozwolić ci się zabić. Miałabym przynajmniej spokój od ciebie i od mojego ojca, ty psycholu! - wydzieram się, czując powoli coraz większe zmęczenie. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, przez co dopiero teraz zauważam szkarłatną kałużę krwi pod sobą - w końcu - wyrzucam ostatnie słowa i witam z przyjemnością ciemność, która zaczyna mnie oplatać.

córka gangstera //ZAKOŃCZONE//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz