5 rozdział

454 7 0
                                    

Siedząc i słuchając muzyki na parapecie w pokoju przyglądam się otoczeniu mojego domu. Nie spostrzegam niczego oprócz jakiejś babki idącej z psem. Gdy już mam zejść zauważam chłopaka ubranego na czarno z kapturem na głowie. Już raz mi się to zdarzyło. Czyżby to ten sam? Ręce po raz kolejny zaczynają mi się trząść. Zwłaszcza po tym jak odwrócił się w stronę mojego okna i się uśmiechnął. Cholera! Jest on taki znajomy... Ale nie mam pojęcia, gdzie już go widziałam. Stanęłam na podłodze i spojrzałam na zegar. Wybiła godzina 11.00. Idę zrobić coś na obiad. Postanawiam zrobić placki ziemniaczane. Krótko się je robi i są smaczne więc czemu by nie?

Nawet po zjedzonym posiłku przypominam sobie jego uśmiech. Cholera! To już lekko irytujące. Ale nie przypominam sobie równie wspaniałego uśmiechu. Jest już 12.30, więc muszę zacząć się szykować. Idę w stronę pokoju, a potem szafy. W co ja mam się ubrać? To nie, to nie, to do kitu. Cóż, postawmy na wygodę. W końcu to nie randka, co nie? Ubieram czarne jeansy z dziurami, top na ramiączka i do tego czarną bluzę w razie czego. Nie wspominam o skarpetkach bo to chyba jasne. Ale zamierzam jeszcze jako dodatki założyć srebra bransoletkę na cienkim łańcuszku i okrągłe kolczyki sięgające mi do szyi. No i jeszcze coś na nogę. Sięgam bransoletkę na nieco grubszym łańcuszku niż mam na ręku. Wiszą na niej serduszka. Postanawiam jeszcze lekko się umalować. Tusz i błyszczyk mi starczy. Moje przygotowania zajęły mi godzinę. Mam więc jeszcze kolejne pół na dojście na miejsce. Biorę telefon i portfel. A no tak, zapomniałam o tym sztylecie. Czy naprawdę jest mi on potrzebny? Cóż, schowam go za paskiem przy spodniach. W końcu wychodzę. Będę 10 minut przed czasem. Wolę być wcześniej niż się spóźnić. Gdy jestem już na miejscu, siadam ławce obok umówionego miejsca. Po 5 minutach siedzenia, przyszedł mój towarzysz. Przysiada się obok mnie.
- Miło cię znowu widzieć. Nie wiedziałem, że przyjdziesz przed czasem. Długo czekałaś? - pyta, patrząc na fontannę jakby unikał mojego wzroku. W sumie ja też nie jestem winna. Patrzę na śmietnik po przeciwnej stronie dróżki. W końcu postanawiam się do niego odwrócić i mu odpowiedzieć. On chyba chciał zrobić podobnie.
- Nie, jakieś 5 minut. Ale nie szkodzi - po tej odpowiedzi, po raz kolejny przyglądam się jego oczom. Szarość, która jest pochłaniana przez zieleń przypomina mi wiosenne noce. Takie jak teraz. Jest koniec kwietnia, dni nie są najcieplejsze ale siedząc tuż przy nim czuję się jak na pustyni. Robi mi się sucho w gardle, a do tego czuje jak moje ręce zaczynają mi się pocić. Gdy zaczął się do mnie przybliżać to sprawia, że budzę się. Przenoszę wzrok na moje dłonie, które kładę na kolanach. Patrzę ukradkiem na niego, a on zaczyna się uśmiechać. I po raz kolejny zostaje zahipnotyzowana. Czuję się jak w transie, gdy patrzę na jego oczy bądź uśmiech. Jak już jestem w takiej sytuacji nie mogę oderwać wzroku od nich. Zastanawiam się, jakby to było, gdybym widziała taki szelmowski, leniwy, zaspany uśmiech codziennie rano. To znaczy... Lepiej pomyślę o czymś innym.
- Too... Jak tam życie leci? - jedyne słowa, jakie udaję mi się powiedzieć w tej chwili.
- Nie narzekam. Przy tobie tym bardziej - nie wierzę, siedzę jak oczarowana i gapię się cały czas na niego. Jego oczy to cudo w porównaniu do moich. A uśmiech? Cóż, nie będę się powtarzać, ale nie jestem w stanie uciec od jego uroku.
- To miło - odpowiadam i zdobywam choć trochę odwagi na lekki uśmiech. Tym razem to on na mnie patrzy, a jego uśmiech robi się coraz szerszy. To sprawia, że na moich polikach rumieńce pojawiają się nieubłaganie.
- Słodko się uśmiechasz, rumieniąc się przy tym - komplementuje mnie. 
- Emm... T-to znaczy... Dzięk-ki - zaczynam się jąkać.
- Denerwujesz się?
- Nieee. To znaczy... Może trochę - mówię odwracając głowę w drugą stronę. Wtem on robi to poraz kolejny lecz w swoją stronę. Trzymając swoją dłoń na mojej brodzie, penetruje mnie wzrokiem.
- To tylko ja, nie chcę byś czuła się niekomfortowo w moim towarzystwie. Powiedzmy, że jestem twoim kuzynem, haha. Może tak być? - kuzynem?, chyba niebywałe przystojnym kuzynem jeśli już coś.
- Chyba tak... - mówię po czym śmieję się sama z siebie. On robi to samo po czym kładzie rękę na oparciu ławki za mną tak, że dotyka moich pleców.
- Może to zabrzmiało trochę dziwnie, ale chciałem dać Ci porównanie.
- Rozumiem.
- To na co masz ochotę? - pyta, a jego uśmiech w ogóle nie znika.
- Może... Pójdziemy do kina? - to pierwsze co przyszło mi do głowy. Trochę tandetne.
- Pewnie. Jeśli nie będzie nic ciekawego, możemy iść do mnie na film. Moi rodzice są tylko w domu, ale nie są oni jacyś czepialscy. Nie będą nam przeszkadzać czy coś jakbyś pytała.
- Okey, ale choćmy najpierw do kina.

córka gangstera //ZAKOŃCZONE//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz