9 rozdział

251 6 0
                                    

Bierzemy co potrzebne, po czym wychodzimy z domku. Zamykam go tylko jeszcze i kierujemy się w stronę auta, które znajduje się niedaleko. Towarzyszą nam dwa goryle. Nie bez powodu ich tak nazwałam. Serio mi je przypominają. Cóż, z Will'em w ogóle nie czuję się jak zakładniczka, ale świadomość, że nawet nie widziałam prób odbicia mnie przez ojca zasmuca mnie. Czy aby napewno mu na mnie zależy? Chciałabym w to wierzyć, ale wszelkie wątpliwości zżerają mnie od środka. Po tych zamyśleniach orientuję się, że jesteśmy już na miejscu, a Will właśnie puścił moją rękę. Nie wiem kiedy nawet nawet mnie za nią złapał. Byłam aż tak zamyślona? Jakby nie patrzeć, dużo się u mnie dzieje, więc raczej mam prawo do przemyśleń. Nie chcę nawet uciekać, bo dobrze mi z nim. Ciężko by mi było chyba się z nim rozstać gdybym musiała...

Jazda trwa już 2 godziny. Wtulona w Wiil'a oglądam się to w prawo, to w lewo. Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, ale czuję się na tyle bezpiecznie, iż nie zadaję tego pytania Will'owi. Mijamy lasy pełne drzew liściastych w jasnych odcieniach. Zielony kolor koron sprawia, że staje się jeszcze bardziej odprężona. Po kolejnych 15 minutach zauważam jakąś posesję. Mega ogromną posesję. Wjeżdżamy na nią, przez złotą bramę, a na mojej twarzy pomimo wszystkiego pojawia się podziw tym widokiem. W końcu nie mogę się powstrzymać i pytam:
- Gdzie my do jasnej, ciasnej jesteśmy?
Will uśmiecha się znacznie i odpowiada:
- To siedziba gangu, do którego należy mój ojciec i ja, kotku - po czym całuje mnie w czubek głowy. Jest naprawdę ogromna. Może mieć sto pomieszczeń. Wysiadamy po czym ruszamy ku wielkiemu, drewnianemu wejściu. Otaczające go aksamitnie białe ściany sprawiają, że czuję się jak w niebie. Will otwiera mi drzwi, ręką zapraszając do środka. Wnętrze jest jeszcze piękniejsze. Ku mojemu zaskoczeniu, zauważam bruneta o podobnych oczach do mojego chyba chłopaka. Niby mnie porwał, ale po tym wszystkich czuję, że mu na mnie zależy. Sama nie wiem jak. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Coś jakby siedzi mi w sercu i każe zostać przy nim za wszelką cenę. Czuję, że rodzi mi się po lewej stronie klatki piersiowej ta iskierka, którą nazywają miłością. I w życiu nie pozwoliłabym jej teraz zgasnąć. Z moich rozmyśleń budzi mnie nieznany mi głos.
- Witaj Melu, widzę, że mój syn wykonał swoje zadanie - mówi. Ze strachu zaczynam się cofać szukając rękoma Will'a. Na szczęście natykam się na niego chwilę później, po czym chowam się za nim tak, iż wystaje mi tylko głowa, obserwująca ojca chłopaka. Zaczynają się we dwójkę śmiać.
- Tato, nie musisz jej straszyć - uśmiecha się Will. Właśnie poczułam ukłucie w klatce. Do tego trzęsły mi się ręce ze strachu. Może i byłam cały czas z Will'em, ale nie wiem, czego mogę się spodziewać po jego ojcu. Jego ojciec jeszcze raz ilustruje mnie wzrokiem, po czym kontynuuje:
- Idźcie do gościnnego. Ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Will, wiesz co masz robić.
- Tak wiem.
Zaczynam czuć się dziwnie odtrącona. Chłopak łapię mnie za rękę i ciągnie w kierunku schodów po lewej stronie. Nie sprzeciwiam się, ale zaczynam mieć wątpliwości, co do moich wcześniejszych rozmyśleń o bezpieczeństwie. Ogarnia mnie coraz większy niepokój. Wchodzimy na piętro i kierujemy się do pierwszego pokoju po prawo. Obserwując pomieszczenie, spostrzegam, że Will zamyka drzwi na klucz. Mój strach zaczyna wzrastać.
- Dlaczego to robisz? - pytam i nie ogarniam nawet kiedy z policzka wymyka mi się łza.
- Kwiatuszku... To dla twojego bezpieczeństwa. Nie martw się tym. Przecież jestem tu z tobą, a ze mną krzywda ci się nie stanie. Przecież to wiesz, prawda? - odpowiada w miarę szybkim tempie idąc w stronę łóżka, znajdującego się naprzeciw drzwi. Rzuca się na nie i chyba zasypia. Ma mnie w dupie? - to mi teraz przyszło do głowy. W pomieszczeniu zauważam jeszcze jedno parę drzwi po prawej stronie od wyjścia. Wchodzę i ukazuje mi się całkiem ładna łazienka. W kolorach beżu i czerni, podobnie do pokoju. Zamykam drzwi od niej zaczynam płakać. Jeszcze 10 minut temu czułam się kochana, a teraz zastanawiam się, czy jestem cokolwiek warta. Opierając się o drzwi, ześlizguję się na podłogę chowając głowie w kolanach podtrzymując je rękoma. Czemu to mnie spotyka. Gdzie jest mój cholerny tatuś, który zarzekał, że mu na mnie zależy. Gdzie on do cholery jest? Kurwa, tęsknię tato...

Minęły dwa dni odkąd tu jestem. Dostaję tylko jeden marny posiłek o 14.00 i cały czas jestem sama. Will wyszedł po tym, jak zamknęłam się pierwszego dnia w łazience i już nie wrócił... Ma już całkowicie na mnie wylane, czy może coś mu się stało? Albo specjalnie rozkochał mnie w sobie, by tylko mnie tutaj sprowadzić... Aż zakuło mnie na tą myśl. Leżę w łóżku i rozpaczam. Nie wiem skąd jeszcze biorę na to siłę. Dlaczego Will? Co takiego ci kurwa zrobiłam, że mnie tak traktujesz? Nawet jeśli chciałabym uciec, nie znam okolicy, a posesja jest wielka, a mury wysokie. Nie zdołam uciec w takim stanie, w jakim się teraz znajduje. Jestem wyczerpana fizycznie zarówno jak i psychicznie. Patrzę na okoliczne lasy przez okno. Stanowią całkiem ładny krajobraz. Ale po pewnym czasie zaczyna on być czymś, co napawa mnie nienawiścią do wszystkiego co mnie teraz otacza. Zegar na szafce nocnej ukazuje 12.58. Chce się stąd wydostać, ale nie mam kompletnie pomysłu, jak to zrobić. Czemu mój ojciec nie zrobił jeszcze tu rozpierduchy i nie przyszedł po mnie, przytulając mnie i zapewniając, że wszystko już jest dobrze? Tak bardzo na to czekam. Nie chcę już liczyć na Will'a. Wiem, że się na nim zawiodłam. Ale przez uczucie, które towarzyszą mi wspominając go są tak żałosne. Jak ja mogłam go pokochać. Wykorzystał mnie. A ja głupia gąska dałam się. Dałam się wplątać w to wszystko. Czemu byłam i jestem tak głupia... Nie mogę sobie tego darować. Łzy spływają mi coraz większymi strumieniami. W tej chwili do pokoju wchodzi "mój chłopak". Postanawiam udawać, że śpię. Słyszę, jak podchodzi do łóżka, po czym kładzie obok mnie kładąc rękę na talii jednocześnie tuląc. Czemu on to robi. Nie mogę powstrzymać rozgoryczenia i zrzucam jego rękę z siebie. Zdziwiony podnosi się na łokciach, a ja wstaję i podchodzę do drzwi od łazienki. Zatrzymuję się na chwilę przed nimi mówiąc: "Nienawidzę cię", po czym zamykam się jak najszybciej w łazience.
- Mela, otwórz proszę. Chcę pogadać - słyszę za drzwi. Nie jestem w stanie z nim rozmawiać, więc nie odzywam się. Chyba zauważa, że nie dało to skutku, bo próbuje ponownie:
- Kotku, proszę. Otwórz, bo będę zmuszony użyć siły.
Czego on ode mnie oczekuje? On jest tępy czy ślepy albo głuchy. Po chwili ciszy słyszę jak drzwi otwierają się z hukiem. Z tego powodu przewracam się na podłogę i zamykam oczy. Powoli otwieram je i zauważam jak próbuje się do mnie zbliżyć. Odsuwam się, jednak to nic nie daje, bo on robi coraz większe kroki przyciska do własnego torsu.
- Zostaw mnie... Czego nie zrozumiałeś, gdy powiedziałam, że cię nienawidzę - mówię przez łzy.
- Wiem, że tak nie jest - mówi niby zatroskany. Chociaż nie jestem tego taka pewna.
- Odwal się - krzyczę po czym odpycham go na tyle, by móc wyjść do pokoju, po czym wchodzę do łóżka i zakrywam się tak, by mu kołdry nie wystarczyło. Will idzie za mną i kładzie się obok przytulając mnie w kołdrze. Nie ma siły się już bronić. Myśląc, jak bardzo go nienawidzę, odpływam do krainy Morfeusza.

Witam
Wybaczcie mi moją proszę dłuższą nieobecność, ale muszę sobie poukładać pewne rzeczy w życiu, by móc na spokojnie pisać.
Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Do następnego!

córka gangstera //ZAKOŃCZONE//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz