Budzę się przykryta kocem. Mój ojciec to zrobił? Czyżby miał poczucie obowiązku wobec mnie? Cóż... Dzisiaj piątek i powiem szczerze, że nie mam ochoty iść do szkoły. Tak samo z powodu Julie jak i tych debili. Nie chcę się z nimi użerać tym bardziej jak narazie rozmawiać z moją przyjaciółką, o ile jeszcze nią jest, bo sama nie wiem co mam o tym sądzić.
Uszykowana, wychodzę już z domu. Zamykam drzwi i wyruszam jednak w stronę szkoły. Gdybym nie poszła, uznali by że się przestraszyłam, a to było by upokarzające z moją opinią w szkole, dosyć tego, te półgłówki mieli by powód do triumfu. Jestem przekonana, że byli to oni. Kto inny byłby zdolny do tego? Raczej nikt. Nikt nie jest na tyle głupi, by zaczepiać ludzi tego domu. W końcu mieszkają tu Taylor'owie. Tyle wiem. Nie interesują mnie inne gangi. Chcę mieć tylko spokój. W tych zamysłach dochodzę do tego nudnego budynku. Mam szczęście, że nie zaczepiła mnie Julie. O ile zamierza iść do szkoły. Nie chcę o tym myśleć. Wchodzę do budynku przez szklane drzwi i na samym wejściu dostrzegam tego nowego. O ile dobrze pamiętam ma na imię Will. Idę w stronę sklepiku szkolnego, by kupić sobie coś na śniadanie, ponieważ w domu nie miałam zbytnio na to ochoty. A że miałam 50 dych obecnie w portfelu to nie miałam czego sobie żałować.
Po zjedzeniu mój brzuch burknął z satysfakcją po udanym posiłku. Widzę, że Pan Will nie chce dać za wygraną, bo właśnie idzie w moim kierunku. Siada obok mnie na parapecie jakby nigdy nic i zaczyna konwersację:
- Witam panią.
Nie odpowiadam. Nie potrzebne mi jego towarzystwo, więc wybieram się do łazienki. Przez to wszystko nawet się nie pomalowałam.
- Jak ja w ogóle wyglądam? - pytam sama siebie, patrząc w lustro. Biorę kosmetyczkę z torebki i zaczynam malować choćby rzęsy. Potem podkreślam lekko usta, po czym wychodzę i zmierzam do klasy. Siadam znów na parapecie. Minute później słychać dzwonek, więc automatycznie wchodzę do klasy.Przez cały dzień w szkole czułam wzrok tego palanta na sobie. Nie widziałam jeszcze tak bezczelnej osoby. Ale co mnie nie zabije, to wzmocni. Tak muszę sobie to wszystko tłumaczyć. Mój ojciec w kółko mi to mówił zanim moja matka umarła, potem sam się załamał, ale cóż po roku powrócił do życia. Mam stać się tak bezuczuciowa i mu od tak wybaczyć? Bez żadnego poczucia sprawiedliwości i żalu? Nie wiem... Ale w końcu on jedyny mi pozostał. Nie mam żadnego rodzeństwa. Nikogo. Ciotki czy wuja, dosłownie nikogo. Powinnam sobie i jemu po tym wszystkim na to pozwolić? Pomyślę nad tym później. Nie wiem czym mogłabym zająć sobie myśli. Chciałabym przejść się do parku, ale po wczorajszych wydarzeniach mam wątpliwości. Wrócę do domu i później po prostu pójdę na huśtawkę w ogrodzie. Tak właśnie robię.
Bujając się lekko, słucham muzyki w moim ogrodzie. Jest całkiem duży i przeważa w nim zieleń. Ani ja, ani ojciec nie zamierzamy hodować żadnych kwiatków, bo było by to uciążliwe.
Co ja mogę zrobić w takiej sytuacji? Jak się tak zastanawiałam wcześniej, naprawdę nie mam oprócz ojca nikogo od kogo mogłabym uzyskać wsparcie. On jedyny mi praktycznie został. Zwłaszcza teraz w tej sytuacji. Chcę mieć kogoś do kogo będę mogła się przytulić, gdy mam doła. Wtedy kiedy moje myśli będzie prześladować pustka. Wtedy kiedy samotność będzie zżera mnie od środka. Chcę mieć kogoś, kto da mi krótkie słowa pocieszenia, a ja się po prostu uśmiechnę i w iluś procentach będę mogła znowu funkcjonować tak jak wcześniej. Każdy chce mieć taką osobę, prawda? Muszę wyciszyć w jakimś stopniu mój żal do niego albo całkiem wyrzucić go. Od dziś będzie to moim celem. Będę starała się tego dokonać dla własnego lepszego samopoczucia i życia. Ale choćby miało to kosztować pogorszeniem się naszej relacji, nie chcę uczestniczyć w życiu jego gangu. Ale czy to możliwe skoro chcę żeby między nami się polepszyło? Nie wiem... Zobaczę co będzie się działo przez najbliższe kilka dni. Bujam się tak jeszcze przez najbliższą godzinę, recytując teksty piosenek z mojej mp trójki. Potem wracam do domu. Zmierzam ku mojemu pokojowi, następnie parapetowi. Jest na tyle duży bym mogła na nim usiąść i dalej odpłynąć w swoich zamysłach. Podczas nich zauważam jak jakiś chłopak w kapturze i okularach. Przemierza wzrokiem cały mój dom, a gdy w końcu zmierza w stronę mojego okna i orientuję się że nie jest jedynym obserwatorem w tej chwili, uśmiecha się i idzie dalej. Dziwnie znajomy ten uśmiech. Wydaje mi się, że go już wcześniej widziałam. Jutro na szczęście sobota, więc będę mogła posiedzieć i poczytać książkę, którą poleciła mi moja bibliotekarka. "After" - tytuł, który za wiele mi nie zdradził a podtytuł? "Płomień pod moją skórą" - zdradza nie co więcej. Chociaż grubość książki na sam początek mnie nie zachęca. Dopiero zaczynam czytać dla przyjemności, bo nigdy wcześniej nie czułam takiej potrzeby, ale im starsza się staje, tym bardziej mam wrażenie , że czegoś mi brakuje. I wydaje mi się, że chodzi właśnie o to. Sięgam po książkę z mojego biurka, dosyć grubą, po czym otwieram ostatnią stronę i patrzę na jej cyfrę. Jezu święty... Ponad 600 stron? Jak ja mam to wszystko przeczytać? Dzisiaj nawet nie zamierzam się za to brać. Chociaż kto wie, jak i tak nie będę miała co robić? Okaże się.
Zajadając się zrobioną jajecznicą na kolację przeglądam media społecznościowe. Przychodzi mi powiadomienie informujące o nowym zaproszeniu do grona znajomych na fejsie. Wchodzę w nie a to co zobaczyłam wyprowadziło mnie z równowagi. Will Black. Czy ten chłopak naprawdę nie rozumie, że nie mam ochoty się z nim zadawać? Jest tyle dziewczyn na świecie, a on akurat uparł się na mnie? W sumie kto wie, czy nie lubi na kilka frontów, jak to mówią pies na baby. Niech chodzi sobie za innymi laskami, ale mi niech da spokój. Zaproszenie zostawiam, nie usuwam ani nie przyjmuję. Niech nie myśli sobie, że mnie w jakikolwiek sposób jego osoba interesuje. Czy to przez nienawiść czy... To drugie. Zmierzając ku schodom na górę słyszę jak drzwi frontowe się otwierają, a w nich mój tata.
- Hey - staram się go przywitać na sam początek. Na początek stał w drzwiach jakby się na czymś zastanawiał przez chwilę, patrząc na mnie ale potem po prostu odpowiedział przechodząc do kuchni:
- Cześć. Jak w szkole?
- Nie najgorzej - mówię idąc w jego ślady.
- Jakieś ocenki wpadły? - pyta patrząc w lodówkę.
- Nie, a tak w ogóle jak chcesz mogę zrobić ci jajecznicę. Sama przed chwilą zjadłam, więc się raczej nie zatrujesz - odpowiadam drapiąc się po głowie, patrząc na okno po drugiej stronie dosyć dużej, biało czarnej kuchni. On natomiast odwraca się, spogląda na mnie i mówi z lekkim zdziwieniem:
- Jeśli nie będzie Ci to przeszkadzało. Będzie mi miło - nawet się uśmiechnął przy tym.
- Idź do stołu, a ja ją zrobię. Za jakieś 5 minut będzie gotowa.
Ojciec robi to co powiedziałam, a ja robię mu pierwszy raz kolacje w życiu. Powiem szczerze, że trochę się tym denerwuje. Nie mam pojęcia czemu. Gdy ją kończę, na myśl nasuwa mi się pytanie - czy będzie mu smakować? Nalewam soku do szklanki i kładę parę kromek chleba na przegryzkę. Podczas tego, gdy mu to podaje na moje poliki wkłada się mały rumieniec. Czy to ma sens? Nie wiem, ale idę jeszcze po sztućce, po czym podaje je tacie. Jego blond włosy, spadają mu mimowolnie na nos. Ma je trochę długie dlatego ściągam z ręki gumkę i podaje ją mu. Dziękuję po czym bierze ją i wiąże sobie włosy. Siadam naprzeciw niego i gdy już zjadł pytam ledwo słyszalnym głosem:
- Smakowała ci?
Spogląda na mnie i odpowiada z uśmiechem:
- Bardzo. To miłe z twojej strony. Także dziękuję...
- Nie ma za co - mówię drapiąc się po głowie, robiąc się jeszcze bardziej czerwona niż przed tem - ja już będę zbierała się na górę - kontynuuje po czym wbiegam po schodach na górę. To było co najmniej dziwne! I czemu robiłam się czerwona?! Dlatego że mi podziękował? Jezuuu. To chyba pierwszy mężczyzna, którego mogę powiedzieć, że szczerze kocham pomimo wszystkiego. W końcu to mój Ojciec!
CZYTASZ
córka gangstera //ZAKOŃCZONE//
RomanceMelania jest córką gangstera, jednego z najbardziej wpływowej mafii w mieście. Spotkanie nie tego co trzeba zakosztowało ją wolnością, lecz wzbogaciło o poznanie nijakiego Will'a. Co będzie skutkiem tego spotkania?