16 Dziecko słońca

494 35 8
                                    

Droga Willow, dostałem list od Harry'ego. Wyjaśnił mi wasze postępowanie, rozumiem co chcieliście przez to osiągnąć ale muszę prosić żebyś zachowała spokój i wybaczyła Hermionie poinformowanie mnie o tym co wy robicie. Ja nie chowam urazy i proszę żebyś ty też nie gniewała się zbyt długo. Dowiedziałem się że zaczęłaś działać, to bardzo dobrze. Pamiętaj tylko żebyś w drodze po cel, nie zgubiła samej siebie. 

Wąchacz 

Łzy potoczyły się po jej policzkach, byłą zła i smutna. Ona już czuła że zaczyna się gubić a jeszcze daleka droga ją czeka. Nie mogła też uwierzyć że Hermiona, choć wiedziała że za nią nie przepada, wysłała list do Syriusza. 

To miał być sekret jej i Harry'ego, ona nie miała o tym zielonego pojęcia, nie wiedziała jak to jest, nigdy nie była w ich skórze. 

Czarnowłosa starła łzy z policzków, odczekała aż jej zaczerwieniona twarz wróci do swojej porcelanowej barwy, zajęło to dość długo ale wreszcie wyszła z dormitorium jak i 
Pokoju wspólnego, zdecydowała się iść nad jezioro, chciała się wyciszyć i uspokoić. 

Szła z własnymi myślami, całkiem sama i pogubiona. Ze świadomością że przyjaciół, a raczej osób które uważała za przyjaciół już nie ma. W tym świecie nie ma już nikogo kto ją zrozumie, wysłucha, doradzi i nie będzie oceniał. 

Usiadła na trawie nieopodal wejścia do zbiornika. Wpatrywała się w dal, popołudnie było dość zimne, chłodne powietrze szumiało jej niezidentyfikowaną melodię do ucha, tak bardzo spokojną że była w stanie niemal poczuć ten spokój. 

Szum wody, tak podobny do jej rozchwianych myśli i emocji. Liście spadające z drzew tak bardzo przypominały jej utracone osoby. Niegdyś zielona trawa teraz utraciła swój piękny kolor stając się brzydsza dla oka, zupełnie tak jak ona dla innych ludzi postrzegających ją wcześniej a teraz. 

Bezkresny horyzont, doliny, góry, jezioro przypominało jej przebytą drogę oraz tę którą będzie musiała jeszcze podążać. Wiedziała że nie będzie to łatwe. 

Starała się dostrzec pozytywy i przyniosło jej to pozytywne skutki. Tak bardzo dużo myślała o osobach które odchodzą bo się zmienia, zdała sobie sprawę że to lepiej. Lepiej dla nich i dla niej, na końcu żadna ze stron nie będzie cierpiała tak jak mogła. 

Z tą myślą sama do siebie się uśmiechnęła i nagle jakby samo niebo dawało jej znaki na lepsze jutro gdy zza chmur wyłoniło się słońce. Otuliło jej zmarzniętą skórę twarzy tak przyjemnie delikatnie, jej oczy srebrne niczym ostrze sztyletu rozbłysnęły jak milion gwiazd na nocnym, bezchmurnym niebie. 

W tym świetle jej skóra nie wyglądała tak chorowicie jak wcześniej, jakby słońce było w stanie ją uleczyć ze wszystkich ran na ciele, sercu oraz duszy. 

Poczuła się niesamowicie, miała więcej pozytywnej energii, natomiast ta zła uleciała wraz z ostatnim liściem rzuconym w drogę przez delikatny wiatr. 

W lepszym nastroju przechadzała się po terytorium szkoły, długa szata którą miała na sobie ciągnęła się chwilę za nią, długie czarne kręcone pukle błyszczały zdrowo, porcelanowa skóra błyszczała w słonecznym świetle. 

Mogło by się wydawać że wygląda jak najpiękniejszy koszmar, była niczym mara nocna. Pojawiała się, pozostawiała po sobie nieprzyjemne myśli i znikała. A czasami budząc się nad ranem nie pamiętasz tego obrazu. 

Dla niego wyglądała jak najpiękniejsza nimfa krocząca dumnie po ziemi, zachwycając się wszelkimi darami natury jakie zostały zesłane. 

Czuł się jakby na nią nie zasługiwał, jakby swoim wybuchowym temperamentem spłoszył najpiękniejszą i najdelikatniejszą istotę. Dostrzegał jej piękno, widział to każdego dnia, jej uśmiech sprawiał że nawet w najgorszej sytuacji za jej pośrednictwem mógł dostrzec to co piękne. 

Widział jak podczas jej ulubionej melodii z pozytywki się odpręża, pozwala sobie sunąć po bezkresnych spokojnych oceanach i morzach. 

Ona sprawiała że on czuł się najlepszy, uzupełniała go w każdym calu. Byli tak różni a ich dusze tak idealne dla siebie. 

Kiedy on był spragniony, ona to pragnienie gasiła swoim uśmiechem. Kiedy był głodny, karmiła go swoją dobrocią. A kiedy czuł się pusto, potrafiła wypełnić pustą przestrzeń samym byciem obok niego. 

On był dla niej snem kiedy była zmęczona, był opatrunkiem kiedy była zraniona i był śmiechem kiedy wokoło nie było słychać nic pozytywnego. 

Przywiązali się do siebie siebie szybko, pokochali jeszcze szybciej, ale w tym niespokojnym tańcu pogubili siebie wzajemnie. 

Obserwował ją kiedy sam musiał odbyć spacer samotności z dala od zgiełku Pokoju Wspólnego. Nie sądził że ją zobaczy, nie spodziewał się tego. A teraz kiedy zaczynało kropić, wyglądała jeszcze piękniej kręcąc się wokół własnej osi rozkładając szeroko ręce. 

Mokła jej szata i włosy a ona nie zwracała na to uwagi, pozwoliła by deszcz zmył  z niej wszystkie negatywy. Zatrzymała się widząc postać stojącą blisko niej.  Spłoszona istota, tak teraz wyglądała. 

-Zatańcz ze mną- poprosił, był poważny, jego czekoladowe tęczówki wpatrywały się w gasnące gwiazdy w jej oczach 

-Nie zastanawiaj się- mókł co raz bardziej ale obojgu to nie przeszkadzało, zdawali się tego nie dostrzegać 

-Zrób wreszcie coś, nie martwiąc się czy to jest słuszne, nie analizuj i ciesz się chwilę tak samo kiedy mnie tu nie było. 

Gwiazdy nie zgasły, mara nocna wcale nią nie była. Łapacz snów wychwycił to co najgorsze i puścił to w niepamięć. Wiatr i liście wyznaczały im melodię złamanych serc. Deszcz uderzał o ich ciała uzupełniając tę chwilę i wreszcie gwiazdy i słońce odnalazły swoją drogę by razem odnaleźć to co prawdziwe i potrzebne. 

-Jesteś niczym dziecko słońca, promyk nadziei w niespokojny i chłodny dzień. A ja jestem tylko rośliną która potrzebuje by ktoś oświetlił jej życie. Więc nie opuszczaj mnie słońce, nawet jeśli będzie źle. -powiedział wpatrując się w jej srebrne tęczówki

Z rodu Black| Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz