18. Zakopany topór wojenny

412 21 2
                                    

Samotność dopadała ją kiedy wokół niej znajdywało się mnóstwo ludzi. Właśnie wtedy zauważała to że nie ma już nikogo, że wyzbyła się przyjaciół i wszystkich bliskich i niemal doprowadzało ją do na skraj wytrzymania. 

Zauważał to też chłopak, który w głowie miał już gotowy plan jak przeciągnąć czarnowłosą na swoją stronę. Proponowała mu przyjaźń a skoro wyszła z taką propozycją i chciała rozdawać karty miał zamiar jej na to pozwolić. 

Bo w życiu nie chodziło o to żeby wygrywać z dobrymi kartami, ale żeby nauczyć się grać mając same złe. 

-Willow, hej- powiedział doganiając ją na korytarzu po transmutacji 

-Cześć Fred- powiedziała lekko 

Odruchowo chciał ją pocałować w skroń, ale powstrzymał się za nim jego ciało samo by go zdradziło.  Poniedziałkowe zajęcia dawały się  we znaki dwójce przyjaciół z dwóch różnych domów. Willow miała podkrążone oczy i szary odcień skóry. 

Fred miał też wrażenie że waga dziewczyny spadła, bo wydawała się jeszcze szczuplejsza niż widział ją we wspomnieniach. A Fred już na lekcji transmutacji przeskrobał coś razem z George'm, McGonagall dała obojgu szlaban. 

Jednak znając swoich uczniów, a tych dwoje w szczególności wysłała ich w dwa inne skrzydła szkoły. Ku niezadowoleniu Willow, Fred miał być w pobliżu sali od eliksirów, dokładnie tam gdzie czarnowłosa miała mieć korepetycje z Draco. 

-Chciałabyś może się ze mną przejść?- zapytał zerkając na jej twarz 

Nie wydawała się zaskoczona tym że Fred chciał mieć ją blisko siebie, zdawała sobie sprawę że skoro ma jakiś wybór, wybierze to co każe mu jego serce. 

-Nie mogę, muszę się uczyć do OWTM-ów- szła wyprostowana trzymając w rękach grube skórzane księgi 

-Jeden raz jak sobie odpuścisz, to nic się nie stanie- zaczynał panikować, aczkolwiek miał twarz pokerzysty, nie chciał jej pokazać że nie takiej odpowiedzi się spodziewał 

- Godzina Fred, godzina i ani minuty dłużej- popatrzyła na niego, jakby dobitnie chciała mu to przekazać, po czym odeszła w głąb korytarza 

Fred, cieszył się jak dziecko i z wielkim huncwockim uśmiechem pognał do pokoju Wspólnego. 

Postanowił że zabierze ją nad jezioro, wiedział że tam dziewczyna się rozluźni i wiele rzeczy mogłoby pójść po jego myśli. 

W głowie miał też spotkania Gwardii Dumbledore'a, które prowadził Harry, wiedział że tych dwoje są ze sobą skłóceni. Inaczej czarnowłosa też by na nie uczęszczała. 

Obydwoje nie mogli już się doczekać spotkania. Ona wiedziała że to co robi nazywa się masochizmem, bo ta relacja nie przyniesie jej nic innego jak ból. Ale nie chciała się od niego oddalać. On jedyny poskromił jej serce, on jedyny z taką łatwością potrafił sprawić uśmiech na jej buzi. 

Była też hipokrytką, mówiła że będzie lepiej jak wszystkich od siebie odsunie, taki miała zamiar. W pewnym sensie jej się to udało, bliższe kontakty miała tylko z Malfoy'em, ale były one nie do końca szczere więc uważała że to się nie liczy. Willow nie potrafiła odsunąć od bowiem od jednego z rudzielców. Było to dla niej zbyt trudne, bo za wielkimi uczuciami go darzyła. 

Nie chciała być zraniona i nie chciała żeby inni byli zranieni, ale wciąż sprowadzała ich do siebie, nie potrafiła ich się wyrzec. 

Kiedy mijała Harry'ego, Ron'a czy nawet Hermionę, nie potrafiła nie rzucić im choć jednego tęsknego spojrzenia. Widziała też z jaką odrazą patrzy na nią ślizgonka April Calaveras, jakby patrzyła na wyjątkowo brzydkiego karalucha. 

A we wzroku Georga było nic innego niż najczystsze współczucie. Brakowało jej siedzenia u nich w dormitorium i patrzenie z jakim zapałem wymyślają nowy asortyment do sklepu, jaką radość im to daje. 

I brakowało jej poczucia bezpieczeństwa kiedy Weasley opatulał ją swoimi ramionami a ich zapach mieszały się razem. 

Więc i łza spłynęła jej po policzku kiedy patrzyła na swoje odbicie już kolejny raz, z jej ust wydobył się wrzask, a ona sama zdawała się tracić zmysły. 

-Willow- usłyszała za swoimi plecami dziewczęcy głos którego nie spodziewała się usłyszeć 

-Idź stąd, proszę- powiedziała patrząc na Hermionę w lustrze 

-Nie chcesz tego, wiem to ja i ty też to wiesz- gryfonka zmniejszyła dystans między nimi, bardzo powoli stawiała kroki ku starszej koleżance 

Dziewczyny usiadły pod ścianą, nie można było powiedzieć że Hermiona czuła się komfortowo w takiej sytuacji, bo od kąt pamięta nie pałała do niej zbyt dużą sympatią. 

-Co się dzieje?- zapytała zmartwiona patrząc na nią 

-Ja już nie mogę Hermiono- wychlipiała w ramię koleżanki 

-To przez to zadanie? Fred z nami rozmawiał- wyznała- Bardzo się o ciebie martwi i my też 

-Nienawidzisz mnie, prawda? Tak bardzo nie chcesz teraz tu ze mną być- powiedziała słabym głosem patrząc przekrwionymi oczami prosto w brązowe tęczówki brunetki 

-Nie nienawidzę cię, po prostu każdy tak cię chwali. Mówi że jesteś piękna, inteligentna i z humorem i nie mogę tego znieść że każdy chłopak na ciebie zwraca uwagę- wyznała na jednym wdechu, nie patrzyła jej w oczy. Bała się że zobaczy w nich pogardę 

-Nie chodzi ci o każdego chłopaka- zastanowiła się, Hermiona spojrzała na nią unosząc wysoko brwi 

- Nigdy nie chodziło ci o innych, tylko o niego. Nie mogłaś znieść tego dnia kiedy się poznaliśmy, wtedy jak Ron na mnie patrzył. Nigdy nie chodziło ci o nic innego niż o Ron'a. Nawet wtedy jak zaczęliśmy lubić się z Fred'em- spojrzała na nią z niedowierzaniem 

-Will, nie pomyśl o mnie źle...- powiedziała młodsza mając przeprosiny wypisane na twarzy 

-Nic tak nie łączy i nic tak nie dzieli jak chłopak- zaśmiała się, Hermiona też się roześmiała, dziewczyny wreszcie doszły do porozumienia i przytuliły się zapominając o dawnych sporach. 


Witam, przepraszam że znowu nie było rozdziałów. Mam nadzieję że nadal lubicie tę opowieść i z przyjemnością wrócicie do niej po raz kolejny. 

Wasza,

Sheandpeople 

Z rodu Black| Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz