Część 4

858 15 17
                                    

Rano obudziło go gaworzenie Antosia, który bawił się w kojcu. Ula pewnie go przeniosła z salonu, żeby Marek usłyszał jakby coś się działo z maluchem. Tylko jeśli młody jest na dole, to gdzie jest Ula? Marek wstał i podszedł do syna. Na kojcu zauważył przyklejoną kartkę. Déjà vu? Wczorajszy wieczorny telefon Artura, dzisiejsza pobudka Antosia. Wszystko wyglądało tak, jak kilka dni temu. Czy to oznacza, że Ula znów spędziła noc u doktorka? Marek wziął do ręki list od... żony i zaczął czytać.

„Marek, musiałam dzisiaj wyjść wcześniej i coś załatwić. Nie chciałam Cię budzić. Zrobiłam Wam naleśniki na śniadanie, wystarczy odgrzać. Ja pojadę prosto do pracy, więc odwieź proszę dzieciaki do szkoły. Ucałuj je ode mnie.
Ula"

Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć. Niby wczoraj chciała z nim rozmawiać, niby też chciała nadal udawać przed dziećmi. Z drugiej strony nadal kontaktuje się z Arturem. Wychodzi rano, nie mówiąc dokąd. Miał już dość tych kłamstw.

Wziął Antosia na ręce i poszedł na górę obudzić dzieciaki. Stanął w drzwiach i popatrzył chwilę na nie. Na owoc miłości jego i Uli. Przypomniały mu się chwile, kiedy Ula informowała go, że jest w ciąży. Jak bardzo się cieszyli, jak bardzo byli szczęśliwi, chociaż zaskoczeni. To prawda, że Kubuś pojawił się w ich życiu dość wcześnie, ale mimo to był ich wyśnionym dzieckiem. Kiedy się urodził od razu z Ulą wiedzieli, że nie chcą żeby był jedynakiem. Ledwo skończył roczek, gdy Ula przekazała Markowi kolejną radosną nowinę. Byli najszczęśliwsi na świecie. Łza spłynęła po twarzy Marka. Dlaczego to szczęście nie mogło trwać wiecznie? Dlaczego sięgnęli dna? Czy uda im się jeszcze kiedyś odbić? Czy jest dla nich jakaś szansa?

Przetarł ręką oczy i krzyknął radośnie:

- Kubuś, Julka. Pobudka. Pora wstawać. Mówiłem Wam, żebyśmy wcześniej wczoraj skończyli, bo się nie wyśpicie do szkoły. Tatusia trzeba słuchać – uśmiechnął się.
- Może jestem trochę niewyspana, ale warto było. – powiedziała jego rezolutna córka – To był najlepszy wieczór od dawna, co nie Kuba?
- Bez dwóch zdań. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tyle śmialiśmy i kiedy byliśmy wszyscy razem. To co, dzisiaj rewanż tato?
- Może damy Wam nawet fory, żebyście nie zostali znów bankrutami. – zaśmiała się Julka – Ja nie wiem tato, tyle lat w biznesie, a oboje z mamą wszystko straciliście.
- Pogadamy o tym później, a teraz pora wstawać, bo zaraz się spóźnicie. – powiedział Marek, a w głowie słyszał echo słów swojej córki „wszystko straciliście" – Mama zrobiła naleśniki, czekam na Was za 5 minut na dole.
- Jak to czekasz? – zdziwił się Kuba – To mamy znowu nie ma?
- Musiała wyjść wcześniej. – uciął Marek i zszedł na dół.

Po odwiezieniu dzieci do szkoły uśpił Antosia i poszedł do kuchni napić się kawy. Pół nocy nie mógł zmrużyć oka. Wyciągnął telefon i zobaczył, że ma wiadomość na skrzynce. Od Uli.

Heeej... To ja. Mam nadzieję, że udało Ci się poskromić rano dzieciaki i zdążyliście do szkoły. (powiedziała radośnie). Przepraszam, że tak rano wyszłam, ale musiałam jeszcze coś załatwić przed pracą. Ogólnie dzwonię, bo... chciałam żebyś odebrał dzieciaki ze szkoły. Wpadło nam ważne spotkanie o 15, więc ja pewnie nie zdążę, a nie chcę żeby siedziały na świetlicy. To.. To daj znać, zadzwoń albo napisz, a jak nie możesz to poproszę Alę. To chyba tyle...

Marek, ja... To co wczoraj to... Nieważne. Miłego dnia!
.
.
.
- O rozmawiałaś z Markiem, dobrze słyszałam? Czyżby wszystko wracało na właściwe tory?
- Nie... Nic nie wraca na właściwe tory, wszystko się sypie. Chciałam z nim wczoraj porozmawiać. Powiedzieć mu wreszcie, jak bardzo żałuję tamtej cholernej nocy. Jak bardzo go kocham i jak bardzo nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale...
- Ale co? Ulka co jest? Co ty, płaczesz? No chyba się nie rozwiedziecie?
- Zadzwonił Artur... Nie wiem czego chciał. Marek to zauważył, odwrócił się i wyszedł. Aniu, on mnie naprawdę nienawidzi, a ja mu się wcale nie dziwię. Nie mogę na siłę go zatrzymywać przy sobie, muszę pozwolić mu odejść. Muszę zgodzić się na ten rozwód i pozwolić mu być szczęśliwym...

Jeśli chcesz odsłuchać wiadomość jeszcze raz, kliknij 2"

Cała Ula. Odłożyła telefon i zapomniała się rozłączyć. To zabawne, bo tyle razy Dobrzański podśmiewał się z niej i dogryzał pieszczotliwie, gdy nagrywała mu na sekretarkę coś, czego miał nie usłyszeć. A jednak przez tych 10 lat ona wcale się nie zmieniła. Na jego 35 urodziny Ula organizowała przyjęcie niespodziankę. Nikt miał się nie wygadać. I jak powtarzała, miała swoje sposoby żeby się dowiedzieć, kto nie wytrzymał, jeśli Marek by się dowiedział. Kombinowała jak mogła, żeby jej mąż niczego się nie domyślił i była w tym niesamowicie zabawna. Pewnego razu, obgadywała z Alą szczegóły przyjęcia, zapominając, że chwilę wcześniej nagrywała się Markowi i... wszystko wygadała. Co prawda Dobrzański wytrwale udawał, że o niczym nie wie, ale jednak wszystko się wydało. Była na niego śmiertelnie obrażona, że jej o tym nie powiedział. Nie raz przypominał jej podobne historie, bo uwielbiał ją nimi denerwować, a później przepraszać za swoje głupie żarty. Trzeba przyznać, że przepraszanie się bardzo dobrze im wychodziło.

Tym razem nie było jednak zabawnie. Marek miał mętlik w głowie. To, co usłyszał zwaliło go z nóg. Gdyby miał wskazać kilka najcięższych telefonów w jego życiu, to TEN sprzed chwili bez wątpienia znalazłby się w czołówce (obok telefonu z aresztu, w którym usłyszał druzgocące „Ja Cię zdradzam. Chcę rozwodu"). Odsłuchiwał tę wiadomość kilkanaście razy ze łzami w oczach. Nie mógł się na niczym innym skupić. Próbował ugotować obiad dla dzieci, ale gdy rozgotował trzecią porcję pierogów stwierdził, że to bez sensu. Cały czas miał w głowie jej słowa. „Jak bardzo go kocham i jak bardzo nie wyobrażam sobie życia bez niego". Tak długo unikał rozmowy z nią, uciekał przed nią, bo bał się tego, co może usłyszeć, a ona chciała mu powiedzieć jak bardzo go KOCHA? Jego? Niby usłyszał to na własne uszy, a jednak nie dowierzał. Przecież, jeśli się kogoś kocha to się go nie zdradza... Żałuje? Jednej nocy? Czyli to nie jest regularny romans? Fakt, zdrada to zdrada, ale zdecydowanie łatwiej mu zrozumieć jeden moment słabości. I zdecydowanie boli on mniej niż świadomość, że jego żona mogła pokochać innego mężczyznę.

Jednak najbardziej dobiło go jej ostatnie wyznanie. „Muszę pozwolić mu być szczęśliwym". To chyba największy dowód miłości. Mimo że go kocha, chce pozwolić mu odejść. Tak bardzo zależy jej na tym, żeby on był szczęśliwy. Ale przecież on potrafi być szczęśliwy tylko z nią. Przecież to z nią wszystko, a bez niej nic. Przecież bez niej nie ma jego. Musi z nią porozmawiać. Koniecznie. Dziś wieczorem. Szczerze. Bez żadnych kłamstw. Bez tajemnic. Muszą wyjaśnić sobie wszystko. To się nie może tak po prostu skończyć. Teraz to zrozumiał.

Zadzwonił do Rysiowa i spytał, czy dzieci mogłyby dziś u nich przenocować. Ala zgodziła się bez zawahania. Wierzyła, że skoro Ula i Marek chcą spędzić wieczór sami, to być może pojawia się dla nich jakieś światełko w tunelu. Jakaś szansa na to, że się dogadają. Jakaś nadzieja na przyszłość ich rodziny. Oni nie mogą się rozwieść. Zbyt mocno się kochają. Nie tylko ona o tym wiedziała.

To koniec?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz