Część 13

1K 24 21
                                    

Było chwilę po 22, kiedy Marek podjechał pod dom. Został jeszcze w aucie przez jakiś czas. Zanim wróci do domu musi złapać oddech. Oparł się o kierownicę i zastanawiał się nad tym, co powie Uli. Nie może tego przed nią ukrywać. Muszą o tym porozmawiać. Jutro. Dziś pewnie już śpi.

Wszedł po cichu do domu, żeby nikogo nie budzić.

- Marek? – wyszła z salonu i spojrzała na niego, a w jej oczach znów widział smutek.
- Ula... A ty nie śpisz? – powiedział odwieszając płaszcz.
- Czekałam na ciebie. Dlaczego nie odbierasz telefonu? Martwiłam się.
- Przepraszam – ucałował ją w czoło - Rozładował mi się.
- Jak Seba? Sytuacja opanowana?
- Nie byłem u Seby...
- Yhm. – odwróciła się i wróciła do salonu.

Marek poszedł za nią. Miała prawo mieć do niego żal. Zwłaszcza, że jeszcze wczoraj obiecywali sobie, że nie będą mieć przed sobą żadnych tajemnic. Już nigdy.

- Musimy porozmawiać. - powiedział niepewnie - Nawet nie wiem od czego zacząć... - patrzyła na niego przestraszona - Zrobię nam herbaty. – skierował się w stronę kuchni.
- Marek – złapała go za rękę – Nie przeciągajmy tego. Po prostu to powiedz.
- Co powiedz?
- To czego i tak się domyślam. Po co się oszukiwać?
- Ula, ale o czym ty mówisz?
- „Próbowałem, ale nie potrafię ci wybaczyć. Nie umiem ci zaufać. Nie umiem z tobą być. Nikt nigdy mnie tak nie zawiódł. To koniec." – te słowa ledwo przeszły jej przez gardło, ale czuła, że one i tak zaraz padną. Gdy tylko skończyła, zaczęła płakać – Przepraszam Marek...
- Ulka – uklęknął przed nią – Ula, kochanie. Csi – przytulił ją mocno i próbował uspokoić. Za każdym razem pękało mu serce, kiedy widział jak płakała – Jak ty w ogóle mogłaś tak pomyśleć – objął jej twarz swoimi dłońmi i uniósł jej głowę tak, by patrzyli sobie prosto w oczy – Kocham cię. Rozumiesz? – ucałował jej dłoń – I zawsze będę. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, jasne?

Nic nie odpowiedziała tylko ponownie wtuliła się w niego. Tylko tego teraz potrzebowała. Mieć go przy sobie i poczuć się bezpiecznie. Po tym, jak wyszedł układała sobie w głowie najgorszy scenariusz. Że wyszedł, bo nie mógł na nią patrzeć. Że wspomnienie o Arturze uświadomiło mu, że choćby bardzo się starał, już nigdy nie będzie potrafił na nią spojrzeć bez odrazy. Mimo że wyjaśnili sobie wszystko, że postanowili dać sobie kolejną szansę, to jednak miała wrażenie, że odkąd wrócili do domu coś się zmieniło. Bała się, że już nigdy nie będzie jak kiedyś.

- Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Nie wiem. Po prostu odkąd wróciliśmy do domu... czułam, że myślisz o czymś innym, że coś cię trapi. Że znów coś jest nie tak. Wieczorem jak wyszedłeś i nie odbierałeś, to pomyślałam, że zastanawiasz się, jak mi to powiedzieć.

Otarł kciukiem łzę spływającą po jej twarzy.

- Nigdy więcej tak nie myśl. Wiesz, że ja potrafię tylko z tobą... - złożył kolejny pocałunek na jej czole i poszedł do kuchni zrobić im herbatę. Czeka ich kolejna trudna rozmowa.

Postawił kubki na stole w salonie i usiadł na sofie obok Uli. Złapał ją za ręce i spojrzał na nią.

- Byłem u Artura...
- Co?! Po co?
- Musiałem. Jak go dzisiaj zobaczyłem koło domu... Nie mogłem z tym dłużej czekać. Już dawno powinienem był to zrobić. To nie może tak być, że za każdym razem kiedy usłyszę jego imię to mnie paraliżuje.
- Marek, ale...
- Ula. Musiałem, tak? Jeżeli ma być dobrze między nami, to nie mogłem uciekać przed tym spotkaniem. Chciałem, żeby dał nam święty spokój. Jak mi Julka powiedziała, że on codziennie biega koło naszego domu. On to robi specjalnie... Powiedział mi prosto w twarz, że czeka na to, żeby mi ciebie odebrać.
- Przecież wiesz, że tylko ty się liczysz... Do końca życia będę żałować tego, co się wtedy stało.
- To ja sobie nie wybaczę, że przez te wszystkie moje tajemnice pchnąłem cię do tego, żebyś tam poszła. Że czułaś się tak samotna, a on... on w przeciwieństwie do mnie to zauważył... Powiedział mi, jak się wtedy upiłaś. W jakim byłaś stanie. Że nie byłaś sobą. A on chciał ciebie wykorzystać.
- Marek... Proszę – znów płakała – Ja naprawdę nie chcę o tym słuchać. To był błąd... Brzydzę się sobą na samą myśl... Przepraszam...
- Zasnęłaś. – przerwał jej – Pocałowałaś go i zasnęłaś.

Przez chwilę milczeli. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. Nagle Ula zerwała się i pobiegła do łazienki. Marek poszedł za nią. Zobaczył ją klęczącą przy toalecie. Znów miała mdłości. Miała się oszczędzać. Nie denerwować. A on... Powinien był poczekać z tą rozmową. Ukucnął przy niej i przejechał dłonią po jej plecach. Przytuliła się do niego i wciąż płakała. Próbował ją uspokoić. Był wściekły na siebie. Miał o nią zadbać, a znów doprowadził ją do takiego stanu.

- Powinnaś się położyć. Przynieść ci coś? Potrzebujesz czegoś? – był naprawdę zmartwiony. Miał wyrzuty sumienia, że to przez niego – Mięty ci zrobię.
- Nie trzeba. – złapała go za rękę i zatrzymała przy sobie – Wystarczy, że jesteś. Wszystko jest w porządku, po prostu znów się zestresowałam. Czasem tak mam.
- Mówiłaś o tym lekarzowi?
- Marek, nic mi nie jest...
- To moja wina. Powinienem był poczekać z tą rozmową aż lepiej się poczujesz – usiadł koło niej na łóżku. – Przepraszam.
- To ja cię przepraszam. Za to wszystko.
- Csi. Ula. Nie rozmawiajmy już o tym. Nie teraz.
- Miałeś wrócić do sypialni... Wrócisz?
- Wrócę. – uśmiechnął się - Idę na dół po twoją miętę i po swoją poduszkę.

Zszedł na dół, a na jego twarzy wciąż rysował się delikatny uśmiech. Nie mógł go powstrzymać. Mimo że to był trudny dzień. Że dużo się wydarzyło. Jednak cudownie się kończy. Wraca do Uli. Już ostatecznie. Marek Dobrzański znów w sypialni Dobrzańskich. Z Urszulą Dobrzańską. Pogodzeni.

- Mięta dla ciebie, proszę bardzo. -podał jej kubek - I poduszka dla mnie.
- Dziękuję – uśmiechnęła się na widok poduszki, którą trzymał w drugiej ręce.
- Liczyłem na jakiegoś buziaka czy coś – udawał zawiedzionego.
- No niech ci będzie – cmoknęła go w usta.

Położył się obok niej wciąż nie dowierzając w to, co się dzieje. Jeszcze kilka dni temu był przekonany, że on... obok niej... już nigdy. Że ich razem już nie ma i nie będzie. A jednak. Jest cudownie.

Włożył rękę pod jej głowę, a ona wtuliła się w niego i wsłuchiwała się w bicie jego serca. Obojgu im tego brakowało. Wreszcie, po raz pierwszy od dawna, zasnęli ze spokojem. Szczęśliwi tylko dlatego, że drugie jest obok.

Obudził się rano wyspany i wypoczęty. Zadowolony. Wreszcie noc bez koszmarów z panem A.. Dziś to pewnie pan A. miał koszmary o panu Dobrzańskim i jego prawym sierpowym. Jednak kiedy otworzył oczy trochę się zaniepokoił. Rozejrzał się po pokoju i nie zobaczył ani Uli ani Antosia. Spojrzał na zegarek. 8:00. W sobotę. Więc gdzie oni są?

Zszedł na dół i usłyszał jak Ula „rozmawia" z Antosiem. Jak zwykle go to rozczuliło. Zawsze tak było, kiedy patrzył jak Ula zajmuje się ich dziećmi.

Podszedł do Antosia i ucałował go w główkę na przywitanie, a młody Dobrzański od razu się roześmiał.

- Ładnie to tak uciekać z łóżka zanim mąż się obudzi? – podszedł do Uli, objął ją w pasie i skradł całusa na dzień dobry. – Jak się czujesz? – spytał.
- Doskonale. Zwłaszcza teraz. – spojrzał na nią sugestywnie, a ona od razu domyśliła się, o co chodzi – Marek, mówiłam ci, że to wczoraj to tylko stres. Wszystko jest w porządku. – posłała mu delikatny uśmiech – Spróbuj. – dała mu do spróbowania kawałek ciasta, które przed chwilą wyciągnęła z piekarnika. Nawet nie chciał się zastanawiać, o której musiała wstać żeby je zrobić.
- Mmm, pycha. Z jakiej to okazji?
- Pomyślałam, że może po południu pojedziemy do Rysiowa? A głupio tak z pustymi rękami.
- Super pomysł. No dobra, a teraz zapraszam panią na kanapę, a ja się biorę za śniadanie.
- Będą te słynne omlety? – usiadła na krześle przy blacie. Uwielbiała oglądać Marka w kuchni.
- W końcu to moje popisowe danie, nie? – uśmiechnął się do niej, a ona wpatrywała się chwilę w jego urocze dołeczki.
- W takim razie idę budzić dzieciaki.

Siedzieli wspólnie przy stole, śmiali się i rozmawiali. Całą rodziną. Bo znów byli rodziną. Znów nie było tej napiętej atmosfery. Znów mogli celebrować takie małe momenty.

- Obłędne. - Kuba złapał się za brzuch - Ale się najadłem.
- Co jak co tato, ale omlety robisz idealne. – dodała Julka i zerknęła na Ulę i Marka. Byli podejrzanie zadowoleni, co nie umknęło uwadze młodej Dobrzańskiej - Tato, a ty spałeś dzisiaj w sypialni?– zapytała.
- Spałem – odpowiedział dumnie Marek.
- I teraz już zawsze będziesz tam spał? – dopytywał Kuba.
- Dopóki mnie mama nie wygoni - posłał Uli swój zadziorny uśmiech.
- Zawsze, zawsze – odpowiedziała Ula i zaczęła łaskotać Kubę, a Marek Julkę.

Rodzinne wygłupy przerwał im dzwonek do drzwi. Kuba podbiegł do okna sprawdzić, kto przyszedł.

- To wujek! – krzyknął.

To koniec?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz