Część 11

983 21 12
                                    

Dobrzańscy podjechali pod szkołę i wysiedli z samochodu. Marek wziął Antosia na ręce i spacerował z nim wokół auta.

- Mama! – krzyknęła Julka i podbiegła uściskać Ulę – Jak się czujesz, już jesteś zdrowa? Naprawili cię?
- Cudownie się czuję, bo was widzę. Wszystkich. Muah – ucałowała ją i Kubę na powitanie.
- I nie będziesz już więcej, no wiesz, chorować? – spytał zatroskany Kuba.
- Nie zamierzam. – uśmiechnęła się do nich – Za bardzo lubię z wami być.
- Halo, halo, a ze mną to się nikt nie przywita? – wtrącił Marek.
- Cześć tato – powiedziała Julka, po czym znów przykleiła się do Uli.
- No tak – zaśmiał się – z mamą dzisiaj nie wygram. Zapraszam do samochodu i wracamy do domu.

Po drodze zatrzymał się jeszcze w cukierni. Mieli dzisiaj swego rodzaju święto rodzinne, więc trzeba było to uczcić dobrym ciastem. Gdy wrócił do auta zauważył, że Ula śpi.

- Dobra dzieciaki, mama zasnęła, więc proszę o ciszę żeby jej nie obudzić, okej? – powiedział Marek i spojrzał sugestywnie na tylną kanapę.
- Okej, okej tato. – wyszeptała Julka.

Jechali w ciszy i tylko uśmiechali się do siebie. Gdy byli już przy ostatnim skrzyżowaniu od domu, Kuba zauważył swojego dawnego lekarza.

- Ooo, wujek Artur!
- Gdzie?! – odpowiedział nieco zdenerwowany Marek i ostro zahamował. Prawie przejechał na czerwonym świetle. Dobrzański, uspokój się. Tym autem jedzie cała twoja rodzina. Twój najcenniejszy skarb. 4 skarby. Nic im się nie może stać, rozumiesz? I to tylko dlatego, że znów na horyzoncie pojawił się ON.
- No tam biegnie, nie widzisz? – Kuba wskazał palcem na mężczyznę wybiegającego z ich ulicy.
- Widzę. – Marek był wściekły. Na samą myśl o doktorku się gotował. Gdyby Ula została w domu, byłby pewien, że Artur był u niej. Znów posądziłby ją o potajemne spotkania z kochankiem. A tak? Może niepotrzebnie się nakręca. Może to przypadek, że akurat tamtędy przebiegał.
- A może wujek Artur by z nami pobiegł w tym rodzinnym maratonie na wiosnę? No wiecie, mówiłam wam ostatnio. – zaproponowała Julka.
- Słucham?!
- No co, ostatnio sporo biega. Co chwila go widać, a to jak jedziemy do szkoły, a to czasem z okna w domu.
- Jak to z okna? Kiedy? – Nie wierzył w to, co słyszał. No nie. To na pewno nie był przypadek, że codziennie przebiegał koło ich domu. Co on sobie wyobraża?
- A na przykład wczoraj. Widziałam jak się rozciągał przed bramą. Myślałam, że do nas wejdzie, ale popatrzył tylko chwilę i pobiegł dalej. Dawno go u nas nie było. – zauważyła. To fakt, Julka była wyjątkowo spostrzegawcza. I często potrafiła zwalić rodziców z nóg swoimi rewelacjami. Jednak dzisiaj przeszła samą siebie. Marek aż zaniemówił.

- Kogo nie było? – odpowiedziała nieco zaspana Ula, którą obudziła ożywiona rozmowa w aucie.
- O, mama. Nie śpisz już?
- No nie śpię. – odwróciła się do nich z uśmiechem - Więc? Kogo dawno nie było?
- Wujka Artura. Wcale nas ostatnio nie odwiedza.
- I już nie będzie. - odpowiedziała stanowczo, a uśmiech natychmiast zniknął z jej twarzy. Chciała szybko uciąć rozmowę o nim. - Tłumaczyłam wam, Artur nie jest już naszym lekarzem, więc nie będzie już do nas przychodził. Zrozumiano? – spojrzała na Marka, który jednak znów unikał jej wzroku.

Gdy weszli do domu, Kuba i Julka pobiegli na górę odnieść plecaki do swojego pokoju, a Marek poszedł do salonu odłożyć Antosia do kojca. Ula poszła za nim.

- Marek? – miała wrażenie, że Dobrzański znów próbuje jej unikać.– Marek, spójrz na mnie.
- Słucham?
- Dlaczego się tak zachowujesz? Myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Wiem. Wiem Ula, przepraszam. Ja po prostu... nie mogę. Po tej wczorajszej rozmowie myślałem, że... że rozumiem. Że sobie z tym poradziłem. Że to już przeszłość, do której nie chcę wracać. Chciałem żeby wszystko między nami było jak dawniej. Nadal chcę. Wierzę, że mnie kochasz.  I ja ciebie też bardzo kocham. Ale... Na samą myśl o nim nogi mi się uginają. To wszystko do mnie wraca. Nie działam racjonalnie.
Z jej oczu znów popłynęły łzy. A było tak pięknie. Tak normalnie. Znowu Artur. Dobrze, jak nie za dobrze?
- Przepraszam Ula. – podszedł do niej i przytulił – Nie płacz, proszę cię. – otarł palcem łzy spływające po jej twarzy – Zachowuję się jak skończony palant, ale nic nie poradzę na to, że jestem o ciebie tak cholernie zazdrosny. Że jak go widzę, to to wszystko do mnie wraca. Nie mogę znieść myśli, że mógł mi ciebie zabrać... No już. W porządku?
- Marek... - uniosła głowę i spojrzała na niego - Wiesz, że tylko ciebie kocham.
- Wiem. – odpowiedział i oparł jej czoło o swoje usta. – Wiem Ula - próbował udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciał jej ranić. Sam cierpiał, widząc ją płaczącą. Miał świadomość, że oboje ponoszą winę za tę zdradę. Że gdyby był wobec niej w porządku, to nie szukałaby pocieszenia u Artura. A teraz? Przecież to nie jej wina, że Artur kręci się koło ich domu.

- To co, jemy? – spytał Kuba zbiegając ze schodów – Ehh, a wy się znowu przytulacie?
- Dołączysz do nas? – zaśmiał się Marek. Mimo niepokoju w głowie nie chciał psuć rodzinnej atmosfery.
- Yyy, nie, raczej nie. Dzięki.
- A ja tak! – krzyknęła Julka i przytuliła się do swoich rodziców.

Po obiedzie Julka i Kuba namówili rodziców na planszówki. Popołudnie upłynęło im więc na wspólnej zabawie. Śmiali się, rozmawiali, żartowali. Było zupełnie jak kiedyś. Rodzinnie. Beztrosko. Prawie. Ula zauważyła, że Marek często ucieka gdzieś myślami. Że jest podenerwowany. Wprawdzie Dobrzański próbował się maskować, co chwilę się uśmiechając lub łapiąc ją za rękę, jednak ona zbyt dobrze go znała.

Przed kolacją Marek poszedł położyć Antosia. Przy okazji chciał pobyć chwilę sam. Przemyśleć na spokojnie to, co dziś usłyszał. To co zobaczył i co nie dawało mu spokoju.

- Młody trochę pomarudził, ale zasnął. – powiedział, gdy wrócił do jadalni - Ja muszę jeszcze coś załatwić, nie czekajcie na mnie z kolacją. Kuba, Julka bądźcie grzeczni i nie zamęczcie mamy, okej? – spojrzał na nich porozumiewawczo - Pamiętajcie, że musi odpoczywać.
- Tato. Przecież wiemy – odpowiedział mu Kuba.
- Właśnie. Nie chcemy żeby znowu się zepsuła i poszła do szpitala. Rodzina ma być w domu! – dodała Julka, a Marek uśmiechnął się na te słowa i poszedł po płaszcz.

Ula zostawiła dzieci przy stole i poszła za nim do przedpokoju. Widziała, że coś jest nie tak.

- Marek? Coś się stało?
- Nie, dlaczego?
- Przecież widzę, że odkąd wróciliśmy do domu jesteś jakiś nieobecny. Znam cię... O co chodzi z tym wyjściem? Co to za ważna sprawa?
- Wszystko jest w porządku Ula. Okej? – próbował ją uspokoić - Nie masz się czym przejmować. Po prostu dzwonił Seba, ma jakąś ważną sprawę i muszę do niego pojechać na chwilę. Pewnie Violka albo Angelica znowu dają mu w kość. – uśmiechnął się do niej - Wiesz, jak jest. Pogadamy jak wrócę. Cześć. – ucałował ją w policzek i zamknął za sobą drzwi.
- Cześć. – odpowiedziała samej sobie i przejechała palcami po drzwiach. Czuła, że nie mówił prawdy. Otarła łzę spływającą po jej policzku i wróciła do dzieci.

- No dobra kochani, to na co macie ochotę? Naleśniki?
- Hmm... Nie obraź się mamo, ale w naleśnikach tata jest lepszy! Ale możemy dokończyć ciasto.
- Taaak! Poza tym, miałaś się nie przemęczać, a ciasto i tak już mamy. – dodała Julka.
- Ciasto na kolację? – Ula głośno się zastanowiła.
- Prosimy, mamo! – zrobili maślane oczy i Ula zupełnie nie mogła im odmówić. Co jak co, ale te błagalne spojrzenia na pewno mają po tatusiu. Nikt im się nie oprze.
- No dobrze, niech wam będzie. Ale nie przyzwyczajajcie się, to tylko dzisiaj. Zrobię wam kakao do tego.

Po kolacji usiedli we trójkę na kanapie. Kuba i Julka przytulili się do Uli, a ona czytała im bajkę.

- Dobrze, że znowu jesteś w domu, mamo – powiedziała Julka.
- Ja też się cieszę. Że w domu i że z wami.
- Szkoda, że taty nie ma – Kuba sprawiał wrażenie zawiedzionego.
- No szkoda. Ale tak czasami bywa, że dorosłym coś nagle wypadnie i muszą wyjść. Tata na pewno wolałby być teraz z nami – dała im po całusie – Dobrze, kochani, bo robi się późno. Pora do łóżek. Idźcie myć zęby, a ja zobaczę, czy Antoś śpi.

Ula zajrzała do Antosia żeby sprawdzić czy się nie obudził, a później opowiedziała Kubie i Julce bajkę na dobranoc. Na szczęście szybko zasnęli. Cały czas myślała o Marku. O nich. Chociaż Marek nie dawał tego po sobie poznać, bała się, że znów coś się psuje. A przecież dzisiaj było tak pięknie. Jak w bajce.

Zeszła do kuchni zaparzyć sobie herbatę. Nie zaśnie dopóki Marek nie wróci. Dopóki nie porozmawiają i nie upewni się, że wszystko jest w porządku. Dopóki nie dowie się, co go trapi. Poczeka. Minuty bez niego dłużyły jej się, mimo że po tylu latach powinna się już przyzwyczaić. A jednak. Między każdym "wychodzę" i "wróciłem" – nieskończoność. Wciąż aktualne. Jak to, że go kocha. Niezmiennie. Od 12 lat. I tak do końca życia. Bez niego nic.

Dochodziła 22, a Marek wciąż nie wracał. Zaczynała się martwić. Miał wyjść i szybko coś załatwić, a nie było go już od prawie trzech godzin. Zadzwoniła do niego, ale nie odebrał. Nagrała się tylko na sekretarce. Bajka się skończyła. Pora wracać do rzeczywistości.

Dobrze jak nie za dobrze...

To koniec?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz