Część 14

934 23 16
                                    

- Maciek?! – Ula odetchnęła z ulgą kiedy otworzyła drzwi.
- Też się cieszę, że cię widzę – odpowiedział jej przyjaciel – Stało się coś?
- Nie, dlaczego?
- Noo, wyglądasz jakbyś trupa zobaczyła.
- Jak ty coś powiesz. Wchodź. Co tam? Napijesz się kawy?
- Nie, wiesz co, przyszedłem tylko na chwilę i zaraz się zbieram. Mam tą analizę „skarpetkową" dla ciebie. Jedziemy zaraz do rodziców Ani na weekend, to pomyślałem, że wpadnę dzisiaj, bo jak cię znam to będziesz chciała to przejrzeć przed poniedziałkiem.
- Dzięki Maciuś. Jesteś najlepszy!
- No ba. A ty, jak się czujesz? No nie powiem, żebym spokojnie zasnął jak mi Ania powiedziała.
- Już wszystko w porządku, to tylko osłabienie.
- To dobrze... A z Markiem jak?
- Lepiej – uśmiechnęła się Ula – Nareszcie jest lepiej. Jest cudownie Maciuś.
- I to chciałem usłyszeć! – Szymczykowi też spadł kamień z serca - Widzę, że sporo mnie ominęło?
- Trochę... Naprawdę nie chcesz nawet kawy?
- Nie, nie. Ania z Karolkiem już czekają. Ale jak tylko wrócimy to do ciebie wpadam i wszystko mi opowiesz. Lecę.
- Udanego weekendu. Pa!

Po śniadaniu Marek poszedł się bawić z Kubą i Julką, a Ula pilnowała Antosia i postanowiła szybko posprzątać, żeby całe popołudnie móc spędzić z rodziną. Marek nie był zadowolony z tego pomysłu. Chciał jej pomóc, nie chciał żeby się męczyła. Poza tym, razem szybciej. Sprawniej. Lepiej. Jednak Ula uparła się, że zrobi to sama. Wiedziała, że dzieciaki potrzebują teraz spędzać dużo czasu z Markiem. Miała świadomość, jak bardzo go im brakowało przez ostatnie tygodnie. Jemu ich zresztą też. Poza tym, uwielbiała patrzeć na nich razem. Mieli ze sobą niesamowitą więź.

- Co robisz? – spytał Kuba, który zszedł na dół do Uli.
- Kończę właśnie z kurzami. Wstawię jeszcze pranie i zaraz do was idę – uśmiechnęła się do niego – A ty co tutaj? Czemu nie jesteś z Julką i tatą?
- Ehh, Julka namówiła tatę na kolorowanki i od godziny siedzą i malują jakieś księżniczki. Ja wymiękam.

Ula znów uśmiechnęła się pod nosem, gdy to usłyszała. Marek malujący księżniczki. To musiał być uroczy widok. Kiedy Julka była jeszcze mała zarzekał się, że dziewczęce zabawy to będzie domena Uli. Szybko jednak zmiękł, gdy tylko Julcia podrosła. Wystarczyło, że spojrzała na niego swoimi słodkimi oczkami, powiedziała „tatusiu" i był w stanie spełnić każdą jej zachciankę. W końcu była jego małą, kochaną księżniczką. Córeczką tatusia.

- Oj biedaku, haha – przytuliła go – I co, nudzisz się?
- Mogę pograć na consoli?
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł. Jest całkiem ładna pogoda, więc może pójdziemy razem na spacer?
- Taak! I na gofry?
- Hmm, powiedzmy, że mogą być i gofry. Dzisiaj przymykam oko na słodycze.
- Ale idziemy wszyscy? Całą rodziną? Tak jak kiedyś?
- Wszyscy bez wyjątku. – potargała mu włosy – Leć po tatę i Julkę, a ja pójdę przebrać Antosia.

Kuba i Julka byli przeszczęśliwi, że spędzają cały dzień z rodzicami. Nikt się nie spieszy. Nikt nie ucieka. Nikt się nie denerwuje. Nikt siebie nie unika. Wszyscy są razem i się do siebie uśmiechają.. Mali Dobrzańscy byli zbyt bystrzy, żeby nie zauważyć, że ostatnio między rodzicami nie działo się najlepiej. Zwłaszcza Kuba z trudem przyjmował wytłumaczenie o alergii. Domyślał się, że to, że tata nie śpi z mamą nie oznacza nic dobrego. Na szczęście teraz wszystko wracało do normy. Było nawet lepiej. Bo w końcu tata miał dla nich czas, a mama nie chodziła smutna. Wreszcie byli razem i mogli się cieszyć każdą wspólną chwilą.

Spacerowali po lesie niedaleko ich domu. Kuba i Julka biegali z przodu i rzucali się śniegiem, który spadł w nocy i który sprawił, że cała okolica wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Bajkowo. Marek jedną ręką objął Ulę, która przytuliła się do niego, a drugą dumnie prowadził wózek z Antosiem.

- Ale tu jest pięknie – zachwycała się Ula.
- Zupełnie jak wtedy, kiedy przyjechaliśmy oglądać ten dom. Pamiętasz?
- Pamiętam. I minę agenta też pamiętam, jak po niecałym kwadransie poprosiłeś go o klucze i od razu chciałeś podpisywać wszystkie papiery. Patrzył na nas jak na wariatów.
- Ej, haha. Co poradzę, że zwariowałem na twoim punkcie. Po prostu od razu poczułem, że to nasze miejsce. Że tu będą się wychowywać nasze dzieci. Że będziemy tu szczęśliwi.

Zatrzymał wózek i spojrzał w przepiękne oczy swojej żony.

- I nie pomyliłem się. Jestem najszczęśliwszy i to dzięki tobie. Dzięki WAM. Kocham Cię...
- Ja ciebie mocniej. – odpowiedziała mu Ula i cmoknęła go w usta, a on odwzajemnił jej gest czułym pocałunkiem.

- Zimno ci? – spytała zatroskana.
- Tylko trochę. Ale jak mnie całujesz to od razu się rozgrzewam – uśmiechnął się zadziornie licząc na kolejnego całusa.
- Tak mówisz?
- Yhm – skradł jej kolejnego buziaka.
- Ale myślę, że mam coś lepszego. Poczekaj chwilkę.

Schyliła się do torby przy wózku Antosia i wyciągnęła swój kolorowy szalik, który dostała od Marka na Mikołajki parę lat temu. Podeszła do niego i owinęła mu szyję.

- Cieplej?
- Cieplej. Ale chyba wolałem swoje rozwiązanie – objął ją i znów namiętnie ucałował.

- Halo, idziecie czy nie? – krzyknął Kuba, gdy zauważył, że rodzice zostali w tyle.
- Idziemy, idziemy. – odpowiedział Marek – Tylko uważajcie, bo jak was dogonimy to czeka was bitwa na śnieżki.

- Wiesz jak ja dawno się śnieżkami nie rzucałem? – szepnął do Uli. – Całe wieki!
- No tak mniej więcej od zeszłego roku – roześmiała się – Daj mi wózek i leć do nich. Tylko bez szaleństw, żeby nie skończyło się płaczem.
- Obiecuję, że nie będę płakał. – uśmiechnął się do niej i pobiegł do dzieciaków.

W drodze powrotnej wstąpili na obiecane gofry z bitą śmietaną i owocami. Usiedli na ławce, a Kuba i Julka opowiadali o tym, jak Marek nie miał szans w starciu z nimi.

- Mamo, ubrudziłaś się! – śmiała się Julka – Masz śmietanę na nosie.
- Jak zwykle – zaśmiał się Dobrzański i gdy tylko się do niego odwróciła zdążył zrobić zdjęcie do rodzinnego albumu – Będzie na pamiątkę!
- Marek, no...
- No dobra, pokaż mi się - wyciągnął chusteczkę i wytarł pozostałości po gofrach, po czym cmoknął ją w nos.

Gdy wrócili do domu Ula kazała im się szybko przebrać, żeby się nie przeziębili. Sama w międzyczasie zrobiła im gorącej herbaty z miodem i cytryną. Siedzieli przy stole, śmiali się i opowiadali wesołe historie. Uśmiech nie schodził Uli z twarzy. Cieszyła się, że wreszcie jest tak, jak dawniej. Że spędzają razem cały dzień na wspólnej zabawie i wygłupach, a później rozmawiają o wszystkim i o niczym. Że ich dom wreszcie kipi radością. Marek z kolei wciąż wpatrywał się to w Julkę i Kubę, to w swoją żonę trzymającą na kolanach Antosia. Nie mógł się napatrzeć na swoją rodzinę. Uświadamiał sobie jak wielkim jest szczęściarzem, że ich ma. Z nimi wszystko, a bez nich nic...

Odpoczęli jeszcze chwilę i pojechali do Rysiowa. Józef z Alą też nie mogli się doczekać ich odwiedzin. Martwili się o Ulę po tym jak trafiła do szpitala, ale nie chcieli męczyć jej swoimi odwiedzinami od razu kiedy wróciła do domu. Martwili się też o małżeństwo Dobrzańskich. W końcu nie wiedzieli jeszcze, że postanowili dać sobie szansę. Wciąż byli przekonani, że zamierzają się rozstać. Zwłaszcza Józef bardzo to przeżywał. Postanowił, że musi porozmawiać z Markiem. Jak mężczyzna z mężczyzną. Jak ojciec z synem.

To koniec?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz