Część 9

936 21 16
                                    

Marek odebrał Antosia z Rysiowa i pojechał po Kubę i Julkę do szkoły. Ula nie chciała, żeby cały dzień spędził w szpitalu. Widziała, że był bardzo zmęczony. Martwiła się o niego. W końcu niedawno to on leżał w szpitalu i to jemu lekarz zalecał odpoczynek. Dobrzańskiemu robiło się ciepło na sercu na myśl o tym, że jego żona się o niego troszczy. Znów czuł, że jest dla niej ważny, że zależy jej na nim. Znów czuł się kochany. Świadomość tego przywróciła mu chęci do życia. Dodawała mu siły, której bardzo potrzebował. Zwłaszcza, że teraz też on będzie musiał zadbać o swoją żonę. O swój najcenniejszy skarb. Jeden z czterech. Znał ją doskonale i wiedział, że Ula troszczy się o każdego, a zapomina o sobie. Ostatnio zwaliło się na nią sporo problemów. Na niego też. Na nich oboje. Krach na rodzinie. Ale teraz wszystko będzie łatwiejsze, bo... bo będą w tym razem. Razem będą stawiać czoła wszystkim problemom. Razem będą szukać rozwiązania. Razem tworzą najlepszy team. Razem są niepokonani. Razem. Jak oni w ogóle mogli pomyśleć o rozstaniu?

- Witam państwa, jak było w szkole? – spytał, gdy tylko jego starsze pociechy wsiadły do auta.
- Tato, no co ty – Julka spojrzała na niego z zażenowaniem – a jak mogło być w szkole? Nuuudy. Ale dostałam 6 z plastyki za rysunek rodziny. Pokażę wam w domu.
- Super! A ty młody jak tam?
- Spoko. Tylko mam tyle zadane z matmy, że masakra... - młody Dobrzański złapał się za głowę.
- Spokojnie szefie, damy radę. Zjemy kolację i ci pomogę.
- Mama będzie miała co po nas sprawdzać wieczorem. – zaśmiał się Kuba.
- Jak zwykle – skomentowała Julka, która zawsze, chociaż nieświadomie, wbijała ojcu szpilę, że Ula musi po nim sprawdzać matematykę.
- Ejej, nie bądź taka bystra. Tatuś specjalnie tak robi, żeby mama też mogła się wykazać. – Marek próbował zachować powagę i ratować swój honor, ale nie wytrzymał długo i sam się roześmiał.

Wrócili do domu żartując i przedrzeźniając się całą drogę. Marek zabrał się za odgrzewanie kolacji. Nie miał czasu nic ugotować, dlatego postawił na klasykę w domu Dobrzańskich. Pierogi. Swoją drogą, otwierając lodówkę sam się zdziwił jak duże mają zapasy. To tylko dodatkowo mu uzmysłowiło, w jak słabej formie była ostatnio Ula. Jak przeżywała całą tę sytuację. W końcu zawsze, gdy była smutna, lepiła pierogi. A stan zamrażarki świadczył o tym, że musiała być bardzo smutna. Jak nigdy wcześniej.

- A nie czekamy na mamę? – spytał Kuba kiedy wszedł do kuchni.
- Zawołaj Julkę, musimy porozmawiać.
- Julka! Chodź tutaj, wyczuwam kłopoty...

Młoda Dobrzańska na słowo „kłopoty" odłożyła rysowanie i natychmiast przybiegła do jadalni.

- Rozwodzicie się?
- Nie. Co?! Słucham?! – Marek aż się zakrztusił na te słowa. Julka, jak ty coś wymyślisz...
- No co. Ola mi dzisiaj powiedziała, że jak jej rodzice przestali ze sobą spać i coraz mniej rozmawiali, to to nie była żadna alergia, tylko rozwód.
- Julcia, posłuchaj – ukucnął przy niej Marek – Nikt się nie rozwodzi, okej?
- Jasne. Ściemniać to my, ale nie nas tato!
- Tato, to prawda? Podobno w tym domu się nie kłamie, sami nas uczyliście... Więc?
Kuba i Julka byli bliscy płaczu. Ich rodzina się rozpada? Już od dłuższego czasu widzieli, że między rodzicami coś jest nie tak. Że nie spędzają ze sobą czasu. Że nie wychodzą razem. Że już nawet się nie przytulają. Ale przecież Ula wyjaśniła im, że nie ma żadnego rozwodu. Niby tak. Ale później w ogóle przestali ze sobą rozmawiać. Alergia?
Marek usiadł na krześle i posadził Kubę i Julkę na swoich kolanach.
- Posłuchajcie mnie. Nikt się nie rozwodzi, okej? Macie moje słowo – odpowiedział im i pocałował w czoło.

Jak dobrze, że Julka nie konsultowała się z tą swoją koleżanką kilka dni wcześniej. Serce zaczęło mu bić szybciej na samą myśl o tym, jak wyglądałaby wtedy ta rozmowa. Mógł przemilczeć, odwlekać to, udawać jeszcze przez jakiś czas. Ale gdyby zapytała wprost? Rozwodzicie się? Nie mógłby kłamać. Musiałby powiedzieć prawdę. Rozstajemy się z mamą. To koniec naszej rodziny. Musiałby zburzyć ich świat. Swój świat. Bez wyjaśnienia. Bez walki. Pozbawiłby złudzeń siebie i Ulę. Było naprawdę blisko, by po tej rodzinie zostały tylko wspomnienia. Jak dobrze, że się w porę opamiętali. Może los jednak się do nich ponownie uśmiecha?

- Tato! Jesteś tu? – Julka wyrwała go z zamyślenia.
- Jestem jestem. Słucham?
- Pytałem gdzie jest mama i dlaczego na nią nie czekamy z obiadem?
- Mama jest... mama jest w szpitalu.
- Jak to?! Co jej się stało?! – odpowiedzieli przerażeni.
- Spokojnie, okej? Nic się nie dzieje, to nic poważnego – odpowiedział. Drobne kłamstewko, ale w słusznej sprawie. Nie może ich niepotrzebnie denerwować.
- Jednak będziemy mieli brata?
- Zwariowałeś? Raczej siostrę – dorzuciła Julka.
- Nie! – krzyknął przestraszony Marek – To znaczy, nie. Mama nie jest w ciąży. Po prostu, muszą jej zrobić trochę badań, ale jutro do nas wraca.
- I nic jej nie będzie? – spytała zapłakana.
- Nie. Wszystko będzie z mamą w porządku, bo wie, że czekamy na nią w domu.
- I nie pozwolisz jej umrzeć? – Kuba też ledwo powstrzymywał łzy, chociaż nie chciał tego pokazać.
- Obiecuję! No już, spokojnie. Chodźcie tu do mnie – przytulił ich. Chciał, żeby czuły się bezpiecznie.

- Możemy do niej pojechać? Teraz?
- Dzisiaj już raczej nie. Jest późno i nie wpuszczają już nikogo w odwiedziny... Ale jak zjecie kolację to zadzwonimy do mamy. Na pewno się ucieszy, bo jak ją znam, to bardzo za wami tęskni.
- I my za nią też.

Kiedy Marek sprzątał po kolacji, Kuba i Julka przejęli jego telefon i w salonie rozmawiali z Ulą. Marek słyszał tylko fragmenty ich rozmowy i śmiechy. Wesoła rodzinka. Jego rodzinka. Rodzinka Dobrzańskich. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie mógł się doczekać jutra. Aż znów usiądą razem do stołu. Aż znów będą rozmawiać bez tej napiętej atmosfery. Aż znów będzie mógł przy każdej okazji bez pohamowania wpatrywać się w swoją Ulę.

- Kocham was najmocniej na świecie! – mówiła Ula.
- A tatę też? – dopytywała Julka, jakby chciała się upewnić, że z tym rozwodem to na pewno fałszywy alarm. Niby wierzyła Markowi, ale jednak wolała mieć potwierdzone informacje.
- Tatę też...
- A kto tu mnie obgaduje? – dodał Marek, który akurat wszedł z Antosiem do salonu.
- Nikt tato. Mama po prostu mówiła, jak bardzo za nami tęskni i nas kocha. Ciebie też – uśmiechnęła się młoda Dobrzańska.
- Ja ją też bardzo kocham. - spojrzał w kamerkę i uśmiechnął się do niej. - I mam tu jeszcze jednego małego szkraba, który też bardzo mamę kocha i za nią tęskni.
Z oczu Uli popłynęły łzy. Bardzo chciała być teraz z nimi. Spędzać ten wieczór wspólnie. Śmiać się, bawić. Po prostu cieszyć się nimi.

- No dobra dzieciaki, nie męczcie już mamy, bo mama musi odpocząć, a na was też już najwyższa pora do spania.
- Tato, jeszcze chwilkę, prosimy.
- Tata ma rację, idźcie spać, bo nie wyśpicie się do szkoły. I nie zapomnijcie umyć zębów. – uśmiechnęła się do nich – Kocham was! Miłych snów! – pomachała na pożegnanie i rozłączyła się.

Marek uśpił Antosia i położył go w łóżeczku w pokoju gościnnym. Fakt, wyjaśnili sobie dzisiaj z Ulą wiele. Można powiedzieć, że się pogodzili, chociaż wciąż wiele rozmów przed nimi, aby było jak dawniej. Mimo to nie chciał spać jeszcze dzisiaj w sypialni. W ich wspólnej sypialni. Sam. Poczeka na Ulę. Do jutra. Jutro będzie cudowny dzień. Dziś też było dobrze, ale jutro będzie jeszcze lepiej. Jutro Ula wraca do domu. Jutro on wraca do sypialni. Jutro znów będą razem. Jutro będzie najlepiej. Najpiękniej. Najcudniej. Uśmiechnął się, bo uświadomił sobie, że znów patrzy z nadzieją w przyszłość. Przez ostatnie tygodnie żył w przekonaniu, że wszystko co dobre już minęło, a teraz... Teraz znów wierzy, że jeszcze wiele pięknych chwil przed nim. Przed nimi.

To koniec?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz