Rozdział 13

241 18 0
                                    

Zeszliśmy na dół. Ja trzymałam się trochę z tyłu. Nie wiedziałam, ile słyszała Ethel i było mi trochę głupio.
Brunetka stała w kuchni obok swojego siostrzeńca i oboje z rozczuleniem wpatrywali się w kociaki, które z apetytem pałaszowały jakiś przysmak z ustawionych w rządku spodków od filiżanek do kawy.
- Mogę jednego podarować swojej dziewczynie? - zapytał Ted, gdy tylko ujrzał Adama.
- Którego chcesz? - odparł brunet.
- Ten biały mi się podoba. - młodszy popatrzył na kotki.
- Ten biały jest nasz. - odpowiedział Knox, zanim zdążyłam nabrać powietrza w płuca. - Szarego chce moja moja matka. Zostaje Ci czarny w białych skarpetkach i biało-rudy. - chłopak popatrzył po zwierzakach i uśmiechnął się szeroko.
- Ten w skarpetkach. Emi się spodoba.
- To jest ona. - w końcu udało mi się wtrącić do rozmowy.
- Jeszcze lepiej. - Ted wziął kotkę na ręce, a ta od razu ułożyła się na jego przedramieniu. - Nazwę ją Blackie.
- Musimy jeszcze pojechać do zoologicznego. - powiedział Adam, patrząc na kota w ramionach Teda.
- To zaraz pojedziemy. - przysunęłam się bliżej i objęłam go w pasie. - Ted, możesz zabrać Blackie do swojej dziewczyny. Tylko zapakuj ją w jakiś koszyk, żeby nie biegała po aucie w trakcie jazdy. Do poniedziałku rano masz wolne. Bawcie się dobrze i pozdrów Emi. - gadałam jak nakręcona, udając, że nie widzę uniesionej brwi i zdziwionej miny Adama. Bawiła mnie ta sytuacja, ale starałam się zachować powagę. - Zjemy coś i pojedziemy do sklepu. - ciągnęłam.
- To ja wam podam obiad. - Ethel jakby obudziła się z letargu.
- Super. - uśmiechnęłam się. - A my w tym czasie zrobimy listę, co trzeba kupić. - pociągnęłam bruneta w stronę salonu.
Ted nie słysząc słowa sprzeciwu z ust szefa, pożegnał się, życzył wszystkim udanego weekendu i wyszedł z domu z kotem zapakowanym w koszyk piknikowy.
- Widzę, że się zadomowiłaś.- szepnął brunet, przygryzając płatek mojego ucha.
- Daj młodym trochę czasu na miłość. - odparłam, wywijając się z jego ramion.
- A bo my to niby starzy jesteśmy? - zapytał z udawanym oburzeniem.
- Ja nie, ale Ty dobiegasz trzydziestki, więc chyba czas pomyśleć o balkoniku. - pisnęłam i uciekłam przed Adamem.
- Zaraz Ci mogę jeszcze raz pokazać, na co stać tego emeryta. - wskazał na siebie z szelmowskim uśmiechem., a ja oblałam się rumieńcem.

Po obiedzie, z listą w ręku pojechaliśmy do sklepu zoologicznego. Knox zachowywał się trochę jak mały chłopiec w sklepie z zabawkami i musiałam mu perswadować pewne wybory, chociaż niektórych rzeczy i tak nie dał sobie przetłumaczyć. Więc kupił największy drapak jaki był i dwadzieścia różnych zabawek. Do tego koszyk do spania, miski, jedzenie, transporter, kuwetę, żwirek i trzy obroże. Zadowolony z siebie i zakupów zapłacił rachunek i wróciliśmy do domu, gdzie jak się okazało, ekipa ze sklepu już wypakowywała zakupy.

W salonie zastaliśmy zapłakane Evelyn i Ethel, które na nasz widok poderwały się na baczność, by się z nami przywitać, z trochę zbyt wymuszonym entuzjazmem i ukradkiem ocieranymi łzami.
- O, widzę, że Adama wpuścić do zoologicznego, to jak jego ojca. - zaśmiała się Evelyn, na widok ekipy wnoszącej ogromny drapak do salonu. - Jak tylko mu powiedziałam, że będziemy mieć kota, od razu poleciał wykupić pół zoologicznego.
- Jak widać, nie daleko pada jabłko od jabłoni. - zaśmiałam się, puszczając brunetowi oczko.
Po chwili, jak na hasło do domu wszedł Paul, taszcząc różowy transporter.
- To która to ta nasza Księżniczka? - zapytał, zaglądając do pudła, gdzie spały przytulone do siebie kotki.
- Ta szara. - odparła jego żona. - Chyba właśnie znalazłeś dla niej imię, kochanie. - pocałowała go w policzek. Mężczyzna wypiął dumnie pierś i wyjął zaspaną kotkę z kartonu, unosząc na wysokość swojej twarzy.
- Cześć Księżniczko. - zagadał do zwierzaka, po czym ją przytulił.
- Nie wiem, czy już powinnam być zazdrosna, czy jeszcze poczekać. - szepnęła do mnie Evelyn, na co obie parsknęłyśmy śmiechem. - To miał być mój kot. - dodała na głos, z udawaną pretensją.
- No to została nam jedna gwiazdeczka, która potrzebuje domu. - odezwała się Ethel, patrząc na biało-rudą kotkę, a mnie w tym momencie olśnienie poraziło niczym piorun.
- Już wiem komu ją dać. - aż klasnęła w dłonie - Będę potrzebować transporter i samochód. - spojrzałam wymownie na Adama, który tylko pokiwał głową i wyszedł z salonu, by po chwili wrócić z kluczykami w ręku.

Godzinę później schodziłam do podziemnego garażu Adama. Nie chciał mi powiedzieć, jakie auto mam wziąć. Postanowiłam użyć pilota, by zobaczyć który "zapika".
Szczęka spadła mi na beton i długo nie byłam w stanie jej podnieść, gdy zobaczyłam auto, do którego kluczyki dał mi Adam.
Może nie jestem jakąś superfanką motoryzacji, ale czerwona Toyota GR Supra z białą skórą wewnątrz sprawiła, że na prawdę na chwilę zapomniałam o obowiązku oddychania.
Usiadłam za kierownicą i napawała się dotykiem i zapachem tego cuda. Gdyby nie kot, który zaczął miauczeć, pewnie bym w ogóle nie odpaliła silnika. Dźwięk, który wydała maszyna, był cudowną muzyką dla moich uszu.
Jak się szybko przekonałam, prowadzenie Supry było niesamowite. Aż mnie ścisnęło w dołku, że nigdy nie będzie mnie stać na takie auto. Pasowała do mnie idealnie.
Podjechałam pod swoją kamienicę i zaparkowałam na miejscu dla lokatorów. Nie chciałam
zostawiać auta na ulicy. Bałam się, że ktoś je ukradnie albo uszkodzi. Nawet zostawiając je na prywatnym parkingu, oglądałam się pięć razy, zanim weszłam do budynku. Jak by coś się stało z samochodem, chyba bym umarła. Przecież ja przez całe życie nie zarobię na takie cudo.
Z transporterem w dłoni ruszyłam do windy. Czułam się jakoś dziwnie, obco. Już nie miałam poczucia, że wracam do domu, jak zazwyczaj. Wystarczył tydzień w domu Adama, bym poczuła się w nim u siebie. No cóż, do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. Trudniej będzie wrócić do normalności, gdy ta przygoda się skończy.
Na razie jest dobrze. Adam mi powiedział, że chce mnie w swoim życiu, że się we mnie zakochał. Ale, no właśnie, zawsze jest jakieś "ale...". Boję się, że to wszystko jest zbyt piękne, aby było prawdziwe i trwało wiecznie. Cały czas mam z tyłu głowy głos, który mi powtarza, że z Adamem łączy mnie tylko umowa i nie mogę się przywiązywać bo to się za jakiś czas skończy.
No tak, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Pierwszy raz od la poczułam się na prawdę bezpieczna. Pierwszy raz, odkąd zaczęłam pracować w firmie Knox International Co. uprawiałam z kimś seks i szczerze mówiąc, pierwszy raz w życiu był tak nieziemski. Już po tygodniu nie wyobrażam sobie spania bez Adama, bez jego fenomenalnego zapachu oraz siły połączonej ze spokojem, którymi emanuje. Czy będę potrafiła kiedyś zostawić to wszystko i wrócić do swojego dawnego życia? Nie wiem. Na razie, mam zamiar cieszyć się tym, co jest teraz i czerpać z tego pełnymi garściami, póki mam okazję. Dzisiejsza wizyta Camilli uświadomiła mi, że jestem w tym świecie przez przypadek i tylko na chwilę, a moja sytuacja może się zmienić diametralnie w każdej chwili.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz