Rozdział 14

245 19 1
                                    

Pogrążona w myślach wysiadam na piątym piętrze. Nie idę jednak do swojego mieszkania, tylko zatrzymuję się przed drzwiami mieszkania obok. Odrzucam na bok niewesołe myśli i przywołuję na twarz uśmiech. Podnoszę rękę i naciskam dzwonek.
Kiedy drzwi się uchylają, mój uśmiech się poszerza i to całkiem szczerze.
Stoję na przeciw niskiej, korpulentnej kobiety o przenikliwym spojrzeniu.
- Dobry wieczór pani Lugiani.- witam się z gospodynią, lecz nim skończę wypowiadać to zdanie, zostaję porwana w ramiona sqtarszej pani. Nim się obejrzę, siedzę na kwiecistej kanapie z kubkiem herbaty w dłoni.

Sophia Lugiani urodziła się w Nowym Jorku. Jej rodzice poznali się na statku, którym jako bardzo młodzi ludzie przypłynęli do Ameryki z Włoch.
Swojego męża, Ernesto, poznała na swojej pierwszej potańcówce, na którą zabrał ją jej starszy brat.
Pobrali się po roku znajomości. Urodził im się syn, Eduardo. Kiedy chłopiec miał siedem lat, Ernesto zginął w wypadku na budowie, gdzie pracował. Sophia imała się różnych prac, by utrzymać siebie i syna oraz dać mu dobre wykształcenie.
Eduardo został inżynierem architektem. Matka była z niego bardzo dumna.
Niedługo po obronie dyplomu dostał propozycję pracy w Tokio. Kontrakt miał trwać trzy lata. Jednak chłopak poznał w Japonii dziewczynę, z którą się ożenił i został w Japonii na stałe.
Para ma córkę w moim wieku o imieniu Keiko. Sophia widziała wnuczkę tylko trzy razy w życiu. Wydaje mi się, że ona strasznie tęskni za rodziną, dlatego poniekąd utożsamia sobie mnie ze swoją wnuczką i na mnie przelewa swoją miłość i troskę.
Chociaż, jeszcze kiedy byłam studentką i ledwo wiązałam koniec z końcem, moja włoska sąsiadka niejednokrotnie uratowała mnie od śmierci głodowej. I to dosłownie. A gotuje bosko. Teraz, kiedy posmakowałam kuchni Ethel, miałabym problem zdecydować, która jest lepszą kucharką, ale odkąd posmakowałam dzieł pani Lugiani, była dla mnie mistrzynią.
Z zamyślenia wyrywa mnie ruch w transporterze.
- Mam dla pani prezent. - uśmiecham się szeroko. - Wiem jak tęskni pani za swoją Coco. Dlatego postanowiłam podarować pani ją. Reszta jej rodzeństwa znalazła domy, a ja wiem, że u pani będzie miała raj na ziemi. Wyciągam biało-rudą kotkę z klatki, a brązowe oczy pani Sophia zachodzą łzami. Wyciąga ręce po zwierzaka i z czułością przytula do siebie.
- Bella. - kobieta delikatnie głaszcze miękkie futerko. - Nazwę Cię Bella. - siada w fotelu, a kotka natychmiast zwija się w kłębek na jej kolanach. - Opowiadaj co u Ciebie. - kobieta skupia całą swoją uwagę na mojej osobie.
Opowiadam jej wszystko, szczerze i do bólu prawdziwie. O wszystkim, co się działo w ciągu ostatniego tygodnia. Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie potrafiłam tej kobiety okłamać. A kiedy chciałam coś przed nią zataić, nie wiem jak, ale i tak zawsze wszystko ze mnie wyciągnęła. Była jedyną osobą, która znała całą prawdę o mnie. Nigdy mnie nie osądzała i nigdy nie zrobiła nic wbrew mnie, chociaż wiem jak bardzo chciała zgłosić gdziekolwiek, jak Jake postępuje ze swoimi podwładnymi zwłaszcza ze mną.
Z mieszkania pani Lugiani wychodzę po dwóch godzinach. Z pustym transporterem, za to wyściskana, z pudełkiem domowych bułek z borówkami i błogosławieństwem Włoszki dla mojego związku z Adamem.
Muszę przyznać, że ta energiczna starsza pani na prawdę stała się najbliższą mi osobą, odkąd przyjechałam do Nowego Jorku.
Kiedy wracam do rezydencji, cały dom jest pogrążony w mroku. Tylko z gabinetu Adama pada wąską smuga światła przez uchylone drzwi. W kuchni, po ciemku nakładam na talerzyk dwie bułki i idę do jedynego oświetlonego pomieszczenia.
Bruneta zastaję przy biurku, zawzięcie stukającego w klawiaturę.
-  Hej, co robisz? - zagaduję, stawiając talerzyk na blacie.
- Przygotowuję zarys naszej pomocy rodzinie Abrahama. - odpowiada, nie podnosząc wzroku znad ekranu. - Z kim trzeba się spotkać, jakich formalności dopełnić itd.
- Acha. - odpowiadam niezbyt inteligentnie.
- Chciałbym żebyś to Ty tym sie zajęła. - podnosi pełen powagi wzrok.
- Ja?- czuję jak oblewam się rumieńcem, a moje oczy robią się wielkie.
- Ty wybrałaś tę rodzinę. - uśmiecha się do mnie. - Poza tym, nie chcę żebyś się nudziła w domu.
- Ale ja się na tym nie znam. - jąkam się. - Nigdy nie robiłam takich rzeczy.
- Dlatego robię listę, z kim należy się spotkać. Będziesz miała cały sztab doświadczonych ludzi do pomocy. Ja wierzę w Ciebie i twoją intuicję. - wtedy jego wzrok pada na talerzyk na blacie biurka. - Co to? - pyta, porzucając dotychczasowy, interesujący mnie temat.
- Prowiant od mojej sąsiadki, której zawiozłam ostatnią kotkę. - mężczyzna sięga po bułkę, a kiedy czuje jej smak, na jego twarzy rozlewa się zachwyt. - Widziałeś gdzieś Olafa? - pytam powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Wtedy mężczyzna odsuwa się z fotelem na kółkach od biurka i dostrzegam kotka wciśniętego między udo bruneta i bok fotela.
- Długo szukał sobie miejsca, po czym ułożył się tutaj. - delikatnie siadam na kolanach Adama, tak by nie obudzić kotka.
- Na prawdę uważasz, że sobie poradzę z pomocą dla Abrahama i jego dzieci? - pytam, kładąc głowę na ramieniu mężczyzny.
- Nie mam żadnych wątpliwości. - odpowiada Knox, całując mnie w policzek. - Nie bój się. Postaram Ci się pomóc. - odpowiedzi tylko ziewnęłam. - Idź spać. To był długi dzień, pełen emocji. Niedługo przyjdę. - tym razem to ja pocałowałam jego w policzek i zeszłam z jego kolan, przy okazji zabierając zaspanego i zdezorientowanego Olafa. -  Te bułki są nieziemskie. - usłyszałam jeszcze, zanim wyszłam z pomieszczenia.

Adam

Wchodzę po cichu do sypialni. Dorothy śpi. Jej piękne kasztanowe włosy rozsypane na poduszce stanowią ciemne tło dla jej jasnej skóry. Niesamowite jak przez tydzień ta kobieta zmieniła moje życie.
Kiedy dzisiaj zobaczyłem Camillę byłem wściekły. Jak ona śmiała się tu pokazywać. To ona ze mną zerwała. Zdeptała mnie jak robaka. Nie wierzę w szczerość jej uczuć. Po prostu zobaczyła, że przy mnie może się wylansować. Jeśli nie byłaby dostrzegana jako aktorka, na pewno już jako moja narzeczona tak.
Byłem w takim szoku, że nie zauważyłem kiedy Dory wyszła. Odkleiłem Camillę od siebie i kazałem wyjść. Zaczęła krzyczeć, że znalazłem sobie kiepską namiastkę jej i że Dory nie dorasta jej do pięt. Patrzyłem na kobietę, z którą byłem prawie trzy lata i zastanawiałem się, co mi się w niej podobało. Sztuczne rzęsy i paznokcie, wściekle czerwona szminka i ta kiecka. Co z tego, że droga, skoro bez klasy i taka wyzywająca. Patrzyłem na Camillę i wydała mi się tak ordynarna i przerysowana, że aż kłuło w oczy.
To ona nie mogła się porównywać z Dory. Z moją piękną, naturalną Dory.
Kiedy wszedłem do sypialni, jej słowa mnie zmroziły. Bałem się, że ona na prawdę odejdzie, a ja już nie chciałem nawet próbować wyobrażać sobie życia bez niej. Postawiłem wszystko na jedną kartę i wyznałem jej wszystko, co do niej czuję. I nie żałuję. Teraz będę ją upewniał w swoich uczuciach każdego dnia. A seks? To było najlepsze doznanie w moim życiu. O niebo lepsze od moich wyobrażeń.
Patrzę chwilę na moją anielicę i z bananem na ustach idę wziąć szybki prysznic. Kiedy chcę się położyć, okazuje się, że na mojej poduszce śpi kot.
- To moje łóżko, moja poduszka i moją kobieta. - mówię szeptem do wyraźnie oburzonego zwierzaka, gdy przenoszę go na fotel.
Kładę się i wtulam w miękkie, ciepłe ciało kobiety, zaciągając jej słodkim zapachem. Ona wtula się we mnie, mrucząc coś niezrozumiałego. Oj tak, umarłem i trafiłem do raju.
- Kocham Cię Dory i zrobię wszystko byś w to uwierzyła. - całuję ją w czubek głowy.
Zanim zapadnę w sen słyszę jeszcze mruczenie i ciepło za plecami. Chyba jednak Olaf zdecydował, że nie zamierza spać sam na fotelu.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz