Rozdział 9

275 19 0
                                    

Budzę się znowu sama. Po nocy pełnej dziwnych snów, mam nie najlepszy nastrój. Najgorszy był sen, gdy Adam autem uderzył w drzewo. Bałam się, to mało powiedziane. Byłam przerażona. Chyba płakałam przez sen bo gdy otworzyłam oczy, widziałam twarz Adama. Uspokajał mnie. Mówił, że zawsze będzie przy mnie. A może to też mi się śniło?
Bruneta nie ma w łóżku. Szkoda. Po tych głupich snach, chciałabym się do niego przytulić i upewnić, że to tylko sny i jemu nic nie jest.
Zerkam na zegar. Wskazuje wpół do dziesiątej. Adam już jest w pracy.
Podnoszę się i widzę kartkę na jego poduszce.

Nie chciałem Cię budzić. Tak słodko spałaś.
Dzisiaj Ethel ma wolne więc musimy sami sobie robić jedzenie. - prychnęłam rozbawiona. Jak by to była dla mnie jakaś nowość. - Pamiętaj kupić jakieś zabawki dla tych dzieci na jutro. Karta i PIN leżą na komodzie.
Życzę Ci, byś miała radosny, spokojny dzień. I nie czytaj gazet.
Mam do Ciebie kilka pytań, ale porozmawiamy wieczorem.

                  Całuję. Adam.

Ciekawe, o co chcę zapytać. Wzruszam ramionami i wychodzę z pokoju. Pewna, że w domu jestem sama, schodzę do kuchni boso i w samej piżamie.
Ku mojemu zaskoczeniu, na stołku przy wyspie siedzi Ted i gapi się na mnie z rozdziawionymi ustami. Ja chyba na niego patrzę w ten sam sposób.
- Już wychodzę. - duka, gdy odzyskuje głos.
- Spoko. Mi nie przeszkadzasz. - odpowiadam z uśmiechem i ruszam do magicznej maszyny, zwanej ekspresem do kawy.
- Jasne. - prycha. - A szef mi urwie jaja, jak się dowie, że się gapiłem na jego dziewczynę ubraną tylko w piżamę. - wywracam oczami i zakładam na siebie czarną rozpinaną bluzę Adama, która wisi na oparciu krzesła. Zaciągam się zapachem bruneta i czuję mrowienie w dole brzucha.
- Tak lepiej? - pytam i otwieram lodówkę. - Jadłeś śniadanie? - chłopak coś tam mruczy pod nosem więc wyciągam patelnię i składniki. Kilka minut później stawiam przed nim talerz jajecznicy i tosty. Sama siadam po drugiej stronie. - Poza tym, szef nie musi o wszystkim wiedzieć. Zresztą, moją największą tajemnicę już zna. Jeśli to nie spowodowało, że ode mnie uciekł, to jakoś przetrawi nasze wspólne śniadanie. - chłopak milczy dłuższą chwilę, choć widzę, że chce o coś zapytać. - No pytaj. - rzucam, zabierając talerze do zmywarki.
-To dlatego chodzisz do psychologa? - pyta cicho.
- Przez Adama? Nie. - odpowiadam. - Przez mój największy sekret? Tak. - on tylko kiwa głową i już się nie odzywa. Dopija kawę i mówi, że idzie na obchód. Zostawia mnie samą, a ja wpadam na pewien pomysł. Biegnę na górę po telefon i wysyłam SMS do Adama:

Dla większości ludzi gotowanie, to nie jest mega wyczyn. Dzisiaj ja robię kolację. Nie spóźnij się.
Dory.

Nigdy nie lubiłam tego zdrobnienia, ale odkąd on mnie tak nazywa, zaczęło mi się podobać.
Po chwili przyszła odpowiedź :

Tylko nie spal kuchni... XD. Już jestem głodny.

Oż Ty!
- Zakład, że moja kolacja będzie pyszna? Kto przegra, zmywa po niej ręcznie.

- Stoi.

Z uśmiechem na twarzy pobbiegłam do spiżarni zobaczyć, jakie skarby Ethel tam ukrywa i pomyśleć, co mogę z tego wyczarować. Po kwadransie mam pomysł na pyszną i nieskomplikowaną kolację.
Zadowolona z siebie biegnę na górę wziąć prysznic i przygotować się na spotkanie z Sonią. Po godzinie schodzę na dół, ubrana w czarne rurki z wysokim stanem, szmaragdową bluzkę na guziki i aksamitną ramoneskę. Do tego pantofle na słupku i torebka na łańcuszku.
- Ładnie wyglądasz. - w kuchni znowu stoi Ted.
- Dziękuję. - również się uśmiecham. - Znasz się na winach? - zmieniam temat bo mi się przypomniało. - Potrzebuję dobre wino, które pasuje do krewetek. Ja nie mam o tym zielonego pojęcia. - chłopak kiwa głową, po czym wychodzi. Po paru minutach wraca z dwiema butelkami wina.
- To jest półwytrawne. Będzie dobre, nawet jeśli musisz je dodać do potrawy. - podaje mi pierwszą butelkę. - To jest półsłodkie, jeśli wolisz łagodniejsze. Oba muszą być schłodzone, ale tylko trochę. - patrzę na niego zszokowana. On chyba rozumie, o co mi chodzi. - Mając matkę i ciotkę wybitne kucharki, chcąc nie chcąc, trochę się przy nich nauczyłem. - wzrusza ramionami. Odbieram od niego butelki i wstawiam do lodówki. - Wyciągnij, jak zaczniesz gotować, żeby nie było zbyt zimne.
Do kafejki, w której umówiłam się z Sonią, docieramy lekko spóźnieni i brunetka już na mnie czeka. W sumie to nie wiem, jak mam się zachować. Mam ją przytulić, czy zwykle "cześć" wystarczy. Na szczęście dziewczyna przejmuje inicjatywę i przytula mnie serdecznie. Odwzajemniam uścisk i nie czuję się już skrępowana. To wyszło tak naturalnie, jak byśmy się tak witały od zawsze.
- Pięknie wyglądasz. - lustruję jej zgrabną figurę w dopasowanej sukience przed kolano w biało-czarne paski. Do tego ma kurtkę z ciemnego jeansu i buty na słupku, zapinane wokół kostki. I oczywiście znak rozpoznawczy Soni, czy jej długi czarny warkocz.
- Dziękuję. Ty też wyglądasz rewelacyjnie. - siadamy przy stoliku i rozmawiamy swobodnie o wszystkim, nawet o terapii u psychologa. Tylko temat naszych bolesnych doświadczeń pomijamy milczeniem. - Możesz mi to wytłumaczyć? - wyciąga z torebki gazetę, w której na pierwszej stronie jest moje zdjęcie z Adamem z wczorajszego balu. Wzdycham zrezygnowana. A może właśnie powinnam o tym z kimś porozmawiać? Może Sonia, patrząc na wszystko z boku będzie potrafiła mnie zrozumieć?
- Wszystko Ci opowiem, ale nie teraz i nie tutaj. - wyciągam z torebki pieniądze i kładę na stoliku. - Chodź, mam jeszcze coś do załatwienia. Po drodze Ci opowiem. - kiedy Ted nas wiezie do sklepu z zabawkami, opowiadam Soni o balu i rodzinie, którą wybrałam, by im pomagać. Dziewczyna jest wzruszona i ma łzy w oczach.
- Mogę Ci pomóc wybrać zabawki dla tych dzieci? - pyta z iskrą nadzieji w oczach.
- Po to tu jesteśmy. - odpowiadam i ciągnę ją za rękę do działu z pluszakami.
Po godzinie wychodzimy zadowolone. Dla chłopca kupiłyśmy pluszowego psa i samochód - radiowóz, w którym migają światła. Dla dziewczynki wybrałyśmy mięciutkiego misia, tej samej wielkości co pies jej brata i duży zestaw klocków. Będą się mogli bawić razem z bratem. Ja jeszcze kupiłam małego czarnego kotka dla Ethel. Nie wiem dlaczego, ale ten pluszak mi się z nią skojarzył. Już nie mogłam się doczekać, kiedy go jej wręczę.
Gdy wjechaliśmy na teren posiadłości, Sonia z wrażenia otworzyła szeroko buzię. Ja chyba zareagowałam podobnie pierwszego dnia.
Wchodziłyśmy do domu śmiejąc się i gadając.
- Dobra Dorothy, teraz powiesz mi wszystko. - z salonu na swoim wózku wyjechał Adrian i zatrzymał się na środku, gapiąc się na Sonię, jak sroka w gnat.
- Sonia, pozwól sobie przedstawić. To jest Adrian. Brat bliźniak Adama. - wskazałam na bruneta.
- Sonia Baker. - brunetka wyciągnęła rękę i zrobiła krok na przód. Tylko nie zauważyła stopnia i gdyby nie szybka reakcja Adriana, wybiłaby sobie zęby, albo przynajmniej skręciła kostkę. Mężczyzna podjechał i złapał ją tak, że wylądowała na jego kolanach. Patrzyli sobie w oczy, z wypiekami na policzkach. Czułam się jak ciotka przyzwoitka, która pilnuje młodych. - Miło Cię poznać. - wydusiła w końcu dziewczyna.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł Adrian, z tym łobuzerskim uśmiechem, który często gościł na twarzy Adama.
Kilka minut później siedzieliśmy we troje w salonie z kubkami herbaty. Zgodnie z obietnicą, opowiadałam o wszystkim Soni i Adrianowi. Oczywiście pominęłam dlaczego poszłam do Adama. Zmyśliłam, że po jakieś dokumenty. Sonia kiwnęła mi z wdzięcznością. To był nasz sekret, nasza trauma. Im mniej osób o niej wie, tym lepiej. Nie musimy się nikomu tłumaczyć. Nie musimy się zastanawiać, kto wie, a kto nie. Nie narażamy się ani na współczucie innych, ani na pogardę w stylu, że same się o to prosiłyśmy. Walczymy o nowe lepsze życie, ale to nie znaczy, że mamy się chwalić przeszłością. Nie ma czym się chwalić. Jeszcze trochę i Jake będzie zamkniętym rozdziałem, o którym będziemy mogły zapomnieć.
Oboje z Sonią zapewnili, że są po naszej stronie i nikomu nie zdradzą tego, co wiedzą. Później rozmowa zeszła na inne tematy. Pośmialiśmy się i było na prawdę sympatycznie.
Kiedy Sonia poprosiła o zamówienie taksówki do domu, Adrian zaproponował, że ją odwiezie. Zgodziła się i wyszli razem. Po godzinie dostałam SMS od Soni. Pisała, że Adrian bardzo jej się podoba i zaprosił ją na randkę. Z bananem od ucha do ucha poszłam do kuchni, by przygotować kolację dla Adama i wygrać zakład.
Gdy usłyszałam samochód na podjeździe, pobiegłam na górę. Szybko przebrałam się w dopasowaną sukienkę na ramiączkach i zeszłam na dół po swoje zwycięstwo.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz