Rozdział 3

347 21 0
                                    

Budzę się z twarzą na czymś białym i twardym. Mimo, że jest mi wygodnie, a nawet bardzo, wiem na pewno, że nie jest to poduszka. Unoszę lekko głowę i widzę, że leżę wtulona w bok śpiącego Adama, a to białe twarde coś, to jego klatka piersiowa, okryta białym t-shirtem. Zrywam się i odsuwam w najdalszy kąt łóżka, budząc tym mężczyznę.
- Jak mogłeś? - syczę. - Obiecałeś.
- Miałaś koszmar. - tłumaczy, wyciągając przed siebie dłonie w geście obronnym. - Płakałaś.
- To Cię nie upoważnia do przekraczania ustalonych granic. - warczę i ze łzami w oczach uciekam do łazienki. Zanim zamknę dzwi słyszę jeszcze siarczyste "Kurwa" z jego ust i głuchy dźwięk, jak by w coś uderzył.
Pod prysznicem stoję długo, dopóki się nie uspokoję. Pozwalam by moje łzy spływały razem z wodą do odpływu. Stoję tam tak długo, aż uda mi się samej sobie przetłumaczyć, że on na prawdę nie chciał źle, a poza tym, dobrze się czułam w jego ramionach. I chyba to mnie przeraża najbardziej. Dopiero po wyjściu z kabiny orientuję się, że nie mam ze sobą żadnych ubrań, a nawet szlafroka. Muszę wyjść owinięta w ręcznik. Na szczęście, ja jestem drobna, a ręcznik dość spory. Mam nadzieję, że wyszedł z pokoju i mnie nie zobaczy.
Moje nadzieje okazują się płonne. Siedzi na łóżku z łokciami opartymi o kolana i twarzą ukrytą w dłoniach. Najciszej jak potrafię przemykam do garderoby, modląc się, by nie zauważył, że mam na sobie tylko ręcznik.
Ubieram bieliznę i szary kombinezon bez rękawów, a do tego klapki na niewysokim koturnie. Wychodząc z garderoby widzę, że nadal siedzi w tej samej pozycji.
- Dorothy, przepraszam. - zaczyna mówić, nie patrząc na mnie. - Wiem, że nie powinienem. Wiem, że Ci obiecałem. Rzucałaś się. Płakałaś. Nie wiedziałem, co mam zrobić. To było instynktownie. Dora, wybacz mi. - to było takie szczere i słodkie. Nie potrafiłam się na niego gniewać. Podeszłam do niego i nie wiem dlaczego odgarnęłam mu twarzy kosmyk włosów. Odsunął dłonie od twarzy i spojrzał mi w oczy, a ja zrobiłam krok do przodu, stając pomiędzy jego kolanami. Nie przerywając kontaktu wzrokowego podniósł się do pionu. Kiedy wstawał jego tors otarł się delikatnie o moje piersi. Poczułam, że stwardniały mi sutki, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł przyjemny dreszcz. Cholera, co się ze mną dzieje? Moja dłoń z jego włosów zsunęła się niżej i zatrzymała na wysokości serca. Czułam pod palcami jego bicie i mogłabym przysiądz, że rytm był przyspieszony. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Niestety magia tej chwili została przerwana przez dźwięk jego telefonu. Odwrócił się, by odebrać, a ja podeszłam do toaletki i wzięłam do ręki szczotkę do włosów. Z tego co zrozumiałam rozmawiał z matką. Nie chciałam być wścibska i podsłuchiwać, więc rozczesałam włosy i wyszłam z pokoju.
Kiedy zszedł na dół, ja kończyłam śniadanie.
- Jakie plany na dzisiaj? - zapytałam, dolewając sobie kawy i za wszelką cenę udając, że na górze nic się nie wydarzyło.
- Za godzinę mam spotkanie z moim ojcem. Popołudnie spędzimy razem bo jest jeszcze kilka kwestii, które musimy ustalić, a wieczorem mamy być u moich rodziców na kolacji, o ile przyjmujesz moje warunki i podpiszesz umowę. - wyliczał.
- Już ją podpisałam. - odparłam spokojnie. - Leży na biurku w twoim gabinecie. - podniósł na mnie zaskoczony wzrok, a potem się szeroko uśmiechnął. - Boże, te jego stalowe oczy i uśmiech powodują, że miękną mi kolana. Co się ze mną dzieje, pytam po raz drugi w ciągu pół godziny? Nigdy żaden facet tak na mnie nie działał.
- Chciałbym Cię o coś zapytać. - zaczął niepewnie, kończąc swoje tosty. - Muszę wiedzieć. - patrzył na mnie stanowczo, ale z troską i ciepłem. Bałam się, czego będzie dotyczło jego pytanie, ale skinęłam głową żeby pytał. - Czy ktoś Ci zrobił krzywdę? Czy to był Jake? - tego się obawiałam. Zacisnęłam usta i oczy. Nie chciałam, by na mnie patrzył. Nie chciałam patrzeć na niego. Chciałam zniknąć. - Kurwa, Dora! - wrzasnął, uderzając pięścią w stół. Wystraszyłam się jeszcze bardziej. Podskoczyłam, a potem skuliłam w kłębek na fotelu, a po moich policzkach popłynęły łzy. Nie byłam w stanie ich zatrzymać. Oplotłam się ramionami i kiwałam lekko w przód i tył. - Przepraszam. Nie chciałem Cię wystraszyć. No już, cicho. - usłyszałam jego głos przed sobą. - Proszę, powiedz mi. Chcę Ci pomóc. - słyszałam troskę i błaganie w jego głosie, ale potrząsnęłam przecząco głową.
- Nie mogę. - wydusiłam. - On mnie zniszczy.
- Groził Ci wczoraj. - bardziej stwierdził niż zapytał. Otworzyłam szeroko oczy, mimo że przez łzy nic nie widziałam.
- Skąd wiesz?
- Widziałem twoją reakcję wczoraj na jego imię, jeszcze u mnie w gabinecie. Potem ta wiadomość, która Cię niemal sparaliżowała, a na koniec w nocy powtarzałaś: Jake, nie. - zacisnęłam dłonie w pięść i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Potrząsałam przecząco głową, chcąc wyrzucić to z mojej głowy. Nawet nie zauważyłam kiedy mnie podniósł i umieścił na swoich kolanach. Tulił mnie i głaskał po plecach jak małe dziecko.
- Ciii. Już dobrze. Przy mnie jesteś bezpieczna. - mówił łagodnym tonem. Walczyłam ze sobą, ale przecież w końcu wczoraj po to do niego poszłam, by mu powiedzieć. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
- Ja w tej firmie pracuję od czterech miesięcy. Bardzo mi zależało na tej posadzie i byłam z siebie dumna, gdy ją dostałam. Do czasu póki nie popełniłam pierwszego błędu. Oprócz wyzwisk i poniżania na forum całego biura, Jake kazał mi przyjść do swojego gabinetu. Tam bez ogródek mi powiedział, że od niego zależy moje być albo nie być w tej firmie i albo będę posłuszna,  albo wylecę z roboty, a on dopilnuje żeby nikt w Nowym Jorku mnie nie zatrudnił. - cały czas płakałam i miałam zamknięte oczy. Było mi wstyd i bałam się na niego spojrzeć. Znów czułam się brudna. - Kiedy do niego poszłam, kazał mi się położyć na biurku na brzuchu, wypinając pośladki. Wtedy mnie nawet nie dotknął, ale słyszałam jak się onanizuje patrząc na mój tyłek. Jego sapanie śniło mi po nocach. To było takie obleśne. Za każdy błąd, czy spóźnienie każda z nas musiała do niego iść. Żadnej chyba nie zgwałcił tak wprost, ale kazał się rozbierać, onanizował się patrząc, czasami dotykał. - słyszałam wściekły oddech Adama. Sapał jak rozjuszony byk, jednak nadal nie miałam odwagi otworzyć oczu. Poza tym, jak już zaczęłam, chciałam to z siebie wyrzucić. - Pamiętasz tę dziewczynę, która wyskoczyła z tarasu? - usłyszałam mruknięcie na tak. - Przez stres, przez to co nam robił, zawaliła jakiś kontrakt. - Otwarcie przy nas powiedział, że teraz będzie musiała ciężko odpracować tę stratę i że ma się zaopatrzyć w oliwkę albo inny lubrykant. Ona dlatego wyskoczyła. Wolała się zabić, niż oddać jemu. Ja wczoraj spóźniłam się do pracy. Złapał mnie na korytarzu, chwycił za pośladek i powiedział, że mam się zgłosić do jego gabinetu po pracy i inaczej odpracować ten kwadrans. Jedna z dziewczyn w biurze powiedziała, niby do siebie, że gdybyś Ty wiedział... - dalej nie mogłam rozbeczałam się.
- Dlatego wczoraj wpadłaś mi na spotkanie? - wydusił. - Chciałaś mi powiedzieć? - pokiwałam głową. - Tylko to mnie powstrzymywało przed zrobieniem tego co Ashley. - udało mi się powiedzieć, zanim zdławił mnie szloch. Adam bez słowa kołysał mnie w swoich ramionach, choć czułam, że złość roznosi go od środka. Gdy się uspokoiłam, zaniósł mnie do salonu i posadził na kanapie. Czułam, że jest wściekły. Teraz na pewno mnie wyrzuci, nie tylko stąd, ale i z pracy. Powiedział, że zaraz wróci i mam się nigdzie nie ruszać. Kiedy zszedł z góry, był gotowy na spotkanie z ojcem. Zerwałam się z kanapy i rzuciłam do niego.
- Adam, przepraszam. - wyłkałam i znów zalałam się łzami.
- Skarbie, to nie jest twoja wina. - mówił spokojnie, choć widziałam, że nerwy ledwo trzyma na wodzy. - To nie jest wina żadnej z Was. A ten skurwiel zapłaci za wszystko, co wam zrobił, co zrobił Tobie. - chwycił mnie, jak Pannę Młodą i zaniósł z powrotem na kanapę. - Odpocznij i pozwól mi się tym zająć. - skinęłam głową, a on pocałował mnie w czoło. - Niedługo wrócę. Tu jesteś bezpieczna.
Po jego wyjściu, zapłakana Ethel przyniosła mi herbatę i jakąś tabletkę na uspokojenie.
- Słyszałaś? - zapytałam, a ona pokiwała głową twierdząco.
- Moje dziecko, tak mi przykro. - rzuciła mi się w ramiona. - Ale nie martw się. Adam to dobry chłopak. Już on zadba żeby tamten drań zapłacił za wasze krzywdy. Jeśli obiecał, że się tym zajmie, to dotrzyma słowa. Pod tym względem jest jak Paul, jego ojciec. A najbardziej zawzięty jest, gdy mu na kimś zależy. - słuchając Ethel połknęłam tabletkę i zwinęłam się pod kocem w kłębek. Już miałam zasypiać, gdy dostałam SMS. Bałam się, że to Jake z kolejnymi pogróżkami.

Prześlij mi proszę tę wczorajszą wiadomość od niego. I nie martw się, już nikomu nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić.
Adam.

Czy on mi właśnie coś sugeruje? A jeszcze słowa Ethel, że jest zawzięty, gdy mu na kimś zależy. Chyba głupieję z nadmiaru emocji albo moja chora wyobraźnia płata mi figle. Nakryłam się kocem szczelniej i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Zapisane w gwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz